Na granicy Azerbejdżanu i Armenii wciąż trwają walki. Azerbejdżańskie siły zbrojne przez większość dnia kontynuowały ataki na terytorium Armenii, tymczasem armeńskie siły zbrojne próbowały na miarę swoich (względnie skromnych) możliwości przeciwdziałać naruszeniom terytorium i ostrzałowi celów cywilnych. Premier Nikol Paszinian przyznał, po stronie Armenii że zginęło już 105 żołnierzy. W prowincjach Sjunik i Gegharkunik z domów musiało uciekać już ponad 2500 osób, głównie kobiet i dzieci.

Po południu i wieczorem pojawiły się informacje o atakach na kilka miejscowości leżących w prowincjach Sjunik i Wajoc Dzor, czyli stosunkowo wąskim (dwadzieścia pięć kilometrów w najwęższym miejscu) pasie ziemi oddzielającym Azerbejdżan właściwy od Nachiczewańskiej Republiki Autonomicznej. Wydaje się, że głównym celem ofensywy – o ile takowa w ogóle nastąpi – będzie 5-tysięczne miasteczko Dżermuk w prowincji Wajoc Dzor.

—REKLAMA—

Jeżeli faktycznie doszłoby do pełnoskalowej napaści mającej na celu objęcie okupacją całego tego pasa, Dżermuk to dobre miejsce, aby zacząć. Znajduje się tam niewielkie lotnisko, a dwadzieścia kilometrów dalej na południowy zachód leży węzeł drogowy w Getiku. Zajęcie tego miejsca oznaczałoby, że cała południowa Armenia zostałaby odcięta od stolicy i skazana na łaskę i niełaskę azerbejdżańskich żołnierzy.

Podkreślmy, że na razie nie widać znamion pełnoskalowej wojny, ale to, co widzimy, jest aż nadto niepokojące. Wiadomo, że azerbejdżańskie siły zbrojne w niektórych miejscach wkroczyły na terytorium Armenii na głębokość ponad pięciu kilometrów. Pociski spadły między innymi na wieść Sotk, przy której znajduje się słynna kopalnia złota.

Nie sposób nie zwrócić uwagi na uzasadnienie działań bojowych w obrębie Armenii podawane przez Baku. Otóż armeńskie siły zbrojne rozmieszczały swoje pododdziały w pobliżu zabudowań cywilnych na terytorium Armenii, co zdaniem Moskwy… pardon, zdaniem Baku czyni z tych zabudowań pełnoprawne cele wojskowe.

Witold Repetowicz sugeruje, że Rosja może zagrać na rozbiór Armenii. Południową część kraju oddano by Turcji i Azerbejdżanowi w zamian za inne przysługi polityczne, a północna część po obaleniu Pasziniana stałaby się już ostatecznie rosyjską marionetką, niepodległą tylko formalnie.

Armenia zdecydowała się na działanie w trybie artykułu 4 Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym – czyli z grubsza NATO-wskiego odpowiednika artykułu 5 – i wezwanie pozostałych członków do wypełnienia zobowiązań sojuszniczych. To drugi taki przypadek w historii, po Kazachstanie, którego władze powołały się na artykuł 4 w styczniu tego roku, prosząc o pomoc w zwalczaniu „zagrożenia terrorystycznego”, czyli masowych protestów antyrządowych. Jak na ironię prośbę formalnie przyjął przewodniczący OUBZ, czyli właśnie Nikol Paszinian. Tym razem organizacja zapowiedziała jednak, iż ograniczy się do wysłania misji obserwacyjnej i nie udzieli Armenii wsparcia wojskowego.

W praktyce oznacza to cichą śmierć OUBZ, która oblała pierwszy poważny egzamin. Oczywiście dużą rolę odgrywa tu indolencja rosyjskich sił zbrojnych, które choćby chciały, prawdopodobnie nie dałyby rady powstrzymać Azerbejdżanu tymi oddziałami, które pozostają jeszcze dostępne do takiej operacji. Trzeba jednak również pamiętać, że Rosja traci również wpływy polityczne w „bliskiej zagranicy”, nawet w Kazachstanie, którego przywódcom dopiero co pomogła utrzymać się przy władzy. Tymczasem Baku postanowiło wykorzystać sytuację do maksimum.



Według armeńskiego ministerstwa obrony Azerbejdżanie ostrzelali między innymi samochód rosyjskiej FSB wykonujący rzekomo misję humanitarną w strefie działań bojowych, w pobliżu wsi Werin Szorża w prowincji Gegharkunik. O ile łączenie instytucji FSB z przymiotnikiem „humanitarny” może się wydawać niecodzienne, o tyle trzeba mieć na uwadze, że najpewniej byli to nie bezpieczniacy, ale pogranicznicy wchodzący w skład rosyjskich sił stabilizacyjnych rozmieszczonych tam po wojnie z 2020 roku.

Kilkanaście minut temu armeńska rada bezpieczeństwa narodowego ogłosiła, że udało się osiągnąć zawieszenie broni. Daje to pewną nadzieję na uspokojenie sytuacji, ale pamiętajmy, że to nie pierwsze zawieszenie broni w ciągu minionych czterdziestu ośmiu godzin. Poprzednie nie utrzymało się długo. Azerbejdżańskie media ani tamtejsi politycy na razie nie potwierdzają tej informacji, ale wstępne doniesienia z granicy wskazują, że chwilowo faktycznie ucichło.

Ormianie ze zrozumiałych względów nie zamierzają ustępować. Kiedy Paszinian dał do zrozumienia, że jest gotów na negocjacje i zaakceptowanie żądań Baku, w Erywaniu, Giumri (drugim pod względem wielkości mieście w kraju) i Stepanakercie, stolicy Republiki Arcach (Górskiego Karabachu), wybuchły protesty antyrządowe. Dla mieszkańców Armenii uznanie integralności terytorialnej Azerbejdżanu i utrata Górskiego Karabachu jest nie do przyjęcia. Na razie nie wiadomo, czy zostanie wprowadzony stan wojenny.

Ze względu na wysokie zagrożenie ostrzałem we wszystkich szkołach w prowincjach Gegharkunik i Sjunik zawieszono lekcje do odwołania. Jako ciekawostkę dodajmy, że władze obu krajów zablokowały dostęp do TikToka. Jak już wielokrotnie pisaliśmy, właśnie ta aplikacja, spośród wszystkich mediów społecznościowych, uznawana jest za najgroźniejszą dla bezpieczeństwa operacyjnego sił zbrojnych. Dwa lata temu obie strony relacjonowały wojnę bez mała na żywo w mediach społecznościowych, co wielu żołnierzy (głównie armeńskich) przypłaciło życiem. Tym razem nikt nie chce powtórzyć tych samych błędów.

Zobacz też: Wagnerowcy w Mali – krwawi zbrodniarze, marni najemnicy

Khustup, Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported