Cahal rozszerzył operację przeciwko Hezbollahowi w Libanie. Pododdziały 36. Dywizji i 91. Dywizji zaatakowały obiekty używane przez Partię Boga w nowych częściach pasa przygra­nicz­nego, w których do tej pory nie prowadzono działań bojowych. Na razie nic nie wskazuje na to, aby Izraelczycy planowali wkroczyć znacząco dalej w głąb Libanu.

Wczoraj Cahal stracił w Libanie aż sześciu żołnierzy. Wszyscy służyli w 51. batalionie brygady „Golani” i polegli w tym samym starciu z bojownikami ukrywającymi się w budynku. Mieli od 19 do 22 lat i stopnie od sierżanta do kapitana. 13 listopada stał się najkrwawszym dniem dla Cahalu od 2 października, kiedy poległo aż ośmiu żołnierzy (trzech kapitanów, a także pięciu sierżantów i sierżantów sztabowych, w wieku od 21 do 23 lat). Dziś poległ jeszcze jeden oficer z tego samego batalionu – 21‑letni porucznik.

Również dziś żołnierze 188. Brygady, podlegającej 36. Dywizji, zlokalizowali duży magazyn uzbrojenia należący do elitarnego Pułku al‑Hadżdż Radwan. Znajdowały się w nim wyrzutnie przeciw­pan­cer­nych pocisków kiero­wa­nych, granat­niki przeciw­pan­cerne i karabiny wyborowe. Z kolei 91. Dywizja zloka­li­zo­wała i zniszczyła 36‑lufową wyrzut­nię niekie­ro­wa­nych pocisków rakietowych.

(צה”ל)

Nowy minister obrony Jisrael Kac wraz z ramatkalem (szefem sztabu generalnego) Hercim Halewim odwiedził wczoraj kwaterę główną Dowództwa Północnego Cahalu, gdzie oświadczył, że Izrael „nie zawrze rozejmu, nie zdejmie stopy z pedału gazu i nie pozwoli na żadne porozumienie, które nie będzie obejmowało osiągnięcia celów tej wojny”. Zasadnicze cele wyznaczone przez Jerozolimę to wypchnięcie Hezbollahu na północ od rzeki Litani i umożliwienie powrotu do domów 63 tysiącom osób ewakuowanych z przygranicznych miejscowości, kiedy Hezbollah rozpoczął ich regularny ostrzał. Rezolucja numer 1701 Rady Bezpieczeństwa ONZ zabrania Hezbollahowi posiadania formacji wojskowych na południe od Litani.

W wypowiedzi Kaca pojawił się jednak trzeci cel: rozbrojenie Hezbol­lahu. To nowość. Do tej pory mowa była tylko o uniemożliwieniu bojownikom Partii Boga użycia broni przeciw Izraelowi (do czego konieczne jest wypchnięcie ich za Litani, co zarazem zaspokoi wymagania rezolucji 1701), ale nie o całkowitym ich rozbrojeniu.

Izrael kontynuuje naloty na Bejrut. W nocy z 12 na 13 listopada Chejl ha‑Awir zbombardował budynki w połud­niowo­bej­ruc­kiej dzielnicy Ad‑Dahija, będącej jednym z ośrodków władzy Hezbollahu. Zniszczone obiekty zidentyfikowano jako składy uzbrojenia i stanowiska dowodzenia. Bomby spadły także na wieś Aramun na południe od Bejrutu, gdzie według tamtejszego ministerstwa zdrowia zginęło co najmniej sześć osób.

Kolejne uderzenia na Bejrut prze­pro­wa­dzono w nocy z 13 na 14 listopada, a potem następne dziś w ciągu dnia. Jeden z celów znajdował się w bezpośrednim sąsiedztwie stołecz­nego portu lotniczego. Kolejne bomby spadły na Baalbek, gdzie w dwóch nalotach zginąć miało dwadzieścia osób. Izraelczycy zbombardowali także dwa budynki na przedmieściach Damaszku (gdzie celem byli członkowie Palestyńskiego Islamskiego Dżihadu) oraz przejście graniczne na granicy Libanu z Syrią i mosty na rzece Orontes na szlakach wykorzystywanych przez hezbollahowską jednostkę 4400, odpowiedzialną za dostarczanie irańskiej broni do Libanu.

Hezbollah oczywiście wciąż próbuje nękać izraelską obronę powietrzną. Średnio kilka razy dziennie znad Libanu (a czasem także z Syrii lub Iraku) przylatuje jakiś dron. Większość zostaje zestrzelona i nie czyni nikomu krzywdy, choć niektóre sięgają potencjalnie bardzo wrażliwych celów. 12 listopada na przykład jeden dron uderzył w przedszkole na obrzeżach Hajfy. Nikomu nic się nie stało, ponieważ dzieci i nauczyciele w porę udali się do schronów. Dziś dwaj żołnierze zostali ranni w mieście Eliakim na północy kraju.

Na ogół główne zagrożenie wciąż pochodzi ze strony nie­kie­ro­wa­nych pocisków rakie­to­wych. Ich liczba wprawdzie zauważalnie spadła – jeszcze miesiąc temu Hezbollah odpalał dziennie średnio ponad 150 pocisków, w ostatnim tygodniu „tylko” sto – ale poziom zagrożenia pozostaje wysoki. 12 listopada salwa dziesięciu pocisków zabiła dwóch mężczyzn, w wieku 52 i 54 lat, w Naharijji oraz raniła kolejnych dwóch w kibucu Kabri. Na przestrzeni tego dnia Hezbollah wykorzystał kilka­dzie­siąt wyrzutni, z których wiele jeszcze tej samej nocy zostało zniszczonych przez izraelskie lotnictwo. Łącznie w ciągu minionego tygodnia zlikwidowano, według wyliczeń Cahalu, ponad 140 wyrzutni.

