Trwa drugi dzień ukraińskiej operacji w obwodzie kurskim. Sytuacja wciąż skryta jest za gęstą mgłą wojny, jedno wszakże jest pewne: Moskale nie byli przygotowani na rajd pododdziałów zmechanizowanych i wciąż nie są pewni, jak powinni zareagować, zarówno na polu walki, jak i w noosferze, czyli w dziedzinie mentalnej.

Już wczoraj rosyjskie ministerstwo „obrony” zapewniało, że Ukraińców wyparto z terytorium Rosji. Dziś jednak widzimy, że jeśli ktokolwiek został wyparty – to Moskale stojący na drodze ukraińskim szpicom. „Szpi­com”, bo są dwie. I wyraźnie jest to operacja prowadzona przez zorga­ni­zo­wane (nawet jeśli nieliczne) regularne siły ukraińskie, a nie zarząd wywiadu czy Legion „Wolność Rosji”.

Jedno ukraińskie natarcie ruszyło wprost na północ, w kierunku wsi Lubimowka i dalej miasteczka Korieniewo. Wdarli się tam na 20 kilometrów w głąb rosyjskiego terytorium i poza samą Lubimowką opanowali cztery maleńkie, prak­tycz­nie niebronione wsie oraz przecięli drogę łączącą dwa miasta obwodowe – Rylsk i Sudżę. Druga szpica skie­ro­wała się zaś na wschód, właśnie ku Sudży, leżącej niespełna dziesięć kilometrów od granicy.

Na razie Sudża pozostaje niezdobyta, ale bardziej dlatego, że Ukraińcy wciąż do niej nie wkroczyli, a nie dlatego, że Rosjanie tak jej bronią. Bo prawdę powiedziawszy – nie bronią jej wcale.

Mimo że teoretycznie granica powinna być zabez­pie­czona, naj­wy­raź­niej nie była, a przy­naj­mniej nie lepiej niż sym­bo­licz­nie. Zasko­cze­nie okazało się całkowite, a niewielkie pododdziały rosyjskie stojące na drodze Ukraińców zostały rozbite i doznały poważnych strat w ludziach i sprzęcie. Co istotne, sami Ukraińcy obłożyli operację ścisłym embargiem informacyjnym i poza kilkoma migawkami (jak poniższa, ukazująca pojmanych Rosjan) nie chwalą się żadnymi sukcesami.

Co dokładnie Kijów chce tam osiągnąć? Może chodzić o prostą dywersję, która zmusi Moskali do przerzucenia sił na odcinek, na którym woleliby się teraz nie koncen­trować. W ten sposób Ukraińcy mogliby odciążyć odcinek pod Torećkiem (o którym niżej). Może operacja ma jakiś związek z gazo­cią­giem „Braterstwo” biegnącym w tej właśnie okolicy (w samej Sudży jest stacja pomiaru gazu, która miała zostać zajęta przez Ukraińców). Może chodzi o przecięcie linii kolejowej, która biegnie przez Sudżę? Może o wymiar propagandowy, o przeniesienie wojny na terytorium wroga? A może o to, aby na dłużej zagarnąć jakiś kawałek rosyjskiego terytorium przed kolejną rundą rozmów pokojowych, która miałaby nastąpić pod koniec roku?

Odpowiedź na te pytania poznamy zapewne w najbliższych dniach. Trzeba jednak wziąć pod uwagę istotny czynnik, który moglibyśmy nazwać dysproporcją potrzeb na szczeblu operacyjnym. ZSU muszą zabezpieczać całą granicę swojego kraju nie tylko z Rosją, ale też z Białorusią. Rosjanie tymczasem mają swobodę w rozmieszczaniu swoich sił, bo poza zeszło­rocznym rajdem Legionu „Wolność Rosji”, zakoń­czo­nym żar­tob­li­wym pro­kla­mo­wa­niem Bieł­go­rodz­kiej Republiki Ludowej, Ukraińcy nie prowadzili większych operacji transgranicznych. Jeśli Rosjanie zostaną zmuszeni do prze­miesz­cze­nia części pododdziałów z frontu, cała ta operacja może się okazać warta zachodu.

Podkreślmy jeszcze raz, że zdecy­do­waną większość informacji na temat wydarzeń w obwodzie kurskim otrzy­ma­liśmy jak dotąd od Rosjan. To rosyjskie źródła twierdzą, że Ukraińcy zajęli około 350 kilometrów kwadratowych rosyjskiego tery­torium. One też przyznają, że kilka pierwszych kontrataków zakończyło się klęską, nawet jeśli udało się zadać Ukraińcom bolesne straty.

Boris Rożin, prowadzący bardzo popu­larny kanał telegramowy Colonel­cassad (powiązany z rosyj­skimi siłami zbrojnymi), stwierdził, że dziś wieczorem „aż dziesięć przygranicznych wsi znajdowało się pod bezpośrednią i pośrednią kontrolą wroga”, a „jutro rano spodziewane są próby zwiększenia przez nieprzyjaciela presji na wielu obszarach”. Ukraińcy mieli zaangażować dotąd pododdziały z dwóch brygad, a w odwodach mają pododdziały z dwóch kolejnych. Rożin podkreślił również, że „wróg planuje obronę zdobytych obszarów przygranicznych obwodu kurskiego”.

