Po raz pierwszy słowo Bachmut pojawiło się w naszych sprawozdaniach z wojny 20 maja. Rzecz jasna – roku 2022. Pisaliśmy wówczas: „Być może Rosjanie chcą się oprzeć o Bachmut (wciąż odległy o kilkanaście kilometrów), skonsolidować front na odcinku do Gorłówki (dwadzieścia kilometrów na południe) i z tak utrwalonego łuku Gorłówka–Bachmut–Popasna wyprowadzić natarcie na Kramatorsk i Słowiańsk”.

Minął rok i dzień. Nie ustalimy już, czy dobrze przewidzieliśmy zamiary Moskali. Będziemy sobie schlebiać i powiemy, że tak, ale w ostatecznym rozrachunku nie ma to już żadnego znaczenia. Na szczeblu operacyjnym i strategicznym mamy do czynienia z zupełnie inną wojną. Rok temu hordy najeźdźcze mogły jeszcze mieć nadzieję (choćby złudną) na przełamanie oporu Ukrainy i podbicie znacznej części kraju. Teraz gra toczy się o zajmowanie marnych skrawków ziemi, utrzymanie okupacji już zajętego terytorium i terroryzowanie ludności.



I właśnie w tym kontekście trzeba analizować nadchodzące rosyjskie zwycięstwo w bitwie o Bachmut. Nadchodzące, bo ostatnie skrawki miasta jeszcze się bronią, ale sprawa jest już rozstrzygnięta. Za właściwy początek bitwy przyjęło się uważać 1 sierpnia – dziewięć i pół miesiąca temu. To prawie dwa razy dłużej, niż trwała bitwa o Stalingrad. I co przyniosło Moskalom te dziewięć i pół miesiąca krwawej młócki?

Gdyby nie to, że król Pyrrus 2300 lat temu dał początek terminowi „pyrrusowe zwycięstwo”, dziś musielibyśmy ukuć sformułowanie: „prigożynowe zwycięstwo”. Neonazistowski watażka zwany powszechnie kucharzem Putina mógł wczoraj wreszcie odtrąbić sukces, ale cena, którą przyszło mu zapłacić, okazała się przytłaczająca. Według szacunków ukraińskich i NATO-wskich służb wywiadowczych napastnicy stracili co najmniej 40 tysięcy zabitych. Straty ukraińskie to prawdopodobnie około 10 tysięcy zabitych. Większość poległych po stronie rosyjskiej stanowili bandyci z Grupy Wagnera – zawodowi bojowcy i mobiki powyciągane z więzień za obietnicę skrócenia wyroków.

Miejmy też na uwadze, że siły związane w Bachmucie nie mogły być użyte na innych odcinkach frontu. A ponieważ to Moskale mieli przewagę liczebną – podobno chwilami ponadpięciokrotną – za każdego żołnierza i pseudożołnierza rzuconego do zdobywania miasta Ukraińcy mogli skierować kilku swoich do innych zadań, choćby na front chersoński czy do bitwy nad Kaszłahaczem.

A co Prigożyn zyskał? Co zyskał jego pryncypał? Co zyskali Szojgu i Gierasimow? Samo miasto jest doszczętnie zniszczone, pozostało tylko punktem na mapie, a nie normalnym siedliskiem ludności (przed wojną mieszkało tam ponad 70 tysięcy ludzi, więcej niż na przykład w Suwałkach). Wciąż mieszka tam około 3 tysięcy osób, które z różnych względów nie chciały lub nie mogły wyjechać, ale muszą one egzystować w warunkach niemających wiele wspólnego ze standardami nowoczesnej cywilizacji. Wartość strategiczna Bachmutu, stosunkowo duża rok temu, spadła do zera. A odpowiedź na pytanie o zysk Szojgu i Gierasimowa brzmi: zyskali kompromitację. Niezależnie od faktycznego wkładu jednostek liniowych cała gloria zdobywcy Bachmutu, złudna, bo złudna, ale jednak spłynie na Prigożyna.



Ale jako się rzekło, Ukraińcy nie uciekli z Bachmutu z podkulonymi ogonami. Dziś i wczoraj wyrzutnie systemu HIMARS ostrzeliwały pododdziały rosyjskie ściągane do Bachmutu z południowej Ukrainy, w tym Mariupola, w celu ustabilizowania nowej linii frontu.

Generał Ołeksandr Syrski, dowódca ukraińskich wojsk lądowych, oświadczył, że „znaczenie obrony Bachmutu nie straciło aktualności”, ponieważ utrzymanie niewielkiego przyczółku w południowo-zachodniej części miasta da sposobność, aby je zaatakować i odbić, gdy nadarzy się taka sposobność. Obecnie ZSU skupiają się jednak na obejściu Bachmutu z północy i południa. Według Syrskiego miasto może być wkrótce zamknięte „w okrążeniu taktycznym”, a calem krótkoterminowym jest zniszczenie ostatnich stojących jeszcze wysokich budynków, które wprawdzie nie nadają się do zamieszkania, ale stanowią dogodne punkty obserwacyjne.

Siły ukraińskie nie próbują odbijać miasta, ale starają się, żeby okupantom nie było tam za wygodnie. 3. Samodzielna Brygada Szturmowa poinformowała dziś po południu o zepchnięciu przeciwnika około 700 metrów wstecz w rejonie Bachmutu. We wczorajszych starciach miało zginąć dwudziestu trzech żołnierzy rosyjskiej 72. Brygady Strzelców Zmotoryzowanych, tej samej, którą Prigożyn dwa tygodnie temu oskarżył o ucieczkę z pola walki.

Nie wydaje się, żeby Moskale byli w stanie posunąć się dalej na kierunku bachmuckim, przynajmniej nie w ciągu najbliższych kilku tygodni. Słowiańsk i Kramatorsk są i jeszcze długo będą bezpieczne. Jeśli jednostki liniowe rosyjskich sił zbrojnych – bo to one wkraczają teraz do Bachmutu, a (dirle)wagnerowcy zostaną przekierowani do innych zadań – ruszą na zachód, znajdą się pod ostrzałem ze wszystkich wzgórz otaczających miasto. Ale oczywiście muszą zająć te wzgórza, jeśli chcą skonsolidować front.



Dlatego bitwa o Bachmut dobiega końca jedynie w sensie bitwy o miasto jako takie (a raczej jego ruiny). Najeźdźcy muszą jeszcze opanować zaplecze Bachmutu, czy też z ich perspektywy – przedpole. To już nie będzie walka o miasto, więc pod tym względem będą mieli łatwiejsze zadanie, ale też będą musieli wyjść na otwartą przestrzeń, wprost pod ostrzał z broni strzeleckiej i artyleryjski. Jeszcze wiele krwi wsiąknie w bachmucką ziemię.

Aktual;izacja (00.25): Ukraińska obrona przeciwlotnicza zestrzeliła rosyjskiego Su-35, który wykonywał lot bojowy w pobliżu granicy obwodu chersońskiego i mikołajowskiego. Maszyna spadła do Morza Czarnego, pilot prawdopodobnie zginął.

A zakończmy taką ciekawostką. Statek Garakac, pod banderą kameruńską i należący do tureckiego armatora, zmierza obecnie z Turcji do Noworosyjska. Wcześniej wielokrotnie wykonywał rejsy na okupowany Krym. Można go śledzić pod tym linkiem.

Służba zwjazkiw z hromadśkistiu 45 OABr