Minął rok. Rok, podczas którego Ukraińcy i Ukrainki w obliczu barbarzyńskich ataków, a na ternach okupowanych wprost ludobójstwa, dowiedli, że nie dadzą się złamać. Pomimo szaleńczo różnych szacunków dotyczących ofiar można założyć, że po obu stronach straty w ludziach przekroczyły już próg 100 tysięcy zabitych. O ile po stronie rosyjskiej są to niemal wyłącznie członkowie armii najeźdźczej, o tyle po stronie ukraińskiej niestety znaczną część stanowią cywile.

Straty w sprzęcie również osiągnęły zatrważający poziom. Według Listy Oryxa Rosja straciła już prawie 9400 sztuk sprzętu (w tym 1774 czołgi, 74 samoloty i 78 śmigłowców), Ukraina zaś świeżo przekroczyła próg 3 tysięcy (w tym 468 czołgów, 59 samolotów i 30 śmigłowców). Jak zawsze przypominamy, że przy czytaniu Listy Oryxa trzeba mieć na uwadze jeden fakt: przedstawia ona dolny próg strat, na tyle, na ile udało się je potwierdzić materiałami wizualnymi. Faktyczne straty na pewno są większe, natomiast – jeśli pominąć drobny margines błędnej identyfikacji lub dublowania – nie będą niższe.



Klęska na lotnisku w Hostomlu i groteskowe zaczopowanie szpicy zmechanizowanej idącej na Kijów przekreśliły nadzieje Putina na szybkie zwycięstwo w wojnie, a później bohaterska obrona kombinatu Azowstali w Mariupolu, wiążąca znaczne siły rosyjskie ponad dwa miesiące – nadzieje na jakiekolwiek w pełni korzystne rozstrzygnięcie. Obecnie nawet najbardziej optymistyczny scenariusz dla Rosji to pyrrusowe zwycięstwo, po którym wolna, ale osłabiona Ukraina nie będzie w stanie odbić terenów okupowanych, Rosja zaś pozostanie relegowana do roli globalnego pariasa z rozbitą gospodarką, niezdolnego nawet rozpocząć mozolnego procesu wewnętrznej normalizacji.

Obalenie legalnych władz ukraińskich i podporządkowanie całego kraju zbrodniczej woli Moskwy nie wchodzi już w grę. Byłoby to niewykonalne zarówno pod względem czysto wojskowym, jak i moralnym, ponieważ prawie każdy, kto był w Ukrainie zwolennikiem zbliżenia z Rosją, przed rokiem zmienił poglądy.

Wojna w Ukrainie złamała, już chyba nieodwołalnie, mit drugiej armii świata. Dała Sojuszowi Północnoatlantyckiemu nowy zastrzyk energii. Pokazała też, że Zachód mimo wszystko jest zjednoczony, a dwie główne lokomotywy prorosyjskiej polityki w Europie – Niemcy i Francja – błyskawicznie przeskoczyły na tor wiodący dokładnie w przeciwną stronę.

Wszystkie późniejsze przejawy zadyszki, takie jak choćby niemieckie ociąganie się z dostawami uzbrojenia, wynikało raczej z nieporadności, inercji lub przeszkód biurokratycznych, aniżeli z jakiegokolwiek sprzyjania Moskalom. Porażka putinistki Marine Le Pen w wyborach prezydenckich we Francji (mimo wsparcia Viktora Orbána i Mateusza Morawieckiego) zagwarantowała, że Paryż utrzyma kurs antyrosyjski.



Sytuacja na froncie

Pytanie zadane w tytule może się wydawać obłędne w kontekście tego, co napisaliśmy w pierwszych dwóch akapitach, ale spieszymy z zapewnieniem, iż jeszcze nie postradaliśmy zmysłów. Sytuacja na froncie jest bowiem dziwnie spokojna i wielu analityków sądzi, że trwają przygotowania do zakrojonej na większą skalę ofensywy. To, co widzieliśmy w poprzednich dniach, to, co uznawano za już rozpoczętą ofensywę, było więc jedynie czymś na kształt rozpoznania walką.

Czy Ukraina jest gotowa odeprzeć taką ofensywę, jeżeli będzie dobrze zaplanowana i prowadzona? Do Ukrainy trafiło przez miniony rok uzbrojenie, o którym w innych okolicznościach nie mogłaby nawet marzyć. Same Stany Zjednoczone przekazały pomoc wojskową o wartości ponad 30 miliardów dolarów. Dzięki HIMARS-om i HARM-om, Krabom i CAESAR-om, Bayraktarom i Gepardom, Javelinom i NLAW-om oraz, rzecz jasna, wyszkoleniu i ofiarności własnych żołnierzy jest w stanie przeciwstawić Moskalom jakość tam, gdzie oni mają liczebność.

