Trwa bitwa o „Twierdzę Bachmut”. Wysiłek obu stron od kilkunastu dni skupia się na miasteczku Sołedar, które umownie można by nazwać główny fortem w północnej części pierścienia twierdzy. Wczoraj i przedwczoraj prokremlowskie kanały na Telegramie chwaliły się całkowitym okrążeniem Sołedaru. Przechwałki te, jak zwykle, były nieco na wyrost, ale nie da się zaprzeczyć, że Wagnerowcy rzucają do walki kolejne fale ludzi i sytuacja w tym regionie jest bardzo trudna – praktycznie z godziny na godzinę może się zmienić w beznadziejną.

Obecnie jednym z najlepszych źródeł wiadomości o sytuacji w Sołedarze jest ukraiński dziennikarz Jurij Butusow, który minionej nocy przekazał następujący komunikat:

„Nasi żołnierze robią wszystko, co możliwe, a niektóre jednostki robią i niemożliwe. Kilku desantników z 46. Brygady Aeromobilnej doznało odmrożeń, jednemu żołnierzowi jutro amputują dziesięć palców u stóp, ponieważ walczą przez wiele dni w zimnie i pozostają na swoich pozycjach do ostatka. Brygada jest dowodzona i zmotywowana, wielu żołnierzy otworzyło lub znacząco zwiększyło liczbę zabitych wrogów na swoim koncie, artyleria na działach kalibru 105 milimetrów działa bardzo celnie. Nasze dowództwo przywiązuje dużą wagę do tego obszaru. […] Nie u wszystkich i nie wszystko idzie dobrze, ale o problemach będziemy rozmawiać później. Teraz ważne jest, abyśmy dysponowali znaczącymi siłami i wszelkimi możliwościami działania adekwatnie do sytuacji”.



9 stycznia w stosunkowo wiarygodnych źródłach pojawiły się doniesienia, jakoby Ukraińcy szykowali się do porzucenia Sołedaru i zarządzili ewakuację dziennikarzy. Jak widać, garnizon Sołedaru wciąż się broni, ale jeśli te informacje nie były od początku do końca zmyślone, wydaje się, iż można je wykorzystać jako wskazówkę, kiedy nastąpiło przesilenie: wczoraj. Jeżeli faktycznie właśnie wtedy nastąpiło przesilenie, wszystko wskazuje, że obrońcom udało się zażegnać kryzys przy stosunkowo niewielkich stratach. Walki skupiały się wokół kompleksu kopalni soli Artemsil, który stanowił ostatni duży ośrodek ukraińskiego oporu w tej miejscowości i który może odegrać podobną rolę co kombinat Azowstali w Mariupolu, chociaż oczywiście na mniejszą skalę. Kiedy pseudożołnierze z Grupy Wagnera mówili o zajęciu miasta, mówili głównie o wyparciu obrońców z kopalni.

Owszem, część kopalni z pewnością wpadła w ręce Moskali, ale obrońcy wciąż się trzymają w jej czeluściach, a niektóre zdjęcia mające dowodzić, że Wagnerowcy opanowali całość kompleksu, wykonano gdzie indziej. Prawdopodobnie – jak sugeruje poniżej ukraiński StratKom – we Wołodymiriwce (kontrolowanej przez samozwańczą Doniecką „Republikę” „Ludową”) albo w kopalni gipsu w Opytnem.

Trzeba pamiętać, że spora część kompleksu Artemsili to obecnie muzeum, wcale podobne do tego w Wieliczce. Znajdują się tam eksponaty (i ekspozycje), jakich nie znajdzie się w innych kopalniach w całej Ukrainie, a trudno oczekiwać, aby obrońcy ewakuowali wszystko. Pstryknięcie kilku zdjęć w charakterystycznych miejscach w kopalni – zamiast na tle nieokreślonej ściany – nie powinno sprawić dużych problemów, jeśli Rosjanie rzeczywiście kontrolują kompleks.

Dlaczego bitwa o Soledar jest ważna? Dla samego Prugożyna i jego (dirle)Wagnerowców to głównie kwestia propagandowa. „Kucharz Putina” będzie mógł powiedzieć pryncypałowi: Widzicie, Władimirze Władimirowiczu, moi ludzie dali radę tam, gdzie Szojgu i Gierasimow dali ciała”. Rzecz jasna, trudno tu mówić o jakimkolwiek znaczącym sukcesie, ale zajęcie najpierw Sołedaru, a następnie zapewne i Bachmutu będzie pierwszym sukcesem najeźdźców od opanowania Lisiczańska i przerwie serię kompromitujących porażek.



