Stwierdzenie inspektora niemieckich wojsk lądowych, Generalleutnanta Alfonsa Maisa, że Bundeswehra jest „mniej więcej goła” (mehr oder weniger blank), powoli stają się klasykiem. Specjalny fundusz na dozbrojenie Bundeswehry (Sondervermögen) nie spełnił oczekiwań, nadal do końca nie wiadomo, na co przewidziane pieniądze zostaną wydane. Odpowiadający za resort obrony socjaldemokraci unikają odpowiedzi i odpowiedzialności, żeby nie powiedzieć – sabotują proces proces reform i odbudowy sił zbrojnych.
Widoczna staje się rosnąca frustracja wojskowych objawiająca się w postaci kolejnych przecieków do mediów. Pierwszym odcinkiem w nowej odsłonie niemieckiej telenoweli był wywiad udzielony przez generała Maisa dziennikowi Süddeutsche Zeitung, opublikowany 11 listopada.
Inspektor wojsk lądowych zaczął od przypomnienia, że w latach 80. Bundeswehra miała dwanaście dywizji z łącznie trzydziestoma sześcioma brygadami, a do tego ponad 7 tysięcy czołgów. Dzisiaj liczy ledwie osiem brygad w trzech dywizjach, a łączna liczba pancernych wozów bojowych ledwo przekracza tysiąc. Takie siły nie są w stanie ani obronić Niemiec, ani wypełnić zobowiązań sojuszniczych. Konieczna jest więc odejście od koncentracji na działaniach ekspedycyjnych.
Pierwszym istotnym krokiem na drodze do odbudowy zdolności Bundeswehry do uczestniczenia w konflikcie pełnoskalowym jest wzmocnienie artylerii. Temat ten jest nagłaśniany od dłuższego czasu. Według generała Maisa aktualne plany zakładają podwojenie liczby systemów artyleryjskich. Obecnie w jednostkach liniowych ma być około setki haubic samobieżnych PzH 2000 i czterdziestu wyrzutni pocisków rakietowych MARS (M270 MLRS). Jak jednak podkreśla generał, park artyleryjski niestety nie znalazł się w Sondervermögen.
Mais naciska na jak najszybsze tempo działań oraz koncentrację wysiłku na przygotowaniach do obrony kraju i sojuszników, i nie szczędzi politykom słów pośredniej krytyki. Przypomina na przykład, ze w szczytowym momencie zaangażowania w Afganistanie Niemcy potrafiły tam utrzymać kontyngent liczący 10 tysięcy żołnierzy. Aluzja jest czytelna. Berlin zobowiązał się do roku 2025 rozmieścić na wschodniej flance NATO pełną dywizję, liczącą wraz z jednostkami pomocniczymi 30 tysięcy ludzi.
Ledwie trzy dni po wywiadzie do mediów wyciekł raport „Wytyczne operacyjne dla sił zbrojnych”. Dokument liczy 68 stron i rozwija wątki wspomniane przez generała Maisa. Bundeswehra musi odejść od koncentracji na misjach zagranicznych, ponownie się przestawić na obronę terytorium własnego i sojuszników, a także szykować się na „możliwą wojnę na wschodniej flance NATO”. Raport wielokrotnie podkreśla, że ewentualna wojna zostanie Niemcom narzucona, a obrona kraju musi być prowadzona na wschodniej flance NATO. Liczne są też ostrzeżenia przed niespodziewanymi atakami stwarzającymi zagrożenie egzystencjalne.
W dowództwie niemieckich sił zbrojnych najwyraźniej nie ma też już złudzeń, kto jest potencjalnym przeciwnikiem. We wrześniu tego roku inspektor generalny Bundeswehry, generał broni Eberhard Zorn, zarządził, aby wojsko szykowało się na potencjalną wojnę z Rosją. Złośliwie można stwierdzić, że dość długo zajęło Niemcom dojście do tego przekonania. Generał Zorn idzie jednak jeszcze dalej i domaga się, aby Niemcy „odegrały wiodącą rolę” w razie zagrożenia.