Ale przecież wiele pozostaje do zrobienia. Ukraina wciąż nie dostała upragnionych zachodnich czołgów podstawowych. Jesteśmy wprawdzie o krok od rozpoczęcia dostaw, ale ich skala na razie będzie aptekarska. O samolotach bojowych w ogóle nie ma co wspominać, wbrew optymistycznym zapowiedziom ministra obrony Reznikowa. No chyba że rację mają ci obserwatorzy, którzy sądzą, że szkolenie ukraińskich lotników już trwa gdzieś w USA w najściślejszej tajemnicy.



Dobre wieści przynosi nam najlepszy polski analityk Konrad Muzyka. Jego zdaniem do tej pory nic nie wskazuje, żeby Ukraińcy użyli zasadniczą część swoich sił rezerwowych do powstrzymania rosyjskich działań, a większość ataków odpierają oddziały już rozmieszczone na danych odcinkach frontu. Oznacza to z jednej strony, że jeśli nastąpi duża ofensywa rosyjska, Ukraińcy będą mieli zasoby, aby zareagować, z drugiej zaś – będą mieli siły na własną ofensywę. Muzyka jest też jednym z ekspertów sądzących, iż na razie widzieliśmy jedynie przygotowania do większej rosyjskiej operacji.

Sytuację na froncie można by podsumować pseudo-Remarkiem: Im Osten nichts Neues. Niewielkie natarcie Rosjan na wschód od Swatowego odparto bez większych problemów, podobnie jak pod Biłohoriwką na wschód od Lisiczańska. Moskale przesunęli się tam naprzód, ale mówimy tu co najwyżej o setkach metrów. Trochę więcej działo się wokół Bachmutu, gdzie odparto kolejne natarcie w kierunku Iwaniwśkego. Południowa rubież „Twierdzy Bachmut” broni się więc dalej, ale sytuacja na północy jest krytyczna.

Czego możemy się spodziewać w drugim roku wojny? Prawdopodobnie jeszcze nie całkowitego wyzwolenia terytoriów okupowanych. Rosja nie jest jeszcze w stanie przyznać sama przed sobą, że przegrała. A dopóki tego nie uczyni, nie może być mowy o dobrowolnym wycofaniu się okupantów, wobec czego trzeba będzie ich usuwać siłą. Jeden z prawdopodobnych scenariuszy zakłada dużą ukraińską ofensywę w północnej części obwodu ługańskiego. Być może uda się wyzwolić Swatowe, Trojićke, Biłokurakyne – aż do Starobielska i linii Ajdaru. Ogromnym sukcesem byłoby odbicie Lisiczańska i Siewierodoniecka.



Inna możliwa scena dla dużej operacji to lewy brzeg Dniepru. Ukraińcy mogliby nacierać w kierunku Melitopola i Bierdiańska, próbując przeciąć korytarz lądowy na Krym. Ale sam Krym oraz okupowane od wielu lat terytoria pseudorepublik ludowych, Donieckiej i Ługańskiej, będą stanowiły twardy orzech do zgryzienia. O ile nie nastąpi załamanie polityczne w Rosji – zapewne zbyt twardy, aby pękł w roku 2023, niezależnie od tego, jak bardzo byśmy pragnęli takiego rozstrzygnięcia.

Nie odważymy się przewidywać losów Białorusi – zbyt wiele zależy tam od kaprysów i Putina, i Łukaszenki.. Musimy jednak zwrócić uwagę, że ukraińskie służby wywiadowcze obawiają się, iż niebawem może dojść do prowokacji. Dowództwo Operacyjne „Północ” informuje, że zauważono kolumny sprzętu wojskowego bez oznaczeń i żołnierzy w mundurach przypominających te noszone przez Ukraińców (na wszelki wypadek przypomnijmy: samo noszenie mundurów nieprzyjacielskich jeszcze nie stanowi zbrodni wojennej). Istnieje możliwość, iż Rosja chce stworzyć wrażenie, iż Białoruś została zaatakowana przez Ukrainę (tu drugie przypomnienie na wszelki wypadek: Ukraina była wielokrotnie atakowana przez Rosjan z terytorium Białorusi).

Odnotujmy również, że dziś w obwodzie biełgorodzkim rozbił się samolot uderzeniowy Su-25 (egzemplarz numer RF-95143). Pilot zdołał się katapultować, ale zginął.

Z kolei w obwodzie charkowskim spadł Bayraktar TB2, który najprawdopodobniej padł ofiarą ukraińskich, a nie rosyjskich, żołnierzy.

Heneralnyj sztab ZSU