Rychłe wprowadzenie do walki na froncie w Ukrainie dużej liczby północ­no­kore­ań­skich żołnierzy nie jest już prawdo­po­dob­nym scenariu­szem, ale po prostu faktem. Ci żołnierze są już w Rosji i przygo­to­wują się do udziału w wojnie. Według połud­nio­wo­kore­ań­skich służb wywiadowczych pierwszy duży kontyngent – czy może raczej należałoby powiedzieć: „pierwsza dostawa”? – żołnierzy z Północy liczy około 12 tysięcy ludzi, z czego część stanowią „specjalsi”.

Szacunki Seulu nieznacznie odbiegają od tego, co powiedział generał broni Kyryło Budanow, szef Głównego Zarządu Wywiadu Ministerstwa Obrony, w rozmowie z serwisem The War Zone. Mówił on najpierw o 11 tysiącach żołnierzy, następnie – o 11 800. Według Budanowa żołnierze ci będą gotowi do walki z końcem października.

Północnokoreańskie siły specjalne to ogromny rodzaj sił zbrojnych, liczący około 120 tysięcy żołnierzy, a według niektórych źródeł nawet 200 tysięcy. Specja­li­zują się w działaniach na tyłach przeciwnika i wykonywaniu zadań we współpracy z regularnymi wojskami lądowymi. Gdyby miało dojść do wojny między Północą a Południem, siły specjalne wzięłyby na siebie główną część walki w pierwszych dniach.

Trzeba podkreślić, że mówimy tu o dużych oddziałach. Mniejsze grupki Północnych Kore­ań­czyków pojawiły się w Ukrainie wcześniej, prawdo­po­dob­nie już w pierwszych dniach sierpnia, aby pomagać przy obsłudze wyrzutni taktycznych pocisków balistycznych KN-23 (Hwasong-11Ga), dostarczonych Rosji przez Pjongjang. Kilku żołnierzy z tego grona straciło życie w ataku na jedną z rosyjskich baz w okupowanej części Donbasu. Eskalacja jest na tyle znacząca, że – jak informuje połud­nio­wo­kore­ań­ska agencja prasowa Yonhap, – prezydent Yoon Suk-yeol zwołał nadzwyczajne posiedzenie resortów i agencji bezpieczeństwa.

Obecnie żołnierze przysłani przez Kima przebywają w bazach wojsko­wych na rosyjskim Dalekim Wscho­dzie, gdzie przechodzą szkolenie adaptacyjne. Poniższe nagranie wykonano ponoć w ośrodku w Siergiejewce na północ od Władywostoku, około 240 kilo­metrów od granicy z Koreą Północną.

Tu z kolei nie ma wątpliwości. Niezawodni twitterowi geolokali­za­torzy zidentyfikowali to miejsce jako Siergiejewkę. Oprócz standardowych rosyjskich mundurów i uzbrojenia Koreańczycy otrzymują jeszcze coś – fałszywe dowody tożsamości, pozwalające im udawać obywateli Federacji Rosyjskiej mieszkających w Jakucji i Buriacji.

Już kilka dni temu w ukraińskich mediach pojawiły się doniesienia, iż pierwszy oddział sformowany z Koreańczyków będzie liczył około 3 tysięcy ludzi i zostanie uwzględ­niony w ordre de bataille jako „Specjalny Batalion Buriacki” utworzony w ramach 11. Samo­dziel­nej Brygady Desantowo-Szturmowej. Budanow w tej samej rozmowie z TWZ przewidywał z kolei, że pierwsza duża grupa Koreańczyków – około 2600 żołnierzy – trafi do obwodu kurskiego, aby pomóc Moskalom w wypchnięciu Ukraińców okupujących tam kawałek rosyjskiego terytorium.

Według połud­nio­wo­kore­ań­skiego wywiadu transport żołnierzy sił specjalnych Północy do Włady­wos­toku zrealizowano w dniach 8–13 sierpnia za pomocą czterech rosyjskich okrętów transportowych wspieranych przez trzy okręty eskorty. Podkreślono przy tym, iż był to pierwszy przypadek obecności rosyjskiej floty na wodach oble­wa­ją­cych Koreę Północną od roku… 1900. Konwój ten zabrał około 1500 żołnierzy, czekających pod Ch’ŏngjinem, Hamhŭngiem i na przylądku Musu Dan. Odnotowano również regularne loty rosyjskich Anów-124 z Władywostoku do Pjongjangu.

Odkąd rozpoczęliśmy finansowanie Konfliktów przez Patronite i Buycoffee, serwis pozostał dzięki Waszej hojności wolny od reklam Google. Aby utrzymać ten stan rzeczy, potrzebujemy 1600 złotych miesięcznie.

