Muzeul Militar Național „Regele Ferdinand I” w Bukareszcie odwiedziliśmy latem 2021 roku. Tak długi brak relacji z tego ciekawego miejsca nie wynikł bynajmniej z nieatrakcyjności, jak by nie patrzeć, głównego muzeum prezentującego historię wojskowości na ziemiach rumuńskich. Wcześniej opublikowaliśmy relacje z innych, równie ciekawych placówek: Miejsca Pamięci Ofiar Komunizmu i Ruchu Oporu w Syhocie Marmaroskim czy Muzeum Marynarki Rumuńskiej w Konstancy. Narodowe Muzeum Wojskowe leżało tak jakoś odłogiem, na co sobie na pewno nie zasłużyło.
Podlegające resortowi obrony muzeum przedstawia historię wojskowości rumuńskiej od czasów paleolitycznych do współczesnych. Już od 1865 roku funkcjonowało jako Muzeum Artylerii, w 1914 roku stało się oddziałem Muzeum Narodowego, a na samodzielność musiało czekać do 18 grudnia 1923 roku. Otrzymało ją do króla rumuńskiego Ferdynanda I, który teraz jest jego patronem.
Muzeum składa się z czterech głównych części, wyznaczonych przez osobne budynki. W pierwszej – którą opisujemy w tej relacji – można zapoznać się z historią wojskowości na ziemiach rumuńskich. W zasadzie zwiedzanie rozpoczyna się klasycznie od wystawy poświęconej najstarszym czasom: okresowi paleolitu, neolitu, epoce brązu. Uwagę zwracają bogate zbiory przedmiotów codziennego użytku, zachowanych w lepszym czy gorszym stanie, a także opisy i rekonstrukcje pierwszych, prymitywnych fortyfikacji na obszarach dzisiejszej Rumunii.
Później historię dzisiejszej Rumunii zdominowały okresy tracki i dacki. Szczególną uwagę Rumunii królowi Daków Decebalowi, na którego panowanie (87–106) przypada czas świetności i upadku po wielokrotnych bojach z Rzymianami. W 106 roku musiał uznać przewagę liczebną Rzymian, został okrążony przez legiony cesarza Trajana i zmuszony do kapitulacji. Wyrwał się z garstką żołnierzy z okrążenia, nie uszedł jednak daleko, gdyż dogonili go żołnierze rzymscy. Decebal popełnił samobójstwo.
Rzym był pełen podziwu dla jego waleczności. Tamtejszy historyk Kasjusz Dion tak go opisał: „Był mistrzem oręża zarówno w teorii, jak i w praktyce. Nieomylnie oceniał, gdy należy zaatakować i kiedy jest najlepszy moment na odwrót. Potrafił walczyć z zasadzki i w planowej bitwie; i dobrze wiedział nie tylko jak świętować tryumf, lecz i jak poradzić sobie z porażką”.
Podbój przez Rzymian zakończył się utworzeniem kolejnej prowincji i włączeniem tych terytoriów pod panowanie cesarza. W muzeum możemy zapoznać się z historią prowincji oraz przedmiotami, którymi w tamtym czasie się posługiwano i wojowano. Ciekawymi eksponatami są maszyny oblężnicze, figury rzymskich legionistów oraz mapa ukazująca dyslokację rzymskich obozów i legionów w Dacji.
Rzymianie nie utrzymali się na tych terenach długo. Już w 271 roku musieli uznać wyższość Gotów, którzy stale pukali do bram cesarstwa. Okres wczesnego średniowiecza charakteryzuje się ciągłym ścieraniem się kilku plemion i przechodzeniem tych terenów z rąk do rąk. Obszary, na których leży dzisiejsza Rumunia, wchodziły w skład imperiów Hunów i Awarów czy też pierwszego imperium bułgarskiego.
W czasie późnego średniowiecza zaczyna się formować krajobraz polityczny. Powstają nowożytne księstwa Wołoszczyzny, Mołdawii i Transylwanii. W 1600 roku książę Michał Waleczny (Mihai Viteazul), ban Oltenii, opanował księstwa Wołoszczyzny, Mołdawii i Siedmiogrodu, ale szanse na zjednoczenie pogrzebała jego śmierć. Zamordowali żołnierze austriackiego generała Giorgia Basty.