Sołedar nie jest jednak pozbawiony znaczenia czysto wojskowego – nie tyle sam w sobie, ile jako klucz do zdobycia „Twierdzy Bachmut”. Ta zaś stanowi rdzeń całej linii obrony od Siewierska do Torećka i Piwdennego. Jeżeli Moskale opanują Sołedar, będą mogli zaatakować Bachmut z dwóch stron (lub z trzech, jeśli zabezpieczą także Opytne), a do tego będą mieć pod ostrzałem drogę do Słowiańska, po której ściągane są posiłki do Bachmutu. Droga ta ľ trasa europejska E40 – biegnie po wzniesieniu, tymczasem Sołedar leży w dolinie, toteż nie da się jej ostrzeliwać „zza” Sołedaru bez dobrych środków rozpoznania w czasie rzeczywistym.

Jeśli do tego dojdzie, wówczas sytuacja obrońców stanie się krytyczna. Opanowanie Bachmutu pozwoliłoby zaś obejść szerokim łukiem umocnione stanowiska obronne Ukraińców na północy i zaatakować Siewiersk od południa – oczywiście zależnie od tego, jak szybko obrońcy zdołaliby podciągnąć rezerwy i zorganizować nową linię obrony. Moskale pokazali w tej wojnie, że wojna manewrowa nie jest ich mocną stroną. Nawet upadek Bachmutu nie powinien więc stanowić żadnego przełomu i z pewnością nie przesądzi o upadku Siewierska. Niemniej im mniej ziemi straci się teraz, tym mniej trzeba będzie odbijać później.

Kreminna

Odcinek Kreminna–Swatowe to poza Bachmutem jedyne miejsce na froncie, gdzie coś się dzieje. Sprzyjają temu warunki pogodowe: utrzymujące się od kilku dni mrozy utwardziły ziemię, co ułatwia działania zmechu, a przede wszystkim logistyki. Trzeba pamiętać, że pojazdy gąsienicowe poradzą sobie z błotem, dopóki nie zaczną w nim tonąć, ale dla ciężarówek granica tolerancji na błoto przebiega dużo niżej.

Z naszej perspektywy sytuację skrywa mgła wojny, ale nie ma wątpliwości, że obie strony próbują tam coś zdziałać. Rosyjskie kontrataki okazują się jednak niemrawe i nieskuteczne, tak jakby ich celem było nie tyle odepchnięcie przeciwnika, ile po prostu zniechęcenie go do dalszych natarć. Pomimo to Ukraińcy posuwają się naprzód – metodycznie i bardzo powoli. Walczące tam oddziały nie mogą teraz liczyć na znaczące wzmocnienie, wszystko idzie albo wprost do Bachmutu, albo w okolice jako mobilna rezerwa na wypadek przełamania frontu.



Dostawy sprzętu

Prezydenci Polski, Litwy i Ukrainy spotkali się dziś we Lwowie, gdzie podpisali deklarację Trójkąta Lubelskiego, potwierdzającą niezbywalne prawo Ukrainy do obrony suwerenności i integralności terytorialnej, a także podkreśla rozwinięcie Czarnomorskiej Inicjatywy Zbożowej na inne ukraińskie porty. Przy tej okazji Andrzej Duda poinformował, że Polska przekaże Ukrainie kompanię czołgów Leopard 2 w ramach koalicji międzynarodowej.

Rozgrywa się więc scenariusz składki międzynarodowej, o którym pisaliśmy w poprzednim sprawozdaniu. Z Polski najpewniej trafi do Ukrainy dwanaście czołgów, ale żeby do tego doszło, jak wynika ze słów Dudy, najpierw podobne zobowiązanie musi wyjść ze strony kilku innych państw. Celem będzie prawdopodobnie zmontowanie batalionu pancernego z Leopardów i obiecanych przez Niemcy bwp Marder. Szef ukraińskiego MSZ Dmytro Kułeba powiedział dziś, że jest pewny, iż prędzej czy później Berlin przekaże Ukrainie jakieś czołgi, bo Niemcy „najpierw mówią «nie», potem żarliwie bronią swojej decyzji, a w końcu mówią «tak»”.