Możecie nas wspierać przez Patronite.pl i przez Buycoffee.to.

Rozumiemy, że nie każdy może sobie pozwolić na to, by nas sponsorować, ale jeśli wspomożecie nas finansowo, obiecujemy, że Wasze pieniądze się nie zmarnują. Nasze comiesięczne podsumowania sytuacji finansowej możecie przeczytać tutaj.

STYCZEŃ BEZ REKLAM GOOGLE 97%

Południowokoreańska agencja wywiadu Gukjeongwon (posługująca się też anglojęzycznym skrótowcem NIS) opublikowała zbiór zdjęć satelitarnych pokazujących żołnierzy z Północy w Rosji. Oczywiście jakość zdjęć nie pozwala stwierdzić, kto widnieje na zdjęciach i ilu tych ktosiów jest (mit o satelitach czyta­ją­cych gazety trzymane przez kogoś na ziemi jest tylko tym – mitem). Jeśli jednak zaufamy Seulowi, widać, że przedsięwzięcie działa prężnie. Poniższe zdjęcie przestawia bazę w Usuryjsku, gdzie ma się znajdować 400 żołnierzy z Północy.

(국가정보원)

Z kolei tu widzimy 240 żołnierzy w Chabarowsku.

(국가정보원)

Mamy tu do czynienia z bez­pre­ce­den­sową eskalacją, trudno jednak mówić, że jest ona niespodziewana. Partnerstwo strategiczne między Moskwą i Pjongjangiem działa coraz sprawniej i ma być uświęcone przepisami rosyjskiego prawa, a więzi między oboma dyktatorami są coraz ściślejsze. KRLD może więc liczyć na różnorakie wsparcie ze strony Rosji: żywność, twardą walutę (do której Kreml wciąż ma w miarę swobodny dostęp), ale przede wszystkim know-how. Niedawno zwracaliśmy uwagę na to, że Pjongjang prawdo­po­dob­nie zaczął prace nad swoim pierwszym okrętem podwodnym o napędzie jądrowym. Wsparcie Moskwy w takim przedsięwzięciu byłoby na wagę… plutonu.

Tymczasem dostawy broni z Korei Północnej do Rosji trwają od sierpnia ubiegłego roku i osiągnęły już – jak szacuje Gukjeongwon – poziom 13 tysięcy kontenerów pocisków arty­le­ryj­skich, pocisków rakietowych i innych rodzajów broni. Łącznie Moskale otrzymali najpewniej ponad 8 milionów sztuk amunicji arty­le­ryj­skiej kalibrów 122 milimetry i 152 milimetry. Wspomniane wyżej pociski KN-23 zdążyły już zebrać krwawe żniwo wśród ukraińskiej ludności cywilnej. Ich pierwsze użycie odnotowano 6 sierpnia. Wówczas pocisk eksplodował w powietrzu, najpewniej samoistnie. Ale pięć dni później cztery pociski tego typu odpalone z obwodu woroneskiego zabiły czteroletniego chłopca i jego ojca oraz raniły trzy osoby.

Spekulacje o możliwym eksporcie siły żywej (bo tak należy traktować poczynania Kima) do Rosji krążyły już wiosną tego roku. Postrzegano je wówczas jako wizję scenariusza ekstremalnego, ale nie zupełnie nierealnego, i zastanawiano się, co by wówczas uczyniło Południe, które do tej pory nie udzielało Ukrainie bezpośredniego wsparcia wojsko­wego (jedynie pośrednie via USA). Oficjalne decyzje jeszcze, rzecz jasna, nie zapadły, ale jeśli Seul zdecyduje się na udzielenie Kijowowi pomocy wojskowej, praktycznie za pewnik można przyjąć zakrojone na dużą skalę dostawy amunicji.

– Przypuszczam, że bardzo to zdenerwuje prezydenta Yoona – stwierdził Victor Cha z think tanku Center for Strategic and International Studies odnosząc się do obecności żołnierzy z Północy na froncie w Ukrainie. – A kto wie, co on zrobi, kiedy jest bardzo zdenerwowany?

