Człowiek nie wielbłąd i pić musi – jak głosi ludowe porzekadło. Najwyraźniej są to słowa bliskie sercom również amerykańskich marynarzy i żołnierzy piechoty morskiej, którzy – niezależnie od tego, czy finalnie dotarli na ćwiczenia „Trident Juncture” – podjęli jedynie słuszną decyzję, aby podczas krótkiego pobytu w Reykjavíku odwiedzić tamtejsze puby.
Wbrew obiegowym przekonaniom, jakoby Amerykanie byli narodem mało wymagającym i prostodusznym, członkowie personelu US Navy i US Marine Corps okazali się nie w ciemię bici. Co odnotowane zostało przez barmanów, ignorując produkty globalne, postawili sobie bowiem za cel spróbowanie lokalnych marek, ponoć szczególnie zabiegając o degustację naturalnych piw z regionalnych mikrobrowarów.
Jak twierdzi serwis Task & Purpose, powołując się na islandzkie media, w czasie jednego tylko weekendu stolicę tego kraju odwiedziło pomiędzy 6000 a 7000 amerykańskich marynarzy i marines. Na widok tak zmasowanego ataku klienteli właściciele barów piwnych zmobilizowali odwody, w razie sytuacji krytycznej wspomagając się nawet pożyczkami złotego płynu z mniej oblężonych placówek.
Jared Keller z cytowanego źródła podsumował, że jest to praktyka użyteczna, bo w końcu na wojnie, kiedy już wszystkie inne środki zawiodą, wroga zawsze można upić. W przeciwieństwie do niedawnych wybryków brytyjskich marynarzy tym razem szczęśliwie nie odnotowano żadnych incydentów.
Zobacz też: US Navy wraca na Islandię
(taskandpurpose.com; na fot. islandzki specjał – niskoprocentowe piwo z dodatkiem likieru)