Na widnokręgu rysuje się także dostawa czołgów z Wielkiej Brytanii. Prawdopodobnie byłyby to Challengery 2 nieprzeznaczone do modernizacji do standardu Challenger 3. Mowa jest o dziesięciu lub dwunastu wozach, co w brytyjskiej nomenklaturze oznacza jeden szwadron. Premier Rishi Sunak na razie nie podał żadnych konkretów, ale z jego słów wynika, że taka możliwość wchodzi w grę.

Przy tym wszystkim trzeba jednak mieć na uwadze istotny czynnik: utrzymanie sprawności sprzętu. Wysłać do Ukrainy sto czołgów – to jedno. Zapewnić im możliwość długotrwałego udziału w działaniach bojowych – to już inna para kaloszy. Jeśliby Ukraina rzeczywiście dostała Challengery, czy będzie w stanie je wspomóc należytym zapleczem technicznym? Czy nie będzie tak, że po pierwszej większej usterce czy uszkodzeniu w walce czołg – a Challenger to dość egzotyczna konstrukcja, nawet armata jest inna, gwintowana, a nie gładkolufowa – będzie się nadawał tylko do kanibalizacji?



Dowiedzieliśmy się także, iż Pentagon zamierza zorganizować szkolenie ukraińskich przeciwlotników w Stanach Zjednoczonych. Żołnierze wyznaczeni do służby na Patriotach trafią do głównego ośrodka szkoleniowego dla personelu obsadzającego te systemy – Fort Sill w Oklahomie.

Warto również odnotować deklarację złożoną przez Kanadę. Wczoraj szefowa resortu obrony Anita Anand poinformowała, że Ottawa kupi w Stanach Zjednoczonych baterię systemu NASAMS w celu przekazania jej Ukrainie. Wartość zakupu to 406 milionów dolarów kanadyjskich; pieniądze będą zaczerpnięte z półmiliardowego funduszu pomocy Ukrainie ogłoszonego w listopadzie ubiegłego roku.

O Abramsach dla Ukrainy na razie nie ma mowy.

Noworosyjsk

(Aktualizacja 21.20) Jeden z naszych ulubionych analityków H.I. Sutton zwraca uwagę na dziwne rzeczy dziejące się w jednej z dwóch głównych baz rosyjskich na Morzu Czarnym – w Noworosyjsku. Z bazy wyszło dziś wiele stacjonujących tam jednostek, w tym okręty podwodne projektu 636.3 i okręt desantowy Piotr Morgunow projektu 11711, w ubiegłych miesiącach zajmujący się głównie dostawami zaopatrzenia do Sewastopola, połowicznie odciętego (wraz z całym Krymem) po uszkodzeniu mostu nad Cieśniną Kerczeńską.

Jako jedną z możliwych przyczyn tak dużego ruchu floty Sutton wskazuje zagrożenie atakiem, podobnym do niedawnego uderzenia na bazę w Sewastopolu. Jeżeli Rosjanie obawiali się lub wręcz mieli informacje o nadchodzącej powtórce w Noworosyjsku, rozproszenie okrętów poza ciasną bazą miałoby sens. Już w listopadzie do Noworosyjska dotarł prawdopodobnie jeden z nawodnych „dronów kamikaze”, toteż wiemy, że Ukraińcy są w stanie tam dotrzeć i potencjalnie zadać bolesny cios.



Szwajcaria

(Aktualizacja 21.50) Od ponad roku Ukraina wywiera presję na Niemcy, aby te zwiększyły dostawy broni. Powoli przynosi to efekty, aczkolwiek nadal daleko do tego, co chcieliby widzieć Ukraińcy i wielu NATO-wskich sojuszników Berlina. Teraz przyszła kolej na Szwajcarię. Z krytyką Helwecji wystąpił Anton Heraszczenko, doradca ukraińskiego ministra spraw zagranicznych Dymytra Kułeby.

Helwecja od wybuchu wojny stanowi pewien problem. Z jednej strony w zaskakująco szerokim spektrum przyłączyła się do nałożonych na Rosję sankcji, z drugiej, zgodnie z własnymi regulacjami, odmawia eksportu broni do krajów prowadzących działania wojenne. Zakres przestrzegania tych reguł to osobna sprawa. Rola Szwajcarii jest jednak istotna, ponieważ obecnie tylko tam produkuje się amunicję dla zestawów przeciwlotniczych Gepard, która nieco różni się od standardowych pocisków kalibru 35 milimetrów. Działania rządu w Bernie już wcześniej stały się obiektem krytyki niemieckich i szwajcarskich mediów.

