Sekretarz obrony Ben Wallace poinformował, że plany budowy nowego jachtu mającego promować Wielką Brytanię na morzach i oceanach trafiły do kosza, najprawdopodobniej raz na zawsze. Wart 250 milionów funtów przetarg mający wyłonić przedsiębiorstwo, które zbuduje jednostkę, anulowano. Nazwy dla nowej jednostki nie wybrano (a jeśli wybrano, to nie ogłoszono). Brytyjskie media informowały, że planowano nadanie jej imienia na cześć zmarłego w ubiegłym roku księcia Filipa, męża królowej Elżbiety II, ale sprzeciwiła się temu rodzina królewska.

Nowy jacht miał być następcą jachtu królewskiego HMY Britannia, wycofanego ze służby w 1997 roku. W praktyce miał jednak odgrywać odmienną rolę. Zamiast wozić króla i jego krewnych (Britannia przez czterdzieści cztery lata służby odbyła blisko 700 rejsów w ramach oficjalnych podróży zagranicznych członków rodziny królewskiej), głównym przeznaczeniem jednostki miało być goszczenie na pokładzie imprez targowych i spotkań dyplomatycznych. W komunikatach prasowych nazywano ją wręcz „pływającą ambasadą”.

Pomimo to prawdopodobnie nowy jacht funkcjonowałby na podobnej zasadzie jak Britannia: byłby obsadzany przez marynarzy Royal Navy zgłaszających się na ochotnika najpierw na roczną turę służby, a następnie ewentualnie podejmujących stałą służbę w charakterze królewskich marynarzy jachtowych. Za ochronę jednostki poza wodami macierzystymi i tym razem odpowiadałaby najpewniej Królewska Piechota Morska. Załoga według wstępnych założeń miała liczyć 50–60 osób.



Projekt „narodowego okrętu flagowego” był oczkiem w głowie byłego premiera Borisa Johnsona. Stąd też obserwatorzy brytyjskiej sceny politycznej zakładali, że nowy jacht, wpisując się w ambicje Johnsona, będzie odtwarzał rolę Britannii w każdym względzie, w którym będzie to możliwe, a zwłaszcza jako symbolu brytyjskiej potęgi w zgodzie z Thomsonowskim Rule, Britannia! rule the waves. Rząd podkreślał jednak, iż nie będzie to luksusowy jacht, ale jednostka mająca wykonywać praktyczne zadania bez zbędnego przepychu.

HMY Britannia w Kanadzie w 1959 roku.
(Canada. Dept. of National Defence / Library and Archives Canada)

Minęły jednak dwie zmiany na stanowisku premiera i obecny szef rządu Rishi Sunak uznał, że nie da się uzasadnić wydania ćwierci miliarda funtów (ponad 1,3 miliarda złotych) na jednostkę, która nie ma przynosić żadnych wymiernych korzyści. A już z pewnością nie da się uzasadnić takiego wydatku teraz, kiedy rząd szuka wszelkich możliwych oszczędności przed tak zwanym autumn statement, czyli prezentacją w Parlamencie kształtu budżetu i stanu brytyjskiej gospodarki, zaplanowanym na 17 listopada.

Początkowo, w maju 2021 roku, nowy jacht miał kosztować 150 milionów funtów, ale kosztorys szybko zaczął pęcznieć i Wallace jeszcze w ubiegłym roku musiał przyznać, że osiągnięto próg 200 milionów funtów. Roczny koszt utrzymania szacowano na 20–30 milionów funtów. Planowano, że jednostka podniesie banderę w 2024 lub 2025 roku. Wallace jeszcze niedawno nazywał ją klejnotem w koronie rządowej strategii budowy statków i okrętów.

– Chcę, aby przyszli dziadkowie chwalili się pewnego dnia swoim wnukom: „pomogłem zbudować ten okręt” – mówił w lipcu ubiegłego roku.



Zamiast „nowej Britannii” Londyn postawi na przyspieszenie prac nad nowymi okrętami badawczo-zwiadowczymi Multi-Role Ocean Surveillance Ships (MROSS). Wallace podkreślił w wystąpieniu przed Izbą Gmin, że pozyskanie zyskało na znaczeniu wobec trwającego rosyjskiego najazdu na Ukrainę i rosnącego zagrożenia dla infrastruktury podmorskiej. MROSS-y pomogą w jej zabezpieczaniu. Pierwszy okręt powinien wejść do służby w Royal Fleet Auxiliary w 2024 roku.

Ostrożność w tej kwestii jest wskazana, o czym niedawno dobitnie przypomniały nam wycieki z rurociągów Nord Streamu, spowodowane najprawdopodobniej przez rosyjski sabotaż. Zainteresowanie Moskwy kwestią podwodnego sabotażu, zwłaszcza infrastruktury telekomunikacyjnej, ma jednak długą tradycję. Wielokrotnie wspominaliśmy w tym kontekście o swoistym okręcie flagowym rosyjskiego Głównego Zarządu Badań Głębinowych. 108‑metrowy Jantar projektu 22010 Kriujs, klasyfikowany jako jednostka oceanograficzna, w praktyce jest okrętem zwiadowczym, dysponującym bogatą aparaturą dwojakiego – wojskowego i cywilnego – zastosowania i zdolnym do szukania obiektów na dnie morskim. W skład jego wyposażenia wchodzą dwa duże autonomiczne pojazdy podwodne, zdolne do wykonywania zdjęć dna morskiego i infrastruktury podmorskiej w wysokiej rozdzielczości, a także do podejmowania przedmiotów z dna. Z pewnością przecięcie kabla nie przekracza ich zdolności.

Na razie ujawniono niewiele informacji na temat MROSS-ów, ale wiadomo, że powstaną dwa okręty, z których pierwszy ma być oparty na już istniejącym i sprawdzonym projekcie cywilnym, podczas gdy drugi będzie zbudowany w Wielkiej Brytanii według projektu opracowanego od zera pod kątem tego programu. Wobec tego trudno mówić o typie MROSS, będzie to raczej klasa okrętów złożona z dwóch typów reprezentowanych przez pojedyncze okręty. Cechą wspólną mają być stosunkowo niewielkie rozmiary i wysoki stopień automatyzacji, dzięki czemu każdą jednostkę ma obsadzać załoga licząca jedynie około piętnastu osób.

Zobacz też: Nigeria kupiła tureckie śmigłowce T129