Bitwa o Siewierodonieck od tygodnia trwa w stanie dziwnego zawieszenia. Niemal całe miasto jest w rękach Rosjan, ale walki trwają i wydaje się, że ani jedna, ani druga strona nie ma sił, które pozwoliłyby przechylić szalę. Najeźdźcy wciąż polegają na swojej artylerii, ale solidna konstrukcja zakładów przemysłowych Azot zapewnia ukraińskim żołnierzom skuteczną ochronę. Oczywiście wszystko ma swoje granice, ale w tym wypadku nie obejdzie się chyba bez wielotygodniowego bombardowania artyleryjskiego. A tyle czasu Rosjanie po prostu nie mają. Dodajmy również dla porządku, że właśnie na tym odcinku frontu działają polskie armatohaubice samobieżne Krab, które obok francuskich CAESAR-ów wyrosły na ulubione działa ukraińskich artylerzystów.

Wszystko wskazuje, iż wreszcie zrozumieli, że Siewierodonieck będzie zbyt twardym orzechem do zgryzienia. Stąd też coraz więcej sił angażowanych jest na północ od Popasnej. Stamtąd idzie podwójne natarcie wprost na Lisiczańsk – jedno bezpośrednio z Popasnej, drugie zaś przez Toszkiwkę, którą wczoraj (nie bez problemu) zajęli Moskale. Stamtąd dzieli ich od Lisiczańska już tylko osiem kilometrów wzdłuż drogi R66. Jest to wymarzony kierunek do ataku na miasto. Z kolei Popasna może stanowić oparcie dla manewr oskrzydlającego, odcinającego Lisiczańsk od reszty Ukrainy. Sytuacja Siewierodoniecka (rozpatrywanego nie jako miasto, ale raczej jako twierdza) na tę chwilę jest więc dobra, ale z dnia na dzień może się przerodzić w tragiczną – a wraz z nią sytuacja Lisiczańska.



Na tym odcinku frontu zagrożone jest Zołote, które po zajęciu Toszkiwki jest o krok od okrążenia. W minionych tygodniach starcia o to miasteczko przewijały się w mediach (w tym u nas) jedynie gdzieś na marginesie. Wszystko jednak wskazuje, że kiedy dziennikarze i historycy już po wojnie będą zbierać informacje z dokumentów i sprawozdań świadków, bitwa o Zołote wyrośnie na jedno z kluczowych (by nie rzec wręcz: legendarnych) bitew tej wojny.

Wczorajszy raport ISW zwraca uwagę, że Rosjanie zwiększają intensywność działań mających zablokować ruch po drodze T1302 Bachmut–Lisiczańsk. I tak znajduje się ona pod (prawie) nieprzerwanym ogniem artyleryjskim, co sprawia, że nie może być mowy o jakimkolwiek regularnym ruchu samochodowym, ale przecięcie drogi i zablokowanie jej na amen ułatwiłoby pracę oddziałom idącym na Lisiczańsk.

Coraz częściej pojawiają się głosy, iż za wcześnie wysadzono ostatni most łączący Siewierodonieck z Lisiczańskiem. W tamtym momencie wydawało się to logicznym krokiem – Rosjanie zajmowali (i wciąż zajmują) ogromną część miasta, wydawało się, że lada chwila mogą przebić się przez kolejne ulice i dotrzeć do mostu, a wtedy przynajmniej teoretycznie mogliby wykonać rajd na drugi brzeg rzeki i może unieszkodliwić ładunki wybuchowe przygotowane do wyburzenia mostu. Rzecz jasna, nikt nie ma kryształowej kuli pozwalającej spojrzeć w przyszłość, lecz wydaje się, że zagrożenie nie było tak poważne, jak oceniano, i most mógł postać jeszcze chociaż kilka dni.

Jego brak szkodził wówczas bardziej obrońcom Siewierodoniecka niż siłom atakującym miasto, już choćby dlatego, że utrudniał ewakuację rannych i rotację pododdziałów ponoszących wysokie straty. Jest to niestety smutna rzeczywistość od dobrych trzech tygodni: bitwa o Siewierodonieck jest szalenie zacięta i tak samo krwawa. Powtórzmy jednak, iż Siewierodonieck to bardziej twierdza niż miasto i jako czynnik spowalniający i wykrwawiający Rosjan dobrze odegrał swoją rolę.

