Krytycy nie zostawiają suchej nitki na malejących wymaganiach US Navy wobec bezpilotowego samolotu cysterny. Z tej okazji poświęcona lotnictwu strona internetowa Alert 5 przygotowała dla swoich czytelników miniankietę, w której jedyne pytanie brzmi: „Czy bezpilotowy S-3 powinien rywalizować w programie MQ-25A?”.
Z zapotrzebowania na bezpilotowca MQ-25A Stingray usunięto już praktycznie wszystko, co tworzyło wizję maszyn pokroju X-47B. Pokładowy dron US Navy nie musi być mieć ograniczonej widzialności radarowej, tak więc niepotrzebne są nowatorskie koncepcje aerodynamiczne, w stylu latającego skrzydła czy rozwijanego przez Lockheeda Martina projektu maszyny ze skrzydłokadłubem.
Nie spotkała się też z aprobatą idea zastąpienia turbośmigłowych transportowców C-2A Greyhound modyfikacją Vikinga, gdyż w tej roli marynarka widzi raczej CMV-22B. Nie ma konieczności, żeby dron był uzbrojony, a zadania rozpoznawcze miałby wykonywać tylko „w wolnym czasie”. Ma być przede wszystkim tankowcem i ważne jest, aby dostępny był szybko. A żeby było taniej i bez ryzyka towarzyszącego rozwojowi nowych projektów, powinien używać zasobników do przekazywania paliwa w powietrzu serii znanej z S-3B i F/A-18E/F.
Smaczku sprawie dodaje to, że oferenci nie spieszą się z ujawnianiem wyglądu swych wersji MQ-25A, na niektórych wizjach zaś pojawia się tylko fragment maszyny z dobrze znanym zasobnikiem buddy refueling store (ilustracja tytułowa). A skoro F-4 i F-16 mogą mieć nowe, choć czasem krótkie, życie jako bezpilotowce QF-4 i QF-16, czemu nie miałyby go mieć S-3B jako MQ-25A? Zwłaszcza jeśli bezpilotowy tankowiec miałby być zrobiony oszczędnie, tak aby nie podbierał funduszy na dodatkowe F/A-18E/F i F-35C.
Do chwili pisania niniejszych słów w ankiecie Alert 5 zagłosowało ponad dwieście osób. Z tego trzy czwarte opowiadało się za powrotem Vikinga – tym razem w wersji zdalnie sterowanej – na pokłady lotniskowców. Trudno się dziwić, gdyż S-3B (a po części także ES-3A) jeszcze u schyłku kariery udowadniały swą pełną użyteczność w roli maszyn tankujących, elektronicznego zwiadu i szturmowych.
Niefortunnie, wycofując S-3 ze służby w US Navy, elity polityczno-wojskowe przyjęły, że nie będzie już więcej zagrożenia ze strony obcych okrętów podwodnych, a zadania powietrznego tankowania nie przeciążą rozchwytywanych F/A-18E/F. Oba założenia okazały się błędne.
Odrębną sprawą jest stopień zużycia zakokonowanych i odstawionych do składowiska AMARG Vikingów, który może przekreślać rozważania nad ich przywróceniem do służby. Wedle jednych źródeł S-3 pod koniec ubiegłej dekady były już zbyt sfatygowane, aby dalej latać. Według innych osiemdziesięciu siedmiu egzemplarzom pozostało w zapasie średnio po 9000 godzin lotu.
(alert5.com, thedrive.com, usni.org)