Zarówno dowództwo Royal Navy, jak i dowództwo US Marine Corps przyznaje, że F-35B należące do amerykańskiej piechoty morskiej będą stacjonowały na brytyjskich lotniskowcach i działały z ich pokładów. Nie wiadomo jednak, jak często Lightningi II z gwiazdami na skrzydłach będą się pojawiać na HMS Queen Elizabeth i HMS Prince of Wales ani na jakich zasadach. Kwestia ta jest najwyraźniej bardzo drażliwa dla Londynu.

Rozważana jest opcja przydzielenia na stałe jednej eskadry F-35B Korpusu Piechoty Morskiej do brytyjskiego lotnictwa pokładowego obok dwóch planowanych eskadr brytyjskich. Ten wariant podobno bardzo odpowiadałby Amerykanom. US Marine Corps ma docelowo otrzymać 353 F-35B, tymczasem okręty desantowe typu Wasp i America mogą przyjąć po sześć samolotów tego typu (na Nimitzach i Fordach marines będą mieć F-35C), wobec czego trzeba szukać innych sposobów na wykorzystanie posiadanych maszyn oraz szkolenie i podtrzymanie nawyków pilotów.

Wiele jednak zależy od tego, czy Royal Navy będzie wykorzystywała oba swoje lotniskowce i czy Londyn zamówi kolejne F-35B. Możliwe bowiem, że Brytyjczycy ze względów oszczędnościowych zdecydują się na zasadę przemienności w utrzymywaniu gotowości operacyjnej jednostek typu Queen Elizabeth, tak że do działania zawsze gotowa będzie tylko jedna. Co się zaś tyczy samolotów, do tej pory Wielka Brytania zamówiła tylko czterdzieści osiem F-35B z planowanych stu trzydziestu ośmiu, tymczasem na każdym lotniskowcu może bazować trzydzieści sześć maszyn tego typu.

Teoretycznie czterdzieści osiem Lightningów mogłoby wystarczyć do zebrania pełnego komponentu lotniczego, ale w praktyce (ze względu na przykład na remonty czy wykorzystywanie samolotów do szkolenia na lądzie) należy zakładać, że z czterdziestu ośmiu samolotów na lotniskowiec będzie mogła trafić jedynie połowa. Oznaczałoby to, że aby w pełni wykorzystać możliwości swoich największych okrętów (zwłaszcza jeśli oba będą jednocześnie w gotowości operacyjnej), Royal Navy będzie musiała polegać na amerykańskich sojusznikach.

Admiralicja boi się jednak reakcji opinii publicznej (podatnikom może się nie spodobać, że amerykańskie wojsko bardziej skorzystało na wielomiliardowym programie lotniskowców typu Queen Elizabeth niż brytyjskie), a także ewentualnych spięć na szczeblu dowódczym. W skrajnym przypadku na brytyjskich lotniskowcach mogłoby się znaleźć więcej amerykańskich Lightningów II niż brytyjskich, co teoretycznie mogłoby sprawić, że Pentagon będzie sobie rościł prawo do decydowania o sposobie wykorzystania okrętów.

Sztab Royal Navy ma jednak w zanadrzu jeszcze jeden plan: projekcja siły za pomocą lotniskowca (carrier-enabled power projection, CEPP). W ramach tej koncepcji komponent lotniczy nie musiałby koniecznie składać się z F-35B i śmigłowców Merlin HM2. CEPP zakłada wykorzystanie lotniskowców także w roli zbliżonej do okrętów desantowych. Na pokładzie stacjonowałyby wówczas poza Merlinami także Chinooki, Wildcaty i Apache’e oraz dwie kompanie Royal Marines. Możliwy jest także komponent mieszany, obejmujący zarówno F-35B, jak i śmigłowce więcej niż jednego typu. W takiej sytuacji również można by przyjąć na pokład maszyny amerykańskiej piechoty morskiej, ale będą one w wyraźnej mniejszości.

Pierwsze lądowanie F-35B na okręcie typu Queen Elizabeth zaplanowano wstępnie na końcówkę roku 2018.

(aviationweek.com; fot. Lockheed Martin)