Według jego informacji Sudża „została w znacznej mierze zniszczona przez ostrzał arty­le­ryj­ski”. Jest w tym sporo przesady, ale kolejny fragment opisujący sytuację w tej okolicy może już być prawdziwy:

Nieprzyjaciel od pierwszej połowy dnia próbował odizo­lować Sudżę, przejmując kontrolę nad otaczającą ją siecią dróg. Do południa nawet droga na wschód od Sudży znalazła się pod ostrzałem, co stworzyło warunki wstępne do okrążenia opera­cyj­nego, gdy wróg w dalszym ciągu próbuje ominąć obejść od południowego wschodu.

Na poniższym filmie mieszkaniec Sudży skarży się, że rosyjskie wojsko porzuciło swoje pozycje i zostawiło miasto na pastwę losu.

Zacytujmy jeszcze, co Colonelcassad pisze w kwestii strat obu stron. Zaznaczmy raz jeszcze, że jest to kanał powiązany z rosyjskimi siłami zbrojnymi i może pisać pod ich dyktando, ale nawet jeśli – jego wpisy pozwalają się rozeznać w klimacie informacyjnym, nawet jeśli w kluczowych detalach Rożin rozmija się z prawdą:

Obie strony poniosły znaczne straty. Wróg stracił ponad 50 sztuk sprzętu oraz 350-400 zabitych i rannych. Dodatkowo dwa systemy obrony powietrznej zostały zniszczone. Po naszej stronie straty również były znaczne: zniszczono lub uszkodzono trzy śmigłowce, kilka czołgów, bojowych wozów piechoty i dział plus nieznana liczba personelu. Wróg wziął około 40 jeńców. Schwytano także kilku żołnierzy ZSU. Nasi jeńcy będą z czasem wymieniani, ponieważ nasz fundusz wymiany jest wielo­krotnie większy niż fundusz wroga i jest również regularnie uzupeł­niany na różnych kierunkach, na których atakujemy.

Mniejszy, ale zwykle dobrze poin­for­mo­wany kanał Wola donosi, że do obwodu kurskiego ściągnięto 4 tysiące żołnierzy z obwodu biełgorodzkiego i 2200 z frontu w Ukrainie. Tak natomiast pisze na temat strat:

Wstępnie w ciągu dwudziestu czterech godzin siły zbrojne Ukrainy straciły do ​​70 zabitych i rannych, a Rosji – aż do 380 zabitych i zaginionych. Należy wziąć pod uwagę, że naj­pew­niej da się znaleźć około połowy zaginionych Rosjan. To ci, którzy pierwszego dnia walk uciekli do lasów. Według naszych infor­ma­cji po stronie ZSU zaginęło jedenaście osób, z czego naj­praw­do­po­dob­niej od dwóch do czterech jest w niewoli. Według jednego z rosyjskich wojskowych do ukraińskiej niewoli trafiło do 65 ludzi, w większości poborowych, funkcjo­nariu­szy straży granicznej i kontraktowych strzelców zmotoryzowanych.

Jeszcze inny dobrze poin­for­mo­wany kanał Dwa majora (mający jednak wydźwięk dużo bardziej propa­gan­dowy niż tamte dwa) zwraca uwagę, że „wróg zakłóca standardową łączność i sygnały komórkowe”. Problemów tych doświadczają zarówno rosyjscy żołnierze, jak i ludność cywilna w okolicznych miejscowościach.

Jeśli pominąć to, co Rożin mówi o funduszu wymiany jeńców, jego wyraźny pesymizm jest sam w sobie mocnym dowodem świadczącym o powadze sytuacji. Nie można jednak wykluczyć, że biadolenie jego i kolegów z innych kanałów to tak naprawdę zagrywka propagandowa mająca pobudzić patriotyzm w narodzie – bo jak to tak, ci Ukraińcy (choć Moskale powiedzieliby raczej: chochły) ośmielają się zajmować nasze miasta? Nu, pogodi! Nie znaczy to oczywiście, że cała operacja jest zmyślona i że Ukraińcy nie odnieśli żadnych sukcesów. Ale na ich weryfikację przyjdzie nam jeszcze poczekać.

Na razie gubernator obwodu kurskiego ogłosił stan wyjątkowy na obszarze objętym ukraińską operacją i zapowiedział, że będzie osobiście koordynować przeciwdziałania. Sam Władimir Putin wygłosił krótkie orędzie, w którym oskarżył Ukraiń­ców o ostrzeliwanie celów cywilnych i zapewnił, że trwają działania mające opanować kryzys. Z kolei ministerstwo spraw zagra­nicz­nych z typowym tupetem zaapelowało do społeczności międzynarodowej o potępienie Ukrainy. Marazm rosyjskich ośrodków władzy świadczy przeciwko hipotezie o pompowaniu nastrojów patriotycznych.

