W marcu pisaliśmy, że admirał Phil Davidson, szef amerykańskiego Dowództwa Indo‑Pacyfiku (INDOPACOM), ostrzega o rosnącym ryzyku podjęcia przez Chińską Republikę Ludową działań militarnych przeciwko Tajwanowi w ciągu najbliższej dekady, a szczególnie w ciągu najbliższych sześciu lat. Ostrzeżenie to może mieć związek z przewidywanym spadkiem liczby okrętów podwodnych US Navy przenoszących pociski manewrujące. Oznacza to czasowe zmniejszenie amerykańskiego potencjału odstraszania na zachodnim Pacyfiku.
Jak zwraca uwagę Tom Shugart z think tanku Center for a New American Security, zbliża się koniec okresu służby jednostek budowanych w końcowym okresie zimnej wojny. Najbardziej dotkliwa dla US Navy może okazać się decyzja o wycofaniu w okresie od roku 2026 do 2028 czterech atomowych okrętów podwodnych typu Ohio przebudowanych na nosiciele pocisków manewrujących. Każdy z nich przenosi aż 154 Tomahawki, tak więc wraz z ich wycofaniem amerykańska marynarka wojenna straci przeszło 600 wyrzutni, czyli blisko 10% całości.
Do tego w latach 2022–2024 wycofywanych ze służby będzie od dziesięciu do czternastu jednostek rocznie. Dotyczyć będzie to głównie krążowników typu Ticonderoga, a także okrętów podwodnych typu Los Angeles. Program opracowania następców krążowników ruszył dopiero w lutym tego roku. Tymczasem następcami obu typów okrętów podwodnych mają być jednostki typu Virginia Block V.
Osiem takich okrętów wyposażonych w Virginia Payload Module zamówiono pod koniec ubiegłego roku. Moduł powstał z myślą o przenoszeniu dodatkowych dwudziestu ośmiu pocisków Tomahawk, co pozwoliłoby zwiększyć ich łączną liczbę zabieraną przez okręt do czterdziestu. Nadal oznacza to jednak spadek liczby wyrzutni, do tego budowa tych jednostek jednostek jeszcze się nie rozpoczęła.
Eight of the ships produced for Block V will include the Virginia Payload Module (VPM). The VPM will comprise four additional large-diameter payload tubes, increasing the fixed strike capacity of the ship by more than 230 percent. pic.twitter.com/TGenMO5acm
— GD Electric Boat (@GDElectricBoat) December 2, 2019
W rozmowie z japońskim magazynem Nikkei Asia Shugart zwrócił uwagę, że Stany Zjednoczone przeszły od budowy pięciu lub sześciu okrętów podwodnych rocznie do prawdopodobnie pięciu w ciągu dziesięciu lat. Wprawdzie liczba budowanych okrętów wzrosła, co pozwoliło zwiększyć liczebność US Navy z 279 jednostek w roku 2007 do 296 w roku 2020, jednak nadal w drugiej połowie bieżącej dekady powstanie znacząca luka w zdolnościach bojowych amerykańskiej marynarki wojennej stwarzająca ryzyko niepowodzenia odstraszania w regionie Azji Wschodniej.
Według zestawienia Military Balance 2021 US Navy posiada obecnie 68 okrętów podwodnych, w tym 14 nosicieli pocisków balistycznych. Dla porównania: Marynarka Wojenna Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej posiada według tego samego zestawienia obecnie 58 okrętów podwodnych, w tym sześć boomerów. Również w Chinach najstarsze jednostki są systematycznie wycofywane, jednak w przeciwieństwie do USA liczba nowo budowanych jest większa, aczkolwiek trudna do określenia. Faktem jest jednak także, iż Chińczycy dopiero pracują nad uzbrojeniem swoich okrętów podwodnych w pociski manewrujące.
Shurgat zwraca również uwagę na kolejny słaby punkt sił zbrojnych USA w nadchodzących latach. Po blisko dwóch dekadach spędzonych na działaniach przeciwpartyzanckich na Bliskim Wschodzie Amerykanie dopiero przestawiają się na ewentualną konfrontację z Chinami. Zainicjowane pod tym katem programy, takie jak pociski hipersoniczne, autonomiczne pojazdy podwodne i ofensywne minowanie akwenów, dopiero nabierają rozpędu, a ich rezultaty będą dostępne dopiero pod koniec dekady.
