Dwa przypadki „przyjacielskiego ognia” w Afganistanie, w których zginęli brytyjscy żołnierze, mogły być spowodowane rozbieżnościami w mapach, którymi posługiwały się oddziały brytyjskie i amerykańskie. Twierdzi tak ujawniony niedawno raport z czasu wojny w Afganistanie.
Szeregowi Aaron McClure i Robert Foster zginęli w 2007 roku, kiedy pilot amerykańskiego F-15E zrzucił na nich 227-kilogramową bombę. Walczyli oni w pobliżu tamy Kajaki, a amerykański samolot miał im udzielić bliskiego wsparcia. Tyle że bomba powinna spaść kilometr dalej na północ, gdzie znajdowały się pozycje talibów. Jednym z czynników mających wpływ na wypadek było to, że siatki współrzędnych na mapach żołnierzy i pilota się nie pokrywały. W drugim wypadku z 2009 roku Christopher Roney zginął, kiedy amerykański AH-64 ostrzelał z działka stanowisko brytyjskich żołnierzy, biorąc ich za talibów.
Raport stwierdza ponadto, że życie większej liczby brytyjskich saperów mogło być ocalone, gdyby mogli częściej używać robotów do zdalnego rozbrajania bomb i IED. W latach 2008–2013 w Afganistanie zginęło dwudziestu dwóch saperów, którzy częściej, niż to było konieczne, zmuszeni byli działać osobiście w ciężkim kombinezonie, przez co byli fizycznie wykończeni, zanim nawet dotarli do bomby. Były to największe straty wśród brytyjskich saperów od czasu ich działalności w Irlandii Północnej w latach siedemdziesiątych.
(telegraph.co.uk; fot. Sergeant Rupert Frere RLC, MOD News Licence)