Tygodnik Australian Financial Review poinformował 18 stycznia o planowanym przez australijski rząd zerwaniu kontraktu na zakup dwunastu okrętów podwodnych typu Shortfin Barracuda Block 1A o napędzie konwencjonalnym. Umowę z francuskim koncernem stoczniowym Naval Group zawarto w 2016 roku. Canberra ma już dość ciągłego niedotrzymywania terminów i odsuwania w czasie wprowadzenia do służby następców przestarzałych okrętów podwodnych typu Collins (na zdjęciu tytułowym).
Napięcia między Departamentem Obrony Australii a Naval Group nie są nowością. Wartość programu pozyskania okrętów typu Attack szacuje się obecnie na 69 miliardów dolarów, a w momencie wyboru francuskich okrętów spodziewano się, że będzie to około 40 miliardów. Premier Scott Morrison jest podobno coraz bardziej niezadowolony z „zawyżania kosztów i przekroczenia terminów”.
Sytuacji nie zmieniły rozmowy między Morrisonem a prezydentem Francji Emmanuelem Macronem. Wręcz przeciwnie, obawy nasiliły się i zrodziły pogłoski o niechybnym anulowaniu programu. Anonimowi urzędnicy resortu obronny powątpiewają, czy okręty podwodne tego typu zostaną w ogóle zbudowane. A jeśli nawet – istnieją również obawy, że Naval Group nie włączy do procesu większej liczby australijskich przedsiębiorstw.
Wszystkie okręty w ramach programu, oznaczonego w australijskiej nomenklaturze SEA 1000, mają powstać w stoczni marynarki wojennej w Osborne w stanie Australia Południowa. Zgodnie z umową o partnerstwie strategicznym 60% wszystkich prac mieli wykonywać lokalni dostawcy. W tej sprawie nie osiągnięto jednak porozumienia wraz z końcem ubiegłego roku, zaś negocjacje trwają.
Nie pierwszy raz cierpliwość australijskiego rządu zostaje wystawiona na próbę. W przeszłości francuskiemu koncernowi grożono nawet wszczęciem formalnego dochodzenia. Szukając alternatywy dla typu Attack w jego obecnej postaci, rząd Australii rozważa teraz możliwość zlecenia Naval Group Australia – lokalnej spółce zależnej francuskiego koncernu – budowy nowego typu okrętów podwodnych, który bazowałby na starzejących się Collinsach.
Uważa się, że częściowe uwolnienie od francuskiej spółki macierzystej mogłoby pomóc obniżyć koszty i zwiększyć przejrzystość projektu. Nie jest jednak jasne, jak alternatywny projekt będzie się prezentował w porównaniu z francuskimi Barracudami i jakie kompromisy czekają Royal Australian Navy pod względem możliwości. Hugh White, profesor studiów strategicznych na Australian National University, twierdzi jednak, iż jedynym zasadnym działaniem jest stworzenie Francuzom konkurencji, gdyż obecnie są monopolistami.
Z tą konkurencją bywa jednak różnie. W październiku 2018 roku zaczęły pojawiać się pogłoski, że Canberra może odstąpić od umowy. Powróciła więc propozycja wyboru japońskiego typu Sōryū. Przebywający na antypodach minister spraw zagranicznych Tarō Kōno wyraził gotowość do sprzedaży okrętów podwodnych Australii, jeżeli negocjacje z Francuzami się załamią. Nic takiego się jednak nie wydarzyło.
Shortfin Barracuda Block 1A dla Australii znajduje się obecnie w fazie szczegółowego projektowania i uwzględniania lokalnej specyfiki. Według Australian Financial Review koszty tego etapu to 2,3 miliarda dolarów (wobec wcześniejszych założeń 1,9 miliarda). Obecnie koszt jednego okrętu sięgnie około 7,4 miliarda dolarów. Wydaje się to sumą nie do zaakceptowania nawet dla bogatej Australii. Czas jednak nie jest sprzymierzeńcem Kraju Kangurów. Szacuje się, że następcy starzejących się – choć modernizowanych – Collinsów mogą pojawić się w służbie dopiero około 2035 roku.
Według Australian Financial Review australijska minister obrony Linda Reynolds nie zaprzeczyła możliwości rozpoczęcia rozmów z Saabem na temat innej potencjalnej alternatywy dla Attacków. Trzeba bowiem pamiętać, że Collinsy są w istocie przedstawicielami głęboko zmodyfikowanego projektu Västergötland. W 2015 roku Canberra odrzuciła ofertę szwedzkiej firmy Kockums, Departament Obrony twierdził bowiem, że modernizacja Collinsów nie jest warta poniesionych kosztów i ryzyka. Australijski Instytut Polityki Strategicznej uznał, że Kockums „nie nadawał się do tego zadania, ponieważ nie budował okrętów podwodnych przez wiele lat”.
Istotnie, Saab/Kockums nie znalazło się wśród firm biorących udział w ostatecznej rozgrywce o zbudowanie nowego okrętu dla Australii, choć zna się na budowaniu zaawansowanych konwencjonalnych okrętów podwodnych z napędem niezależnym od powietrza. Z drugiej strony prawdą jest, że ostatni okręt typu Gotland zwodowano ćwierć wieku temu. Ba, prace nad HMS Gotland ruszyły w Malmö krótko po zakończeniu budowy pierwszych dwóch sekcji HMAS Collins (jedynych, które powstały w Szwecji, a nie w Australii).
Być może problemy z Francuzami sprawiły, że Canberra uznała, iż doświadczenie Szwedów we wspieraniu eksploatacji tak rodzimych, jak i australijskich okrętów podwodnych wystarczy, aby stanąć do walki w ewentualnym nowym przetargu. Zwłaszcza że doświadczenie konstrukcyjne jest właśnie odtwarzane: Saab pracuje nad okrętami typu A26, które wejdą do służby w szwedzkiej marynarce (co najmniej dwa), a proponowane są także innym krajom, w tym Holandii i Polsce.
Gra toczy się o ogromną stawkę: zamówienie na aż dwanaście okrętów podwodnych. Mają to być praktycznie najnowocześniejsze i najbardziej zaawansowane jednostki konwencjonalne na świecie. Australijczycy chcą mieć w nich napęd niezależny od powietrza, potencjalnie także akumulatory litowo-jonowe, zdolność odpalania pocisków manewrujących, amerykański system zarządzania uzbrojeniem AN/BYG-1, a wśród samego uzbrojenia – także przeciwtorpedy, zapewne również amerykańskie, rozwijane w ramach programu ATT CRAW.
Wszystko to przy wyporności ponad 4 tysięcy ton na powierzchni, podczas gdy atomowe Barracudy mają wyporność około 4800 ton. Trudno się więc dziwić, że od lat okręty typu Attack nazywane są z przekąsem okrętami atomowymi bez reaktorów.
Zobacz też: Izrael chce F-22, jeżeli ZEA dostaną F-35
(afr.com, abc.net.au)