Takie stawianie sprawy jest szokiem dla opinii publicznej, nie tylko jej lewicowej i pacyfistycznej części. Wiele zależy zresztą od sposobu przedstawiania sprawy. W sondażach regularnie widać, że usunięcie z pytań bezpośrednich odniesień do wojska zupełnie zmienia postać rzeczy. „Wiodąca militarna rola Niemiec” jest źle widziana, „wiodąca rola Niemiec” – już nie. To samo dotyczy pytań o reanimację Bundeswehry.
Dużo na tym polu zależy od działań władz. W wydanej w roku 2018 książce „Wir verstehen die Welt nich mehr” (Nie rozumiemy już świata) dziennikarz Christoph von Marschall zarzucał kolejnym rządom Angeli Merkel, że nie zrobiły nic, by przygotować społeczeństwo na zmiany. Politycy wybierali chowanie głowy w piasek i liczenie na to, że jakoś to będzie.
Mimo rosyjskiej agresji na Ukrainę niewiele się w tym względzie zmieniło, zwłaszcza wśród socjaldemokratów. Ministerstwo obrony odmawia nie tylko dokładniejszych informacji, na co pójdzie 100 miliardów euro ze specjalnego funduszu na dozbrojenie Bundeswehry, ale także ogólnych planów zakupowych. Usiłujący zbadać sprawę dziennikarz Björn Müller został przez rzecznika resortu odesłany do ministerstwa gospodarki, które nie do końca wiadomo dlaczego miałoby odpowiadać za zbrojenia. Jak łatwo się domyślić, w ministerstwie gospodarki wskazano na resort obrony jako podmiot odpowiedzialny.
Before some days I asked the MoD about concepts for intensified armament in the context of the #UkraineWar: Spokesperson statement: Not our responsibility, its a MoEconomics task. Spokesperson there: Nope, its the duty of the MoD… https://t.co/f2K4DObHIL
— Björn Müller (@Bjoern__M) November 10, 2022
Nie jest to jednak koniec absurdów. Jak dowiedziała się stacja ZDF, drugi kanał niemieckiej telewizji publicznej, ministerstwo obrony odmawia informacji nawet członkom parlamentarnej komisji obrony. Nie chodzi tu tylko o planowane zakupy. Parlamentarzyści chcieli dowiedzieć się o stanie zapasów amunicji. W myśl przepisów NATO zasoby powinny wystarczyć na trzydzieści dni wojny. Wiadomo, że niemieckich zapasów starczy na kilka dni. Jak powiedział ZDF Jens Lehmann z CDU, na zapytanie komisji w tej sprawie resort odpowiedział mniej więcej, że nie jest to sprawa parlamentarzystów, a informacje nie zostaną im udzielone, nawet jeżeli mają dostęp do tajnych danych.
Według deputowanej Evy Högl z SPD uzupełnienie niemieckich zapasów kosztowałoby 20 miliardów euro. Zdaniem Lehmana nie ma na to szans, zwłaszcza że amunicja nie jest wymieniana w Sondervermögen. Minister obrony Christine Lambrecht określiła konieczność uzupełnienia zasobów jako „oczywistą oczywistość”, o którą walczy w negocjacjach budżetowych. Sukces w tej walce wydaje się jednak wątpliwy. W projekcie przyszłorocznego budżetu, który wyciekł do mediów, wydatki na obronę są obcięte w stosunku do roku bieżącego o 300 milionów euro.
#Zeitenwende nimmt jetzt richtig Fahrt auf. Verteidigungsetat sinkt 2023. @Bundeskanzler #Scholz bleibt sich treu: overpromising and underdelivering. pic.twitter.com/RDi48FH1Hf
— Lena Berger (@lena4berger) November 23, 2022
Sama zaś minister Lambrecht znowu jest pod ostrzałem. Według informacji, które zdobyła niemiecka edycja magazynu Business Insider, szefowa resortu obrony przez kilka miesięcy wstrzymywała, a następnie odwołała publikację raportu na temat modernizacji Bundeswehry. Prace nad dokumentem zostały zainicjowane na polecenie jej poprzedniczki Annegret Kramp-Karrebnbauer. Analiza miała określić konieczny zakres i stopień modernizacji Bundeswehry. Zdaniem Lambrecht powstały raport ma być zbyt szczegółowy, a winien być bardziej ogólnikowy i nie zawierać szczegółowych zaleceń.
Zobacz też: Jak świecący plankton może pomagać w wykrywaniu okrętów podwodnych