Trzeba też uwzględnić dodatkowy czynnik. Dla sił zbrojnych Północy będzie to pierwszy udział w praw­dzi­wym konflikcie zbrojnym od czasu zakończenia wojny koreańskiej. Nawet jeśli prości szeregowi zostali wysłani na przemiał, towarzyszą im oficerowie – i na ich powrót Pjongjang na pewno liczy. Ich doświadczenie wyniesione wprost z nowoczesnego pola walki może się okazać bezcenne dla armii Kimów. Nie można więc wątpić, iż Seul będzie z wielkim zainteresowaniem przyglądał się temu, co dokładnie uczynią na froncie żołnierze Północy. Niewykluczone, iż wkrótce nad Dnieprem pojawią się (a może już się pojawili?) funkcjo­nariusze wywiadu i oficerowie sił zbrojnych przysłani z Seulu, aby ściśle monitorować poczynania żołnierzy z KRLD.

Sytuacja na froncie

Jest ciężko i będzie ciężej, zanim zrobi się lepiej (o ile w ogóle się zrobi). Tak w największym skrócie można opisać sytuację na froncie. Po dwóch miesiącach chaosu, niezdecydowania i seryjnych pokazów niekompetencji Rosjanie wreszcie ogarnęli się na własnej ziemi i zaczęli kontratak w obwodzie kurskim. Według brytyj­skiego The Telegraph siły liczące około 50 tysięcy żołnierzy odbiły już około połowy terytorium zdobytego nie tak dawno przez Ukraińców. Ta ocena wydaje się przesadzona, ale nie da się ukryć, że Ukraińcy stracili spory kawałek ziemi i tym razem to oni musieli zadbać o okrzepnięcie obrony.

Bodaj najsłynniejszy rosyjski milbloger Rybar twierdzi, że rosyjskie wojsko odbiło Nowoiwanowkę, leżącą 9 kilometrów w linii prostej od granicy. Taki stan rzeczy pokazuje również poniższa mapa.

Stosunkowo nowy kryzys trwa nad Oskołem. Rosyjski klin dotarł już do rzeki i przeciął drogę P79 łączącą Kupiańsk z Iziumem. Moskale prą naprzód także pod Pokrowskiem i wydaje się, że chcą wziąć miasto w kleszcze od północy i południa. Ich szpica jest obecnie około 4 kilometrów od rogatek Pokrowska. Na wszystkich tych odcinkach najeźdźcy ponoszą ogromne straty, ale jak głosi stare porzekadło – gdzie Rosja nie może, tam Kim pomoże. Czy jakoś tak.

Na korzyść obrońców może zadziałać Matka Natura. Powoli zbliża się jesienna pora błotna, która sparaliżuje działania rosyjskiego „zmechu”. Ale właśnie dlatego obserwujemy teraz nasilenie rosyjskich operacji zaczepnych. Moskale chcą wykorzystać do maksimum to powoli zamykające się okno.

Przedstawiwszy ponury obraz ponurej sytuacji, zakończmy gorzką refleksją jednego z naszych ulubionych analityków, Toma Coopera, zacytowaną stąd:

W 2022 roku ZSU zdołały rozbić pełnoskalową rosyjską inwazję nie dzięki „genialnemu i ukochanemu” Załużnemu, ale dlatego, że 200 tysięcy, a potem 400 tysięcy ukraińskich żołnierzy wciąż było prowadzonych przez oficerów, którzy znali się na swojej robocie i mieli wolną rękę, aby działać w zgodzie ze swoim doświadczeniem. Co za tym idzie – mogli pozwolić swoim żołnie­rzom walczyć z Rosją w najlepszy dla nich sposób, to jest umiejętnie i brawurowo. „Ci ludzie” zniszczyli rosyjskie wojsko, dokonali czegoś, czego nie dokonał żaden ukraiński generał, a już na pewno żaden Zełenski. Ale może nawet 50% „tych ludzi” przepadło – zginęli albo rany wykluczyły ich ze służby.
Od 2023 roku ZSU nie odnoszą sukcesów właśnie przez swoich generałów i przez Zełenskiego. Dlatego, że ich „przywódcy” nie są „przywódcami”, ale bandą dyletantów, którym brak pomysłów i rozwiązań. Są za to ekspertami w dziedzinie wystąpień w telewizji i mediach społecz­noś­cio­wych, „dyscy­pli­no­wa­nia” i mikro­zarzą­dza­nia. Sprawy zaszły tak daleko, że jeśli wziąć pod uwagę całą tę nie­kom­pe­ten­cję, porażki, złudzenia, fantazje, korupcję i nepotyzm w Kijowie, człowiek może się dziwić, że ZSU wciąż się trzy­mają. Ale jednak się trzy­mają – dzięki umie­jęt­noś­ciom niektórych dowódców niższego szczebla i setek tysięcy żołnierzy, którzy walczą dalej wbrew wszystkiemu.

IMAGO / Yao Dawei / Alamy Stock Photo