Koncern BAE System poinformował o zawarciu umowy z amerykańskimi siłami zbrojnymi dotyczącej wznowienia produkcji elementów konstrukcyjnych do 155-milimetrowych armatohaubic ciągnionych M777. Kontrakt podpisano w formule Undefinitized Contract Action, co pozwala spółce od razu rozpocząć realizację umowy, mimo że nie została sfinalizowana. Początkowa wartość zamówienia opiewa na 50 milionów dolarów.
W ramach kontraktu BAE Systems dostarczy amerykańskim wojskowym elementy konstrukcyjne armatohaubic, w tym zasadnicze komponenty wykonane ze stopów tytanu. Pierwsze duże dostawy miałyby ruszyć już w przyszłym roku, w ich realizację zaangażowani będą poddostawcy z Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych.
Dodatkowo BAE przekazało, że negocjowany kontrakt otwiera drzwi do wznowienia produkcji M777 w Wielkiej Brytanii. Spółka ma odnotowywać zwiększone zainteresowanie haubicami w Europie, Azji oraz Ameryce Północnej i Południowej. Wznowienie produkcji stanowi nie lada gratkę dla obecnych i nowych użytkowników, ponieważ korzystając z efektu skali, dostawy nowych systemów byłyby szybsze i korzystniejsze cenowo.
John Borton, wiceprezes BAE Systems Weapons Systems UK, stwierdził, że holowane M777 sprawują się dobrze w wojnie na wschodzie dzięki lekkości i możliwości prowadzenia ognia przy użyciu amunicji precyzyjnej. Oczywiście należy pamiętać, że artyleria holowana ma poważne wady, na które składają się głównie ograniczona mobilność oraz wysokie straty wśród personelu i samych haubic.
Z drugiej strony M777 jest tanią haubicą sprawdzoną w wielu konfliktach zbrojnych. Z pewnością część biedniejszych państw rozważa pozyskanie M777 jako alternatywę dla droższych haubic samobieżnych lub ich uzupełnienie. Systemy holowane są pożądane przez lekkie formacje, które cenią możliwość łatwego transportu drogą powietrzną, na przykład pod śmigłowcami.
Borton dodał, że decyzja o wznowieniu produkcji podzespołów do M777 ma związek z ich użyciem w Ukrainie – są intensywnie eksploatowane, niedziwne więc, że wymagają napraw. Sojusznicy – głównie USA, Kanada i Australia – podarowali Ukraińcom około 200 egzemplarzy, uszczuplając własne zasoby zarówno samych haubic, jak i części zamiennych.
Co ciekawe, decyzja o częściowym wznowieniu produkcji M777 nastąpiła przed oficjalnym ogłoszeniem wyników rewizji amerykańskich programów artyleryjskich. W sierpniu generał James Rainey, szef Army Futures Command, powiedział, iż do tej pory dowództwo wojsk lądowych w dużej mierze skupiało się na rozwoju precyzyjnej artylerii rakietowej dalekiego zasięgu.
W wyniku obserwacji wojny rosyjsko-ukraińskiej rozpoczęły się analizy, które określą potrzeby amerykańskich artylerzystów, uwzględniając zarówno rejon Indo-Pacyfiku, jak i sytuację w Ukrainie. Nowa strategia artyleryjska US Army na nowo określiłaby możliwości posiadanych obecnie sił i środków rażenia oraz potrzeby.
Rainey i szef sztabu US Army, generał Randy George, przyznali, iż zbyt dużą wagę przykładano do rozwoju precyzyjnych środków rażenia, zapominając o klasycznej artylerii lufowej. Wojna na wschodzie wręcz potwierdza, że klasyczna artyleria wciąż pozostaje „Bogiem Wojny” – to ona zadaje najwięcej strat przeciwnikowi. Oczywiście rozwój systemów precyzyjnych jest równie kluczowy.
Nowy dokument ma uwzględniać, w jakich jednostkach wykorzystywana będzie artyleria o trakcji gąsienicowej, kołowa lub holowana. Jest to ważna informacja, ponieważ obecnie pewnym problemem US Army jest nasycenie artylerią holowaną. O ile amerykańskie brygady pancerne (ABCT) mogą liczyć na wsparcie ogniowe artylerii samobieżnej, o tyle mobilne brygady osadzone na kołowych Strykerach (SBCT) dysponują wyłącznie holowanymi systemami M777, co nijak ma się do doktryny wysoce mobilnych jednostek – systemy ciągnione mają ograniczoną prędkość holowania.
Oczywiście wsparcie ogniowe amerykańskich brygad pancernych nie jest pozbawione wad. Stanowią je haubice samobieżne M109A6/A7 Palladin kalibru 155 milimetrów. Mimo przeprowadzonych modernizacji znacząco podnoszących zdolności bojowych, to amerykanie wciąż trzymają się krótkolufowej armaty M284 o długości lufy 32 kalibrów.
Praktycznie wszystkie współczesne systemy artyleryjskie, jak na przykład polskie Kraby, niemieckie PzH 2000 czy szwedzkie Archery, wykorzystują lufę o długości 52 kalibrów. Pozwala to na rażenie celów przy użyciu standardowej amunicji na odległość nawet 40 kilometrów. Amerykańskie Paladiny mogą osiągnąć zbliżoną donośność wyłącznie przy pomocy zdecydowanie droższej amunicji o zwiększonej donośności, co nie jest ekonomicznym rozwiązaniem.
Lekarstwo na ten stan w październiku ubiegłego roku przedstawiło BAE, prezentując haubicę M109A7 z niemiecką armatą Rheinmetall L52 o długości 52 kalibrów. Nową wersję słynnego Paladina oznaczono M109-52. Według producenta wymiana dotychczasowej armaty na nową z dłuższą lufą pozwoli w prosty i tani sposób znacząco podnieść możliwości zwalczania celów na większych dystansach. System w ubiegłym roku pomyślnie przeszedł strzelania artyleryjskie na poligonie w Camp Ripley w Minnesocie. Na ten rok przewidziano dodatkowe strzelania próbne przy wykorzystaniu różnych rodzajów amunicji.
An upgrade fit for a king, the King of Battle.
The M109-52 integrates BAE Systems’ M109 Self Propelled Howitzer & Rheinmetall’s L52 155mm, 52-caliber cannon. The M109-52 system provides additional range to keep Soldiers unmatched on the battlefield. https://t.co/9SdPzYVYBJ pic.twitter.com/5HFjrtPU3T
— BAE Systems, Inc. (@BAESystemsInc) October 9, 2023
Zobacz też: Problematyczna Puma notuje kolejne opóźnienia