Z opublikowanych w internecie nagrań wynika, że minionej nocy, około godziny 2.30 czasu lokalnego, nad Moskwą pojawiło się kilka niewielkich bezzałogowych aparatów latających. Rzecznik Putina Dmitrij Pieskow poinformował, że była to próba zamachu na życie jego pryncypała. Dostępne poszlaki sugerują jednak, iż nie był to żaden zamach, ale raczej prowokacja zorganizowana przez samych Rosjan.

Po co? Łatwo zgadnąć: aby dać sobie pretekst do eskalacji. Ktoś mógłby stwierdzić, że w obliczu zbrodni, których dopuścili się Moskale, trudno wyobrazić sobie – poza użyciem broni jądrowej – eskalację wojny w Ukrainie. Ale na „rynku” krajowym Putin wciąż musi stąpać ostrożnie i dbać o to, aby nie zrazić mieszkańców Moskwy i Petersburga. Margarita Streicher Simonjan i jej koledzy z wydziału propagandy zadbają o patriotyczne wzmożenie po ataku na jeden z symboli potęgi Rosji, a to da Putinowi jakieś pole manewru.



Do tego wiemy, że niektórzy zachodni sojusznicy Ukrainy odnoszą się niechętnie do wszelkich ataków na terytorium Federacji Rosyjskiej za pomocą broni dostarczanej przez NATO. Rosjanie mogą liczyć na to, iż jeśli przekonają ich, że Ukraińcy atakują samą Moskwę, Zachód przykręci kurek pomocy wojskowej. Nie jest to realny scenariusz, ale… tonący, brzytwa i tak dalej.

Inna możliwość jest taka, że Putin chce odwołać wszystkie obchody Dnia Pobiedy, nie tracąc twarzy. Zagrożenie atakiem ze strony „ukraińskich terrorystów” dałoby dobry pretekst. Bo skoro w zasięgu ukraińskich dronów jest Pałac Senacki, to zagrożony jest również leżący tuż obok plac Czerwony.

I tak na przykład przewodniczący Dumy Państwowej Wiaczesław Wołodin oskarżył Ukrainę nie tylko o zamach na Putina i inne zabójstwa polityczne, ale także o… szantaż nuklearny. Z kolei Dmitrij Miedwiediew stwierdził, że Rosja będzie teraz musiała zlikwidować Wołodymyra Zełenskiego, tak jakby już wcześniej nie próbowała.

A co przemawia za tym, że mamy do czynienia z prowokacją? Przede wszystkim metoda rzekomego zamachu. Jeżeli Putin nie spał na poddaszu Pałacu Senackiego, niewielki dron z równie niewielką głowicą bojową nie miał szansy wyrządzić mu krzywdy. A nie spał, bo praktycznie w ogóle nie sypia na Kremlu i rzadko tam bywa; trudno też wyobrazić sobie, aby apartament prezydencki nie był solidnie wzmocniony. Taki dron mógł najwyżej wytrącić Putina z równowagi, co oczywiście miałoby pewną krótkoterminową wartość strategiczną, ale atak tego typu nie wpisuje się w dotychczasowy modus operandi ZSU.



Do tej pory jeżeli Ukraińcy wykorzystywali drony na zapleczu przeciwnika, skupiali się na niszczeniu celów o charakterze czysto wojskowym (ostatnio są to zwłaszcza składy paliw), a potem zręcznie rozgrywali politycznie wszystkie udane uderzenia (a czasem nawet te nieudane). Oczywiście nie ma żadnego prawa przyrody, które zakazywałoby zmiany podejścia, ale byłaby to pierwsza taka operacja i musielibyśmy poczekać na kolejne, aby ocenić, czy to trwały trend.

Na razie Ukraińcy kategorycznie dementują swój udział w ataku na Kreml. Do tego dochodzą inne okoliczności, które dowodzą, że dzieje się coś dziwnego. Na przykład w czasie ataku na kopule Pałacu Senackiego pojawiło się dwóch ludzi. Kim byli i co tam robili? Nie wiadomo. Ale byłby to absurdalny zbieg okoliczności.

Samo opublikowanie tak wielu nagrań jest podejrzane. Jedno z nich może być filmikiem z telefonu komórkowego – widać, że jest kręcone z ręki. Ale pojawiły się także nagrania z kamer CCTV, które w tej części Moskwy są pod kontrolą FSB i ultralojalnego GUWD-u, czyli policji moskiewskiej. Prawie na pewno mamy do czynienia z kontrolowanym przeciekiem, który ma pomóc kremlowskim propagandzistom w uformowaniu narracji. Trzeba też zwrócić uwagę, że nie pojawiły się żadne próby rozmywania obrazu sytuacji (jak choćby po eksplozji na Moście Krymskim). Wręcz przeciwnie: przez jakiś czas trwała cisza, a gdy ją przerwano, Rosjanie od razu starali się, aby o „zamachu” usłyszał cały świat.

A na koniec przypomnijmy, że rosyjskie siły zbrojne już dawno dopuszczały (albo udawały, że dopuszczają) możliwość ukraińskiego ataku na stolicę. W styczniu na dachach kilku budynków rządowych w Moskwie rozstawiono systemy przeciwlotnicze Pancyr-S1.

Niezależnie od tego, czy atak na Kreml był dziełem Ukraińców, wiemy już, że są oni w stanie dosięgnąć Moskwy. W lutym dron UJ-22, produkowany przez firmę Ukrjet, rozbił się na obszarze rejonu kołomieńskiego, na południowy wschód od stolicy. A w ubiegłym miesiącu dron tego typu przenoszący kanadyjskie ładunki wybuchowe M112 rozbił się pod Nogińskiem, na zachód od Moskwy.

Zobacz też: Powrót branderów – pierwsze wnioski z ataku na Sewastopol

Aleks G, Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported