Museu do Combatente wydaje się przyćmione przez ulokowaną opodal Torre de Belém, znaną ze wszystkich przewodników i większości pocztówek, a tym samym obleganą przez rzesze turystów szukających atrakcji. Znajdujące się w Forcie do Bom Sucesso na prawym brzegu ujścia Tagu muzeum jest zupełną antytezą Torre de Belém. Od razu jednak dodajmy słowo wyjaśnienia, gdyż Czytelnik mógłby pomyśleć, że jest pozbawione czegoś wyjątkowego. Zarządzana przez stowarzyszenie kombatantów (Liga dos Combatentes) placówka oferuje turyście ciekawą wycieczkę obrazującą przede wszystkim czyn zbrojny portugalskiego żołnierza podczas wojen zamorskich w koloniach w XX wieku.

Opozycja w stosunku do Torre de Belém wyraża się przede wszystkim w spokoju, który charakteryzuje to miejsce. Muzeum stworzono w stylu przedmultimedialnym i choćbyśmy się bardzo starali, nie znajdziemy żadnych prezentacji na monitorach ani filmów opowiadających o historii portugalskiego oręża. Nie zdziwimy chyba nikogo, gdy napiszemy, że nie ma jakiegokolwiek audioprzewodnika. To byłby chyba luksus. Ma to swój klimat, a sprzętu – co najważniejsze: autentycznego – jest naprawdę sporo, mimo niezbyt dużej przestrzeni wystawienniczej.

Brak środków audiowizualnych nie jest jeszcze tak bardzo frustrujący jak pozbawienie przeciętnego turysty choćby jednej laminowanej karty z historią placówki i planem muzeum porządkującym zwiedzanie. Na tym polu przed dyrekcją jest jeszcze dużo pracy (muzeum jest dość młode – powstało w 2008 roku). Jakby tego było mało, przy eksponatach prawie wcale nie ma angielskich opisów, ba, nawet podpisów. Obsługa muzeum wychodzi z założenia, że albo się uczymy portugalskiego, albo możemy być jak na tureckim kazaniu. Przy niektórych eksponatach nie ma w ogóle żadnych tabliczek.



Po wejściu do muzeum po lewej stronie na dziedzińcu znajduje się kasa biletowa. Po uiszczeniu opłaty wchodzimy na dziedziniec, na którym rozmieszczono wiekowe, ale autentyczne uzbrojenie portugalskich sił zbrojnych. Zaraz po prawej (patrząc od wejścia w kierunku morza) stoją transporter opancerzony Bravia Chaimite V-200 VBTP (Viatura Blindada de Transporte de Pessoal), produkowany bez licencji przez portugalskie przedsiębiorstwo Bravia.

Powstało ich ponad 600 sztuk. Szeroko wykorzystywano je w wojnach kolonialnych w Angoli, Mozambiku i Gwinei Portugalskiej od 1967 do 1974 roku, a ostatni wycofano stosunkowo niedawno – w 2016 roku. Mieściło się w nim jedenastu żołnierzy, a o sile uzbrojenia stanowił wielkokalibrowy karabin maszynowy m/951 (M2HB). Wozy te nadal służą w linii w Peru, Libii, Libanie i Filipinach. W portugalskich wojskach lądowych służył również w wersji moździerza samobieżnego V-600 VBPM (Viatura Blindada Porta-morteiro) kalibru 81 milimetrów. Pojazd jest otwarty i można zajrzeć do wewnątrz.

Za nim stoi Humber Mk IV, amerykański wariant brytyjskiego pojazdu opancerzonego uzbrojonego w 37-milimetrowe działko M5/M6 i karabin maszynowy Besa kalibru 7,92 milimetra. Część z nich dysponowała dodatkowo przeciwlotniczym karabinem maszynowym Bren kalibru 7,7 milimetra. Humbery intensywnie wykorzystywano od 17 grudnia 1961 roku, kiedy wojska indyjskie wkroczyły do północnego Goa, a Portugalczycy stawili im zacięty opór.

