Dziś około 5.40 czasu lokalnego ukraińskie śmigłowce szturmowe Mi-24P przeleciały na drugą stronę granicy z Rosją, aby dokonać prawdopodobnie najbardziej brawurowej operacji lotniczej w tej wojnie. Dwa (prawdopodobnie) śmigłowce wleciały w głąb terytorium rosyjskiego na ponad trzydzieści kilometrów i za pomocą niekierowanych pocisków rakietowych zniszczyły dużą bazę paliw płynnych w Biełgorodzie.

Rosyjska agencja prasowa TASS informuje, że pożar wybuchł w ośmiu zbiornikach paliwa (każdy o pojemności 2 tysięcy metrów sześciennych) i istniało zagrożenie, iż ogień przeniesie się na kolejne. Połowę zbiorników już ugaszono. W ataku nikt nie zginął. Ewakuowano jednak mieszkańców kilku pobliskich ulic. Zaatakowana instalacja należy do przedsiębiorstwa Biełgorodnieftieprodukt, znajduje się we wschodniej części Biełgorodu przy ulicy Konstantina Zasłonowa 90.



Trzeba jednak podkreślić, że wszystkie informacje o ataku, a już zwłaszcza o jego sprawcach, pochodzą od strony rosyjskiej. Ukraińcy jak dotąd nie pochwalili się tym atakiem. Minister spraw zagranicznych Ukrainy Dmytro Kułeba w rozmowie z dziennikarzami agencji Reutera nie potwierdził doniesień o ataku ani ich nie zdementował, zasłaniając się brakiem bieżącej wiedzy o działaniach sił zbrojnych. Próżno też szukać informacji w komunikatach sztabu generalnego Ukrainy czy jej sił powietrznych.

Szybko pojawiły się wątpliwości – czy to rzeczywiście Ukraińcy zaatakowali Biełgorod czy też rosyjskie siły zbrojne dokonały ataku pod „fałszywą flagą”? Ta druga opcja wydaje się mało prawdopodobna, ale trudno ją wykluczyć, przynajmniej do czasu, aż Ukraina pochwali się tym sukcesem jako swoim. Wiemy przecież po zamachach z 1999 roku, że dyktator z Kremla i jego kamaryla na pewno nie zawahaliby się przed atakiem na własny kraj, gdyby widzieli w tym korzyść.

Ale jaka by to mogła być korzyść w tym wypadku? Tchnięcie ducha walki i pragnienia obrony ojczyzny w poborowych z wiosennej rundy poboru? Wzbudzenie powszechnego oburzenia w społeczeństwie? Czy do tego celu nie lepiej nadawałoby się ostrzelanie jakiegoś przedszkola? Jeśli Putina ruszyło sumienie, to przecież można je ostrzelać nocą, kiedy w środku nie ma dzieci. Tymczasem baza paliw to cel o dużej wartości dla sił zbrojnych. Oczywiście ukraińskie milczenie samo w sobie może być celową dezinformacją mającą zasiać podejrzenia – właśnie te, o których tu mówimy – po rosyjskiej stronie granicy.



W najbliższym czasie nie doczekamy się chyba żadnego potwierdzenia ze strony ukraińskiej. Rzecznik ministerstwa obrony Ołeksandr Motuzianyk powiedział: „Państwo ukraińskie prowadzi operację obronną, aby odeprzeć rosyjską agresję zbrojną na terytorium Ukrainy. To nie znaczy, że Ukraina ma ponosić odpowiedzialność za wszelkie błędy w obliczeniach, za wszystkie katastrofy i wszystkie wydarzenia, do których dochodzi w Rosji”. Motuzianyk podsumował oświadczenie sakramentalnym: nie mogę potwierdzić ani zaprzeczyć.

Nieoficjalnie wiadomo, że nawet w ukraińskim sztabie generalnym nic nie wiedzą o ataku wykonanym przez ukraińskie śmigłowce. Sprawa obrasta więc coraz większą liczbą znaków zapytania.

Przyjmijmy jednak, iż był to rzeczywiście atak w wykonaniu ukraińskich sił zbrojnych. W takim wypadku zarówno ukraińscy lotnicy, jak i ukraińscy piloci wykazali się najwyższym kunsztem. Biełgorod leży bowiem naprzeciwko Charkowa, Rosjanie mają tam zgromadzone duże siły, a tym samym lot najkrótszą drogą wiązałby się z ogromnym ryzykiem. Z drugiej strony lot bardziej okrężną drogą mógłby się okazać zbyt długi. Na przykład trasa wzdłuż rzeki Oskoł do miasta Piatnickoje, a następnie wprost na zachód – trasa, która powiodłaby śmigłowce z dala od głównych rosyjskich ugrupowań, a zarazem (dzięki rzece) byłaby stosunkowo łatwa nawigacyjnie – to 180 kilometrów w jedną stronę.

Czyżby więc najkrótsza droga i najkrótszy czas? Jeśli tak, oznaczać to będzie, że rosyjska obrona przeciwlotnicza po raz kolejny oblała ważny sprawdzian. I nie jest żadnym usprawiedliwieniem to, że śmigłowce, jak widać, starały się lecieć na jak najmniejszej wysokości, aby uniknąć wykrycia przez stacje radiolokacyjne. Jest to przecież elementarna taktyka i pododdziały obrony przeciwlotniczej muszą być na nią przygotowane.



Ukraińskie lotnictwo posiadało przed wojną około trzydziestu sprawnych Mi-24, głównie w wersji Mi-24P (NATO: Hind-F). Część z nich zmodernizowano do standardu Mi-24PU1 z mocniejszymi silnikami, promiennikiem cieplnym KT-01AW Adros czy zestawem nawigacji satelitarnej, a załogi otrzymały hełmy lotnicze THL-5NV dostarczane przez Polski Holding Obronny. Pierwszy Mi-24PU1 rozpoczął służbę w 2012 roku.

Warto pamiętać, że to już drugi zniszczony w tym tygodniu skład na terenie obwodu biełgorodzkiego. 29 marca z dymem poszedł jednak skład amunicji. Wciąż nie ma jednak konkretnych informacji co do przyczyny eksplozji. Dwie najbardziej prawdopodobne opcje to uderzenie ukraińskiego pocisku balistycznego i błąd ludzki podczas pracy przy amunicji.

Aktualizacja (23.00): Minęła już niemal cała doba i trudno powiedzieć, żebyśmy byli mądrzejsi niż w chwili, kiedy spłynęły pierwsze informacje o ataku na Biełgorod. Ale jedno jest pewne – Ukraińcy kategorycznie twierdzą, że to nie oni. Sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Aleksiej Daniłow powiedział, że ataku dokonali „miejscowi”, którzy zaczynają „coś rozumieć”.

Rzecznik prezydenta Rosji Dmitrij Pieskow oświadczył, że eksplozja w Biełgorodzie nie sprzyja tworzeniu komfortowych warunków do dalszych rozmów. Bo oczywiście eksplozje w miastach w całej Ukrainie sprzyjają.

Zobacz też: Według USA Chiny chcą podwoić arsenał jądrowy

ministerstwo obrony Ukrainy