Zaistniałe czynniki zmusiły Pentagon do redefinicji założeń operacyjnych dla zachodniego Pacyfiku. Na początku marca tego roku INDOPACOM przedstawił pięcioletni plan wydatków przeznaczonych na wzmocnienie obrony w regionie Oceanu Spokojnego przed Chinami. W latach 2022–2027 na rozbudowę systemów obrony przeciwrakietowej, rozmieszczenie nowych satelitów i rozbudowę zaplecza szkoleniowego ma zostać przeznaczonych 27,3 miliarda dolarów.
Jednocześnie administracja Joego Bidena zaczęła kłaść większy nacisk na ściślejszą współpracę z regionalnymi sojusznikami, głównie z Japonią. W trakcie przemówienia w Honolulu 30 kwietnia sekretarz obrony Lloyd Austin przedstawił koncepcję „zintegrowanego odstraszania” przypisująca dużą rolę japońskiej flocie podwodnej. Austin nie zdradził szczegółów, wezwał jedynie do współpracy ręka w rękę z sojusznikami, aby przygotować się do przyszłej wojny, która w niczym nie będzie przypominać starych konfliktów.
W przypadku Japonii oznacza to zdaniem Jeffreya Hornunga z RAND Corporation powierzenie Siłom Samoobrony kontroli nad kluczowymi cieśninami, a tym samym uniemożliwienie chińskiej flocie przedarcie się na Pacyfik. Dotyczy to przede wszystkim chińskich okrętów podwodnych, które mogą stworzyć zagrożenie dla amerykańskich i sojuszniczych morskich szlaków komunikacyjnych.
Aliantom sprzyja tutaj geografia. Morze Wschodniochińskie jest relatywnie płytkie, co utrudnia okrętom podwodnym zniknięcie w głębinach zaraz po opuszczeniu baz. Najkrótsza droga prowadzi poprzez japoński archipelag Riukiu.
Przez położoną tam cieśninę Miyako udał się w ubiegłym miesiącu na Morze Południowochińskie lotniskowiec Liaoning. Nie był to zresztą pierwszy taki przypadek. Według Hornunga w przypadku skutecznej kontroli nad cieśninami chińskie okręty podwodne musiałyby obchodzić Tajwan od południa lub przyjmować walkę na amerykańsko-japońskich warunkach. Istotnym narzędziem kontroli stają się japońskie konwencjonalne okręty podwodne, znacznie lepiej przystosowane do takich zadań niż amerykańskie jednostki o napędzie atomowym.
Pomysł nie jest nowy i już od pewnego czasu krąży po Pentagonie i amerykańskich think tankach. Latem ubiegłego roku Ronald O’Rourke z Congressional Research Service, instytutu badawczego Kongresu, wystąpił z propozycją nakłonienia Japonii do zwiększenia floty podwodnej z obecnych dwudziestu dwóch do trzydziestu jednostek. Według niego w tym celu nie trzeba budować nowych okrętów, a jedynie wydłużyć czas służby z dwudziestu dwóch lat do trzydziestu, analogicznie jak w US Navy. W podobnym duchu wypowiadał się przed Kongresem były szef operacji morskich, admirał Gary Roughead. Hornung powtórzył te idee w sponsorowanym przez Pentagon raporcie Japan’s Potential Contributions in an East China Sea Contingency.
Również ten pomysł ma już swoje lata i podobnie jak „zintegrowane odstraszanie” jest próbą powtórzenia założeń operacyjnych z czasów zimnej wojny, gdy US Navy miała być mieczem, a Morskie Siły Samoobrony – tarczą. Podczas gdy Amerykanie mieli prowadzić działania ofensywne przeciwko Związkowi Radzieckiemu, Japończycy mieli zapewniać ochronę konwojów w pobliżu wysp macierzystych i pilnować, aby radzieckie okręty podwodne nie przedarły się na Pacyfik. Wówczas to japońskie okręty podwodne tropiły przeciwnika w rejonie cieśnin La Pérouse’a, Tsuruga i Koreańskiej.
Zobacz też: Indonezja: Rafale i F-15EX zamiast Su-35
(asia.nikkei.com)