Torećk

Było dobrze, teraz będzie gorzej. Sytuacja pod Torećkiem – leżącym na zachód od Gorłówki i południowy zachód od Bachmutu – pozostaje niebezpieczna. Nasz ulubiony ukraiński dziennikarz Jurij Butusow dwa dni temu pisał o niej tak:

Wróg wkroczył do miasta i uczepił się jego obrzeży, nadal powoli, ale systematycznie posuwa się małymi grupami szturmowymi. Biją ich, niszczą ich, ale Rosjanie mają rezerwy i inicjatywę taktyczną, dzięki czemu mogą skoncentrować swoje siły w okreś­lonych ważnych obszarach i uzyskać tam znaczną przewagę. Kilka pododdziałów naszej 32. Brygady Zmechanizowanej jest głęboko otoczonych na flankach i ponosi znaczne straty. Wróg atakuje z kilku kierunków. Rosjanie również ponoszą ciężkie straty, ale mają więcej posiłków plus dużą liczbę dronów i artylerii. Nasi żołnierze utrzymują swoje pozycje nawet w tak trudnej sytuacji, ale potrzebne są decyzje dowództwa.
Dowództwo nie podejmuje niezbędnych decyzji i nie bierze na siebie odpowiedzialności. Nie ma rozkazu wycofania się ani wzmocnienia skrzydeł rezerwami. Do czego to dopro­wadzi? Albo całkowita utrata zdolności bojowej, albo okrążenie, skutek będzie jeden – całkowita utrata pozycji w Torećku. Zatrzymanie wroga jest możliwe, ale w tym celu trzeba zaprzestać kłamania w raportach.

Ewentualny upadek Torećka otwo­rzyłby Rosjanom drogę na Kon­stan­ty­nówkę, która jest kluczowym hubem logistycznym w obwodzie donieckim. Gdyby upadła, Ukraińcy mogliby nie być już dłużej zdolni do utrzymania obrony w tym rejonie. Oczywiście postępy najeźdźców i tu, i na wszystkich innych odcinkach są iście ślimacze – ale są, a właśnie tu stwa­rzają teraz naj­więk­sze zagro­że­nie, tym bardziej że ZSU – jak wskazuje Butusow – nie mają środków ani pomysłu na odwrócenie sytuacji.

Na razie Moskalom udało się zająć miasteczko Nju-Jork, gdzie jeszcze pod koniec kwietnia 2022 roku udało się najpierw zatrzymać, a następnie odepchnąć rosyjską szpicę. Od tego czasu obrona wokół Torećka uchodziła za dobrze przygotowaną i okrzepniętą, ale jak widać – mimo że najeźdźcy mieli tracić w lipcu tysiąc zabitych i rannych dziennie na całej długości frontu – wszystko ma swoje granice.

O sytuacji w Torećku krytycznie pisał także The New York Times, którego wysłannicy rozmawiali z walczącymi tam żołnierzami. Za obronę Torećka od początku – to znaczy od 2014 roku – odpowiadała 24. Samodzielna Brygada Zmechanizowana im. Króla Daniela, najstarsza ze wszystkich brygad ZSU. Ale jak pisze NYT:

w maju 24. Brygadzie oznaj­miono, że zostanie prze­nie­siona do Czasiwego Jaru; uznano, że pilniejsza jest potrzeba obrony tego znisz­czo­nego miasta, do którego progu zbliżali się Rosjanie. Zastąpić ją miała 41. Brygada Zme­cha­ni­zo­wana, która broniła Czasiwego Jaru, gdy Rosjanom udało się wkroczyć na jego obrzeża. Żołnierze 24. Brygady ostrzegali, że widzą już oznaki rychłego ataku na Torećk i apelowali do najwyższych dowódców, aby nie dokonywać rotacji w tak krytycznym momencie.

Apele na nic się nie zdały. Na początku czerwca obie brygady były już na swoich nowych miejscach. Dwa dni po zakończeniu rotacji ruszyło natarcie Moskali. 41. Brygada teoretycznie była już gotowa do walki, ale w praktyce nie zdążyła jeszcze nawet dobrze się zapoznać z powie­rzo­nym jej odcinkiem frontu. Porucznik Jewhen Strokan z batalionu obrony terytorialnej, który służył pod egidą 41. Brygady, skarżył się dziennikarzom NYT, że batalion poniósł niepotrzebne straty wskutek bezmyślnych rozkazów dowództwa. Zastępca dowódcy tego samego batalionu, Roman Kułyk, stwierdził, że utrata w kilka dni pozycji, które wcześniej wytrzymały tyle lat, obciąża bezpośrednio dowództwo 41. Brygady i całych sił zbrojnych.

Zakończmy rekomendacją. Czytelnicy, którzy lubią komentarze na temat wojny wyrażane w dosadnych żołnierskich słowach, z pewnością polubią spostrzeżenia Kułyka. Można je czytać na Twitterze: https://x.com/R_Kulyk.

Heneralnyj sztab ZSU