Gierasimow

(Aktualizacja 23.45) Po trzech miesiącach generał Siergiej Surowikin przestał być głównodowodzącym sił rosyjskich w Ukrainie. Jego miejsce na tym stanowisku zajął sam Walerij Gierasimow, szef Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej, podczas gdy Surowikin będzie odtąd jednym z jego trzech zastępców. Według oficjalnego przekazu z Kremla zmiana ta wynikła z rozszerzenia zadań stawianych przed siłami najeźdźczymi (oczywiście oficjalnie mowa jest nie o najeździe, ale o specjalnej operacji wojskowej) i konieczności zapewnienia ściślejszej współpracy między rodzajami sił zbrojnych.

Czego można się spodziewać po przetasowaniu prawie na samej górze? Pod względem operacyjnym i strategicznym najpewniej niczego nowego. Gierasimow nie jest takim rzeźnikiem jak Surowikin i Prigożyn, więc być może zobaczymy trochę więcej szacunku dla życia rosyjskiego żołnierza, ale żadna rewolucja nie nastąpi. Po pierwsze: ów brak szacunku wynika z kwestii systemowych, a nie osobistych preferencji jednego generała; po drugie: głównym specem od wypchania ludzi do maszynki do mięsa jest Prigożyn, a nad nim Gierasimow nie będzie mieć żadnej bezpośredniej kontroli. Z tego samego względu utrzyma się skala zbrodni na ludności.



Ciekawe mogą być za to konsekwencje dla rozgrywek pałacowych. Surowikin, który uchodzi za człowieka Wagnerowców w regularnych siłach zbrojnych, najwyraźniej zawiódł wygórowane oczekiwania Putina. Ale czy to znaczy, że Gierasimow (a wraz z nim Szojgu) wracają do łask? Mark Galeotti sugeruje, że nie – dla szefa sztabu jest to przydział na niższe stanowisko (choć oczywiście nie przestał być szefem sztabu) i zatruty kielich. Być może jest to ostatnia szansa dla establishmentu wojskowego, aby odbudować swoją renomę w oczach Putina.

Gierasimow będzie mógł się wykazać w spodziewanej rosyjskiej ofensywie wiosennej, mając do dyspozycji nową turę żołnierzy z mobilizacji. Ale – podkreślmy, że to tylko spekulacja – jeśli nie osiągnie przełomu na froncie i będzie tylko mełł żołnierzy w tempie stu za metr, nastąpi jego i Szojgu ostateczny upadek (być może dosłowny: z okna), a Putin już na dobre oprze się na swoich kumplach gangsterach.

Powtórzmy: Gierasimow nie będzie mieć nad Prigożynem żadnej bezpośredniej kontroli. Dirlewagnerowcy będą dalej toczyć wojnę na własny rachunek. Może nawet posunąć się do sabotowania wysiłku sił regularnych, jeśli nie przez jawne działanie na ich szkodę (to byłoby jednak zbyt ryzykowne), to przez niedasizm wtedy, kiedy potrzebna będzie pomoc Grupy Wagnera. Prigożyn jest przy tym zręcznym graczem propagandowym i nie ma oporu przed chwaleniem się złudnymi tryumfami. Gierasimow może się przekonać, że w ostatecznym rozrachunku jego sukcesy staną się sukcesami Prigożyna, ale porażki Gierasimowa pozostaną, a jakże, porażkami Gierasimowa.

Galeotti zwraca uwagę, że Putin nie potrzebuje pretekstu, aby usunąć kogoś ze stanowiska, i wcale nie musi podsuwać generałom metaforycznych zatrutych kielichów. Z jednej strony to prawda, ale z drugiej – nawet Stalin musiał zachowywać pozory proceduralizmu i legalizmu. Putin nie ma możliwości, aby oskarżyć generałów o spisek trockistowsko-zinowiewowski czy przynależność do antysowieckiej organizacji trockistowskiej. Jeśli jednak chce przeprowadzić czystkę na szczytach sił zbrojnych, oskarżenie szefa sztabu o niekompetencję da pretekst do usunięcia wszystkich oficerów rzeczywiście lub pozornie blisko z nim związanych.

Heneralnyj sztab ZSU