Na kierunku izumsko-słowiańskim zapanował impas. Obecnie najlepiej wygląda sytuacja Ukraińców na południu. Trwają walki – w tym pojedynki artyleryjskie – na granicy obwodów chersońskiego i mikołajowskiego. Poniżej mamy przykład, jak to wygląda w praktyce. Rosyjskie media propagandowe opublikowały nagrania (prawdopodobnie z drona ZALA 421) pokazujące zniszczenie dwóch haubic ciągnionych M777 i składu amunicji za pomocą ognia kontrbateryjnego. Wiadomo, że Ukraińcy stracili na pewno pięć haubic tego typu, części strat być może nie udokumentowano. Krążące w „runecie” pogłoski o zniszczeniu pięćdziesięciu M777 należy jednak włożyć między bajki.



Iryna Wereszczuk, wicepremier i minister ds. reintegracji tymczasowo okupowanych terytoriów Ukrainy, zaapelowała do ludności terenów okupowanych w obwodzie chersońskim (a także Krymu) o jak najszybszą ewakuację. Nauczeni tragicznymi doświadczeniami z Mariupola, Ukraińcy podkreślają, że utworzenie korytarzy humanitarnych z ćwierćmilionowego Chersonia będzie niemożliwe, a jeśli dojdzie do bitwy o miasto, życie cywilów będzie w skrajnym niebezpieczeństwie.

Wereszczuk podkreśliła, że jeśli komuś do wyjazdu potrzebne są okupacyjne dowody tożsamości wystawiane przez Rosjan, można sobie taki dokument wyrobić i nie obawiać się kary ze strony ukraińskiego wymiaru sprawiedliwości. Cywile w większości będą musieli się ewakuować przez Rosję – stamtąd będą mogli wyjechać do krajów trzecich i zwrócić się o repatriację do miejscowych ukraińskich placówek dyplomatycznych.

Na północny zachód od Chersonia niektóre wsie przechodzą z rąk do rąk co kilka dni, ale ogólna tendencja nie budzi wątpliwości: linia frontu systematycznie przesuwa się coraz bliżej Chersonia. Wiadomo, że Rosjanie ściągają tu coraz więcej posiłków, w tym zestawy przeciwlotnicze i haubice. W samym Chersoniu ruch oporu zabił niedawno dwóch żołnierzy sił okupacyjnych w stylu, który z pewnością przypadłby do gustu Janowi Krystowi – w restauracji.



A skoro o haubicach mowa – szczególnie interesującą informację podał kilkadziesiąt minut temu ukraiński minister obrony Ołeksij Reznikow: siły zbrojne Ukrainy przyjęły już oficjalnie do uzbrojenia haubice samobieżne PzH 2000. Nie powiedziano tego wprost, ale prawdopodobnie Ukraińcy otrzymali już wszystkie obiecane egzemplarze: siedem z Niemiec i pięć z Holandii. Nieoficjalnie wiadomo, że wszystkie haubice zintegrowano z ukraińskim systemem kontroli ognia artyleryjskiego GIS Arta.

Widzimy więc pierwszą dostawę niemieckiego ciężkiego sprzętu. Trzeba tu podkreślić, że po długim okresie niepewności i domysłów, czy Berlin udostępni Ukrainie uzbrojenie tego kalibru (dosłownego i w przenośni), kiedy Niemcy w końcu podjęli decyzję i wzięli się za szkolenie ukraińskich artylerzystów, cały proces przebiegł wyjątkowo gładko. Haubice są już na froncie.

Następna „ciężka” dostawa z Niemiec powinna obejmować artyleryjskie zestawy przeciwlotnicze Gepard, z którymi główny problem polegał na tym, że są diablo skomplikowane w obsłudze. W planach jest także dostawa trzech (nie czterech, jak pierwotnie zapowiadano) wyrzutni pocisków rakietowych MARS II. Tydzień temu minister obrony Christine Lambrecht zapowiedziała, że szkolenie ukraińskiego personelu ruszy za kilka tygodni.

Aktualizacja (23.05): Sytuacja na Morzu Czarnym.

Najważniejsze wydarzenia ostatnich dni – to znaczy od czasu zatopienia holownika Wasilij Biech – w wojnie na morzu to ukraińskie ataki na platformy gazowe na Morzu Czarnym. Platformy, podkreślmy, należące do Ukrainy, ale zajęte przez Rosjan w 2014 roku. Wiadomo o udanym ataku na co najmniej dwie instalacje: Krym-1 (IMO 8771241) i Tawryda (IMO 8763373), prawdopodobnie zaatakowano także trzecią. Wskutek jednego ataku poważnie rannych zostało trzech robotników.

Rosja już oskarżyła Ukrainę o próbę wywołania katastrofy ekologicznej. Platformy były jednak wykorzystywane prawdopodobnie do celów wojskowych, między innymi jako posterunki sonarowe i stanowiska obrony przeciwlotniczej.



