Po tragicznej śmierci Marka Szufy przyszłość płockich pikników lotniczych stanęła pod dużym znakiem zapytania. Gdy w zeszłym roku pikniku nie udało się zorganizować, wielu miłośników lotnictwa podejrzewało, że może to być nieodwołalny koniec jednej z najpiękniejszych imprez lotniczych w naszym kraju.
Na szczęście w tym roku statki powietrzne wróciły nad Wzgórze Tumskie. W zapowiedziach organizatorów piknik AD 2013 prezentował się imponująco. Niestety – biednemu zawsze wiatr w oczy, a deszcze i burze (i urzędnicy, ale o tym za chwilę) w pokazy lotnicze. Tym razem pogoda nie sprawiła, że piloci musieli gremialnie odwołać występy, ale jednak uniemożliwiła przybycie największym zagranicznym gwiazdom – Péterowi Besenyeiowi i Peggy’s Wing-Walkers. Program akrobacji lotniczych uległ więc znacznemu okrojeniu, pozostała w nim tylko grupa Żelazny i Artur Kielak w XA-41. Tylko… albo i aż, bo przecież renoma „żelaznych” i Kielaka nie wzięła się znikąd.
Gwiazdami tegorocznego pikniku były jednak statki powietrzne Sił Zbrojnych RP. Dla widzów, którym szczególnie zależało na występach gości z zagranicy, to właśnie maszyny z biało-czerwoną szachownicą uratowały sens pokazów. Pojawił się więc Su-22, czyli maszyna, którą nasze lotnictwo ostatnio coraz częściej deleguje na różne pokazy (i bardzo dobrze), pojawił się transportowy C-130, pojawiły się też śmigłowce marynarki – Anakonda, SH-2G i Mi-14PŁ „Orka”.
Nie zabrakło też typowych gości pikników lotniczych – małych maszyn general aviation oraz spadochroniarzy i motolotniarzy. Nad Wisłą prezentowały się również AT-3, replika RWD-5, polsatowski EC 135, parę maszyn ultralekkich oraz spore ciekawostki – rolniczo-gaśniczy PZL M-18B Dromader, który zaprezentował zrzut ładunku wody, i wodnosamolot Aviat A-1C Husky, który wylądował na Wiśle. Komentował oczywiście niezrównany Tadeusz Sznuk.
Efektownym podsumowaniem imprezy miał być Air Snake – przeloty między pylonami na czas – z udziałem grupy Żelazny. Niestety, jak nie ulewa, która udaremniła Air Snake w sobotę, to urzędnicy. Na mocy decyzji Urzędu Lotnictwa Cywilnego samoloty miałyby latać nie tyle między pylonami, na wysokości kilkunastu metrów, ile ponad nimi – pięćdziesiąt metrów nad lustrem wody. Przy takim ograniczeniu całe przedsięwzięcie nie miałoby oczywiście sensu, co sami „żelaźni” udowodnili niedowiarkom, wykonując jeden przelot zgodny z regułami narzuconymi przez ULC.
Do pewnego stopnia można zrozumieć decyzję urzędu, zapewne wywołaną tragicznym wypadkiem Marka Szufy, lecz przecież Szufa nie zginął w czasie Air Snake. Poza tym jest to akurat latanie dość bezpieczne, wprawdzie nisko, lecz niemal wyłącznie równolegle do rzeki. A już skandaliczne było dostarczenie organizatorom decyzji po południu w środę 29 maja. Czwartek to przecież było Boże Ciało, co de facto zostawiało jedynie piątek na złożenie i rozpatrzenie odwołania. Szkoda, że bardzo udana mimo wszystko impreza musiała się zakończyć takim zgrzytem.