Australijskie Siły Obronne zdecydowały, że uziemione obecnie śmigłowce NH90 – noszące tam lokalne oznaczenie MRH-90 Taipan – nie wznowią już lotów. Mimo że formalne wycofanie nastąpi zgodnie z planem w grudniu przyszłego roku, w praktyce ich służba dobiegła końca właśnie dzisiaj. Jest to już druga tak upokarzająca decyzja odnośnie do europejskiego śmigłowca wielozadaniowego – po tej, którą podjęła Norwegia.
Taipany uziemiono po wypadku, do którego doszło 28 lipca. Śmigłowiec biorący udział w ćwiczeniach „Talisman Sabre” rozbił się w Morzu Koralowym, opodal Whitsunday w północno-wschodniej Australii, tuż po wykonaniu zadania polegającego na wysadzeniu desantu komandosów.
Na pokładzie znajdowali się kapitan Daniel Lyon, porucznik Maxwell Nugent, chorąży Joseph Laycock i kapral Alexander Naggs z 6. Pułku Lotniczego. Wszyscy czterej zginęli. Natychmiast po wypadku zapadła decyzja o wstrzymaniu wszystkich lotów Taipanów – już druga w jednym roku kalendarzowym. Poprzednio podjęto ją w marcu, po przymusowym wodowaniu w trakcie lotu ćwiczebnego. Wówczas śmigłowiec nie został poważnie uszkodzony, nadmuchiwane awaryjne pływaki zadziałały poprawnie i nikomu nic poważnego się nie stało.
Wycofanie Taipanów zapowiedziano już w grudniu 2021 roku. W uzasadnieniu podano, że nie spełniły one określonych w kontrakcie wymagań co do poziomu gotowości do lotu i kosztów obsługi. Wtedy też zapowiedziano plan pozyskania UH-60M na miejsce wycofywanych maszyn. Decyzję o zakupie czterdziestu amerykańskich śmigłowców w ramach projektu Land 4507-1 ogłoszono w styczniu. Transakcja będzie realizowana pod egidą programu Foreign Military Sales, a jej wartość sięgnie 2,8 miliarda dolarów australijskich (8,1 miliarda złotych).
Australijska flota Taipanów liczy czterdzieści sześć egzemplarzy, z czego jeden jest rezerwowy. Pierwsze NH90 dostarczono do Australii w 2007 roku, dostawy ostatniej z trzech partii zakończyły się w lutym 2019 roku. Niemal wszystkie egzemplarze – z wyjątkiem pierwszych czterech – wyprodukowano w Kraju Kangurów. Według pierwotnych planów osiągnięcie pełnej gotowości operacyjnej miało nastąpić w roku 2014. Opóźnienia zmusiły lotnictwo wojsk lądowych do zachowania pewnej liczby śmigłowców S-70A-9 Black Hawk, które wraz z Sea Kingami miały być już dawno zastąpione przez Taipany.
Większość śmigłowców rozdzielono między 5. i 6. Pułk Lotnictwa, odpowiadające odpowiednio za transport na polu walki i za operacje specjalne. Sześć maszyn pozostaje w gestii marynarki wojennej i działa w ramach 808. Eskadry stacjonującej w Nowrze, przy zatoce Jervis.
Minister obrony Richard Marles oświadczył dziś, że Australia będzie się teraz skupiała na wprowadzeniu do służby nowych UH‑60M. Do Kraju Kangurów dotarły jak dotąd trzy egzemplarze. W tym miesiącu zostały już oblatane. Marles podkreślił również, że dzisiejsza decyzja nie może być traktowana jako podsumowanie wyników dochodzenia w sprawie wypadku z 28 lipca. To wciąż trwa.
– Black Hawki będą dla nas kluczowym elementem w obronie suwerenności Australii i realizowaniu celów polityki zagranicznej, w tym udzielaniu pomocy humanitarnej i wsparcia po katastrofach naturalnych – powiedział w styczniu tego roku generał dywizji Jeremy King, odpowiedzialny za zdolności lądowe. – Black Hawk będzie wspierać rozmieszczanie naszych żołnierzy i ich sprzętu wszędzie tam, gdzie będą potrzebni w chwilach kryzysu. Black Hawk to niezawodna, sprawdzona i dojrzała platforma mająca globalny łańcuch wsparcia.
Te ostatnie słowa dobrze podsumowują zastrzeżenia Australijczyków do śmigłowców ze Starego Kontynentu, zarówno wielozadaniowych NH90, jak i uderzeniowych Tigerów, które niebawem będą musiały ustąpić miejsca Apache’om. W kwestii Taipanów wydaje się, iż po raz pierwszy czarę goryczy przelała sytuacja z czerwca 2021 roku. Śmigłowce uziemiono prawdopodobnie ze względu na brak zapasowych przekładni. Elementy te, nomen omen, przekładano ze śmigłowca do śmigłowca tak, aby utrzymać względną sprawność floty, ale w końcu skończyły się sprawne przekładnie w egzemplarzach przechodzących remonty i przeglądy.
Według Australian Defence Magazine źródłem problemu był system komputerowy CAMM2, który powinien zarządzać obsługą techniczną i ją usprawniać. W praktyce nie radzi sobie ze zliczaniem, ile godzin pracy ma za sobą dany element, jeśli trafił z jednego śmigłowca do drugiego. Na to nałożył się wadliwy sposób zamawiania i magazynowania części zamiennych oraz dłuższy od obiecywanego czas napraw u producenta.
Ostatnia katastrofa Taipana przelała czarę po raz drugi. Sprawiła ona, że dalsza eksploatacja tych śmigłowców stała się nie tylko kłopotliwa pod względem technicznym, ale też groźna pod względem politycznym. Ewentualny kolejny wypadek wystawiłby Marlesa na grad pytań sprowadzających się do: dlaczego nie przyspieszono wycofania śmigłowców? Minione dwa miesiące pokazały, że Australijskie Siły Obronne mogą z powodzeniem funkcjonować bez MRH-90, toteż pozbywając się ich, Marles ryzykuje dużo mniej.
To już drugie nagłe pożegnanie z NH90. W czerwcu 2022 roku Norwegia również postanowiła z dnia na dzień wycofać ze służby całą flotę NH90NFH. Ministerstwo obrony postanowiło nie tylko, że zwróci śmigłowce producentowi (wraz z wyposażeniem i częściami zamiennymi), ale również, że będzie się domagać od konsorcjum NHIndustries zwrotu pieniędzy – 5 miliardów koron – włożonych w realizowany od dwudziestu lat program.
– Niestety doszliśmy do wniosku, że nieważne, ile godzin pracują nasi technicy i ile zamawiamy części, nigdy nie uda się sprawić, żeby NH90 wypełniał wymagania norweskich sił zbrojnych – oświadczył wówczas minister obrony Bjørn Arild Gram. – Na podstawie wspólnej rekomendacji sił zbrojnych oraz współpracujących wydziałów i agencji rząd Norwegii postanowił zakończyć wprowadzanie NH90 do służby i wydał agencji wyposażenia wojskowego zgodę na zerwanie kontraktu. W ich miejsce Oslo pozyska śmigłowce MH-60R Seahawk.
Zobacz też: Leopard 2A8 nadciąga, a MGCS znowu stanął