13 października w prowincji Helmand w zachodnim Afganistanie doszło do wypadku dwóch śmigłowców Mi-17. Zginęło dziewięciu Afgańczyków – wszyscy obecni na pokładach obu maszyn, w tym czterej piloci (na zdjęciach poniżej). Według komunikatu ministerstwa obrony z powodu problemów technicznych maszyny zderzyły się krótko po starcie.

Rzecznik prasowy gubernatora prowincji, Omer Zwak, potwierdził, że do katastrofy doszło podczas wykonywania misji. Anonimowi urzędnicy z Helmandu twierdzą, że obie maszyny przywiozły na miejsce komandosów mających wzmocnić siły rządowe odpierające natarcie bojowników w dystrykcie Nawa, a w drodze powrotnej miały ewakuować rannych.

Ofensywa ekstremistów była zaskoczeniem, ponieważ przebieg rozmów pokojowych sugerował raczej powolne wygaszenie konfliktu. Stany Zjednoczone ogłosiły zamiar szybkiego wycofania oddziałów stacjonujących w Afganistanie, co zostało przyjęte bardzo dobrze przez przedstawicieli talibów. Ostatnia seria ataków może jednak skłonić Waszyngton do przedłużenia operacji i zrobienia dużego kroku wstecz w procesie pokojowym. Do tej pory żadna z działających w Afganistanie grup nie wzięła na siebie odpowiedzialności za ataki.

Na aktywność ekstremistów odpowiedziało jednak amerykańskie lotnictwo, które przeprowadziło szereg nalotów wspierających działania afgańskich sił zbrojnych na ziemi. Wobec nagłej eskalacji walk 5 tysięcy cywilów opuściło dystrykty Nawa i Nad Ali. Setki osób skierowało się do Laszkargahu – stolicy prowincji. W wyniku walk poważnie uszkodzona została infrastruktura energetyczna i telekomunikacyjna, dlatego kontakt z Helmandem jest utrudniony.

Zobacz też: Trump wiedział, że Rosja płaci za zabijanie żołnierzy, ale nie reagował

(military.com, rferl.org)

US Air Force / Capt. Anastasia Wasem