Bardzo skrupulatnie potraktowano proklamowanie niepodległości przez rumuński parlament w maju 1877 roku, po wybuchu wojny rosyjsko-tureckiej. W 1918 roku, po pierwszej wojnie światowej, włączono do w struktury państwa Siedmiogród, część Kriszany, część Marmaroszu, większość Banatu, Besarabia i Bukowina. W rezultacie powstała România Mare (Wielka Rumunia). Osobnym i istotnym aspektem jest zjednoczenie kraju, po którym następuje udział Rumunii w dwóch wojnach światowych. Muzeum opowiada również o zagarnięciu tych terenów przez komunistów i pozbawieniu ich władzy poprzez rewolucję 1989 roku. W każdym z działów tematycznych można się zapoznać szczegółowo z postaciami, dokumentami, uzbrojeniem i umundurowaniem tamtych czasów.
Z kronikarskiego obowiązku wypada również wspomnieć o tym, czego tutaj nie udało nam się pokazać, a co z pewnością zainteresuje wielu Czytelników i będzie kolejnym argumentem, że do Bukaresztu warto się wybrać nie tylko po to, aby poznać architekturę rumuńskiej stolicy. W czasie naszej wizyty zamknięty był budynek prezentujący historię lotnictwa rumuńskiego. Zwiedzający mogą tam podziwiać kopię samolotu Coandă 1910, pierwszego samolotu odrzutowego, który kiedykolwiek zbudowano. W zbiorach można zobaczyć również kopię myśliwca IAR-80 z okresu drugiej wojny światowej, jedyny zdolny do lotu egzemplarz samolotu szkolnego Fleet Model 10G i samolot uderzeniowy IAR-93 Vultur (taki sam można zobaczyć w największym kompleksie muzealnym w Republice Słowenii – Parku vojaške zgodovine), powstały w ramach wspólnego projektu rumuńsko-jugosłowiańskiego w latach siedemdziesiątych.
Pawilon numer 3 poświęcono umundurowaniu i uzbrojeniu, a w pawilonie 4 zgromadzono kolekcję powozów i samochodów rodziny królewskiej. Warta uwagi jest wystawa plenerowa – również zamknięta w czasie, gdy powstawał materiał zdjęciowy do tej relacji – gdzie możemy zobaczyć sprzęt pancerny rumuńskich wojsk lądowych od czasów drugiej wojny światowej niemal do współczesności. Pod chmurką prezentowany jest też czołg średni TR-580 (Tanc Românesc model 1977 cu motor de 580 cp), który powstał poprzez wyposażenie w silnik W-55 czołgu T-55, wydłużenie podwozia i dodanie jednej pary kół jezdnych (sześć kół po jednej stronie).
Jak zorganizować wizytę?
Muzeul Militar Național „Regele Ferdinand I” ma siedzibę w dawnych koszarach 21. Pułku Piechoty „Ilfov” przy Strada Mircea Vulcănescu 125–127 w Bukareszcie. Wystawę stałą można zwiedzać od wtorku do niedzieli w godzinach 9.00–17.00. Bilet normalny kosztuje 20 lei (około 20 złotych), ulgowe: dla dzieci i studentów – 5 lei; dla emerytów i innych uprawnionych – 10 lei. Nie są to duże pieniądze, a wejść naprawdę warto. Muzeum jest rozbudowane i aby się nadmiernie nie spieszyć, trzeba zarezerwować więcej czasu. Najbezpieczniej będzie przeznaczyć na zwiedzanie około czterech godzin. Prawdę mówiąc, kto chce każdemu z zagadnień poświęcić wystarczającą uwagę, ilość czasu powinien spokojnie podwoić.
Minusem są skąpe informacje w języku angielskim. Na tym polu władze muzeum mają jeszcze sporo do poprawienia; wygląda to, jakby z góry zakładano, że zagraniczny turysta będzie omijał placówkę szerokim łukiem. Jest to założenie co najmniej dziwne, gdyż nie jest to muzeum we wsi na głębokim odludziu, ale najważniejsza placówka tego typu opisująca historię kraju i wojskowości na jego terenach.
W muzeum odnajdą się nie tylko osoby zainteresowane historią i wojskowością Rumunii, ale też pasjonaci tych dziedzin w ogóle. Placówka zorganizowana jest w starym dobrym stylu (nie twierdzimy, że nowy nie jest dobry!) i nie ma w niej wielu zagadnień przedstawianych w sposób multimedialny. Mnogość eksponatów (ponad 1,2 miliona) i powierzchnia ekspozycji (22 150 m²) sowicie to wynagradza. Z tego samego powodu nie ma przeciwwskazań, aby zabrać dzieci w wieku szkolnym na wejście indywidualne lub przy okazji wycieczki szkolnej do Bukaresztu i zapewnić wychowankom pożyteczne i kreatywne spędzenia czasu. Muzeum po prostu jest warte odwiedzenia niezależnie od wieku, bo tego rodzaju placówek w Rumunii nie ma wiele.