Drodzy Czytelnicy! Dziękujemy Wam za hojność, dzięki której Konflikty pozostaną wolne od reklam Google w lutym.

Zabezpieczywszy kwestie podstawowe, możemy pracować nad realizacją ambitniejszych planów, na przykład wyjazdów na zagraniczne targi, aby sporządzić dla Was sprawozdania, czy wyjazdów badawczych do zagranicznych archiwów, dzięki czemu powstaną nowe artykuły.

Możecie nas wspierać przez Patronite.pl i przez Buycoffee.to.

Z tą zbiórką zwracamy się do Czytelników mających wolne środki finansowe, które chcieliby zainwestować w rozwój Konfliktów. Jeśli nie macie takich środków – nie przejmujcie się. Bądźcie tu, czytajcie nas, polecajcie nas znajomym mającym podobne zainteresowania. To wszystko ma dla nas ogromną wartość.

3%

Cahal ujawnił również po raz pierw­szy, że w ostrzale celów w Libanie uczestniczy także marynarka wojenna. Tak było na przykład 5 paź­dzier­nika. W uderzeniu na obóz dla uchodźców Beddawi na obrzeżach Trypolisu, które wówczas opisaliśmy, zabito Sajjida Atallaha Alego, wysokiego rangą oficera Brygad imienia Izz ad‑Dina al‑Kassama (formacji bojowych Hamasu). Teraz wiemy, że atak prze­pro­wa­dziła jedna z izraelskich korwet typu Sa’ar-6. Łącznie okręty nawodne poraziły kilkadziesiąt celów. Okręty podwodne są zaś na bieżąco wykorzystywane do obserwacji wybrzeża.

Ze wszystkiego, co powyżej napi­sa­liśmy, można wyciągnąć tylko jeden wniosek: wojna się zaognia. A jednak doniesienia z kręgów dyplo­ma­tycz­nych sugerują, że zawiesze­nie broni może być bliżej niż dalej. W najbardziej optymistycznym scenariuszu możemy się spodziewać konkretów jeszcze w tym tygodniu.

Jak informuje The Washington Post, powołując się na źródło zbliżone do Binjamina Netanjahu, Ron Dermer, izraelski minister do spraw stra­te­gicz­nych i najbliższy współ­pra­cow­nik premiera Izraela, oświadczył prezydentowi elektowi Stanów Zjednoczonych Donaldowi Trumpowi i jego zięciowi Jaredowi Kushnerowi, że izraelski rząd pracuje gorączkowo nad porozumieniem w sprawie rozejmu w Libanie. Miałby to być prezent dla Trumpa, który dzięki temu będzie mógł się pochwalić sukcesem na arenie między­naro­dowej (w kampanii wyborczej obiecywał zapro­wa­dze­nie pokoju na Bliskim Wschodzie). Koniec wojny miałby nastąpić w ostatnich dniach stycznia, tuż po inauguracji nowego-starego prezydenta.

Notabene Dermer rozpoczął podróż do USA od wizyty u Trumpa w jego prywatnej rezydencji Mar-a-Lago, a dopiero potem udał się do Waszyng­tonu na spotkanie z Bidenem. To wymowny sygnał. Nikt zresztą nie miał wątpliwości, że Netanjahu i jego koalicjanci marzą o zwycięstwie wyborczym Trumpa.

Pozostaje pytanie, czego Bibi oczekuje w zamian. Odpowiedź nasuwa się sama: wolnej ręki w Gazie, a zwłaszcza niezawracania mu głowy kwestiami humanitarnymi. Ale czy takie przyzwolenie trzeba „kupo­wać”? Trump sam zachęcał Bibiego, aby „zrobił to, co musi zrobić”. Stawką wobec tego może być Iran i amerykańska pomoc w ataku na instalacje nuklearne w Islamskiej Republice.

W tym miejscu trzeba jeszcze odno­to­wać, że Donald Trump zdecydował się na powołanie specjalnego wysłannika do spraw Bliskiego Wschodu. Stanowisko to zajmie Steven Witkoff, z zawodu inwestor na rynku nieruchomości, a prywatnie kolega Donalda Trumpa i jego partner do gry w golfa. W czasie niedawnej kampanii prezydenckiej Witkoff był swoistym łącznikiem pomiędzy sztabem Trumpa a organizacjami zrze­sza­ją­cymi żydowskich biznesmenów w USA. Oczywiście nie może się pochwalić żadnym doświadczeniem w dyplomacji.

Teraz prawdopodobnie Witkoff będzie wykonywał zadania podobne do tych, które Trump powierzył Kushnerowi w trakcie poprzedniej kadencji (Kushner uczestniczył w negocjacjach, które doprowadziły do zawarcia tak zwanych porozumień abraha­mo­wych), i zapewne przejmie też rolę odgrywaną obecnie przez starszego doradcę Bidena, Amosa Hochsteina. Ten ostatni de facto stał się wysłannikiem Waszyngtonu do spraw Bliskiego Wschodu, ale nigdy nie został formalnie mianowany na takie stanowisko. Kushner zaś będzie wykonywał mniej eksponowane zadania, ale najpewniej wciąż na „froncie” bliskowschodnim.

x.com/idfonline