Z kolei zdjęcia satelitarne dowodzą, że słynna Wyspa Węży pozostaje celem ataków, i to najwyraźniej skutecznych, a przynajmniej dosięgających okolic celu. Na wykonanych dziś fotografiach widać trzy nowe zaczernione obszary, będące ewidentnie śladem po pożarze i/lub eksplozji. Na zdjęciach z 20 czerwca jeszcze śladów nie było. Nie wiadomo, co zniszczono (albo też co próbowano zniszczyć), ale miejsca, w których pojawiły się czarne plamy, pokrywają się z grubsza z wcześniejszym rozmieszczeniem komponentów systemów obrony przeciwlotniczej i łączności.

Naoczni świadkowie informowali, że pociski przeleciały nad wybrzeżem w stronę wyspy około godziny 4.00 rano, ale nie pojawiło się niezależne potwierdzenie tych doniesień. Nie wiadomo również, jakich pocisków użyto. W Ukrainie nie ma jeszcze wyrzutni M142 HIMARS, które byłyby wprost wymarzonym systemem do przeprowadzenia takiego ataku.

Na koniec odnotujmy jeszcze casus małego okrętu rakietowego Wielikij Ustiug projektu 21631 Bujan-M, sfotografowanego w stanie wskazującym na niedawne użycie bojowe… czy raczej na doświadczenie użycia bojowego jakichś środków rażenia przez Ukraińców. Uuwagę zwraca zwłaszcza brak radiolokatora (który jednak mógł być zdjęty, aby ułatwić okrętowi przejście pod mostami). Wielikij Ustiug – który uczestniczył w atakowaniu Ukrainy pociskami manewrującymi Kalibr – być może dostał się pod ogień ukraińskiej artylerii rakietowej opodal Odessy.

Aktualizacja (00.50): Wieczór przyniósł nowe wieści z linii frontu – zarówno pozytywne, jak i niepokojące. Do tych drugich zalicza się zdobycie przez Moskali wsi Pidlisne i Myrna Dołyna, leżących zaledwie trzy kilometry od granic Lisiczańska. Właściwa bitwa o miasto może się zacząć jeszcze dziś. Najeźdźcy prawdopodobnie są już we wsi Biła Hora, oddzielonej od Lisiczańska jedynie pasem drogi R66. Jeżeli informacja o obecności rosyjskich żołnierzy jest zgodna z prawdą, ciekawe, czy nadeszli oni z południa, od Myrnej Dołyny, czy raczej przeprawili się przez Doniec. Sama Biła Hora leży na wzniesieniu, podobnie jak Lisiczańsk, ale między wsią a Dońcem jest akurat zakole rzeki i kawałek płaskiej ziemi. A skoro stan rzeki wciąż jest niski, rosyjski „zmech” mógłby sobie poradzić, korzystając z tego, że ukraińska artyleria ma pełne ręce roboty z innymi celami.

Podkreślmy, że wciąż podtrzymujemy naszą dawną analizę: utrata Siewierodoniecka będzie problematyczna, ale zasadniczo pozbawiona konsekwencji strategicznych, natomiast jeśli Rosjanie zdobędą Lisiczańsk, wszelkie późniejsze kontrofensywy w Donbasie opóźnią się o tyle, ile potrzeba będzie na odbicie tego miasta, żeby właśnie na nim oprzeć dalsze postępy.

Najeźdźcy już prawie zamknęli okrążenie Zołotego i Hirśkego. Pojawiają się informacje o wycofaniu oddziałów ukraińskich z obu tych miejscowości i o możliwej kapitulacji dużej grupy obrońców Zołotego. Wymazanie tego kotła oznacza, że wkrótce nastąpi próba odcięcia Lisiczańska od zachodu. W linii prostej do Dońca jest dwadzieścia pięć kilometrów. I jak zwykle w takich sytuacjach powstają dwa osobne pytania. Czy Rosjanie mogą pokonać te dwadzieścia pięć kilometrów i zamknąć okrążenie? Zapewne tak. Ale czy szpica natarcia zdoła pociągnąć za sobą na tyle duże siły, aby to okrążenie pozostało zamknięte wobec ukraińskich kontrataków? To już zupełnie inna sprawa. Samym ogniem artyleryjskim nie da się zablokować komunikacji lądowej.

Ołeksij Arestowycz, doradca szefa kancelarii prezydenta Ukrainy, poinformował z kolei, że siły zbrojne Ukrainy odbiły wieś Kyseliwka, leżącą przy drodze M14, trzynaście kilometrów od słynnego lotniska Chersoń-Czornobajiwka. Operację w tym sektorze okryto wyjątkowo ścisłą zasłoną tajemnicy, co daje nadzieję na pozytywne rozstrzygnięcia.

Tymczasem Morze Czarne wyrzuciło na brzeg koło ratunkowe z krążownika Moskwa (już drugie).

US Army / Markus Rauchenberger