Dalej po wejściu po schodkach na górną część fortu możemy zobaczyć Jeepa M151A2 MUTT (Military Utility Tactical Truck), który w amerykańskich wojskach lądowych był następcą Willysa M38A1, a wyparty został do końca XX wieku przez HMMWV. Po drugiej wojnie światowej używany był przez wiele państw NATO-wskich i doczekał się kilku odmian.



W dalszej części znajduje się kabina samolotu myśliwsko-uderzeniowego Fiat-Dornier G.91R-4 szeroko używanego podczas wojen kolonialnych w Afryce (w Gwinei w składzie 121. Eskadry „Tigres”, w Angoli i Mozambiku – w 502. Eskadrze „Jaguares” i 702. Eskadry „Escorpiões”). Maszyna uzbrojona była w cztery karabiny maszynowe M3 kalibru 12,7 milimetra oraz 454 kilogramy bomb lub pocisków rakietowych na zewnętrznych węzłach uzbrojenia.

Jeszcze dalej stoi czołg lekki X1A, wersja amerykańskiego M5A1 Stuarta zmodernizowanego w Brazylii. Służył w portugalskich wojskach pancernych od 1956 roku aż do lat dziewięćdziesiątych. Ma za sobą służbę podczas konfliktów zbrojnych: trzy były używane w działaniach lądowych w Angoli.

Łódź półsztywna Albatroz Zebro III stanowiła wyposażenie portugalskich fizylierów podczas konfliktów zamorskich, na przykład w Angoli. Mogła pomieścić ośmiu żołnierzy z wyposażeniem indywidualnym. Przystosowana była do instalacji uzbrojenia, szczególnie karabinów maszynowych kalibru do 12,7 milimetra. Maksymalna ładowność łodzi to 1000 kilogramów.

Coś dla miłośników artylerii nadbrzeżnej – to jedyne miejsce w kontynentalnej części Portugalii, gdzie można podziwiać ją tak z bliska oraz in situ. Odwiedzający mogą szczegółowo zobaczyć skierowane ku morzu armaty M/74-932 i bliźniacze armaty 5,7 cm M/44 na jednym stanowisku. Podlegające dawnemu Dowództwu Obrony Morskiej Lizbony, zostały zainstalowane w 1950 roku i miały strzelać do okrętów zbliżających się do stolicy. To była ostatnia linia obrony portu w Lizbonie.



Oprócz ciekawej ekspozycji zewnętrznej warta uwagi jest również przestrzeń muzealna w środku fortu. Sale opowiadają o rozwoju poszczególnych rodzajów sił zbrojnych, prezentują ciekawe zdjęcia, elementy wyposażenia, uzbrojenie i mundury.

Dużo miejsca poświęcono współczesnemu wyposażeniu, ale sięgnięto również do czasów Wielkiej Wojny i mało znanego dla przeciętnego odbiorcy udziału Portugalii w tym konflikcie, przesłanianego zwykle przez neutralność podczas drugiej wojny światowej. Epizodom pierwszego konfliktu światowego, w którym Portugalczycy walczyli pod stronie Ententy, poświecono jedną z wystaw – dioramę ukazującą walkę w okopach we Flandrii. Stara się ona pokazać epizody życia okopowego, nie tylko sceny batalistyczne, ale również inne: spożywanie posiłków, udzielanie pomocy medycznej, utrzymywanie łączności czy odczytywanie listów od bliskich.

Pamięci bohaterów wojen kolonialnych w Afryce poświęcony jest pomnik znajdujący się opodal muzeum. Przy nim pełniona jest stała warta honorowa i płonie znicz. Za monumentem umieszczono ciąg tablic z nazwiskami 9778 poległych i zmarłych wskutek ran portugalskich żołnierzy (15,5 tysiąca zostało rannych), nie tylko podczas wojen, ale również w trakcie misji pokojowych i humanitarnych. W budynku fortu – za pomnikiem – znajduje się wejście do Kaplicy Pamięci mieszczącej grób nieznanego żołnierza.



Jak zorganizować wizytę?

Dla posiadającego samochód w Portugalii dotarcie do muzeum nie stanowi problemu (od czego jest przecież nawigacja?). W okolicach Torre de Belém znajduje się parking; nie należy się obawiać o kary administracyjne, z pewnością odnajdzie nas parkingowy i poprosi o opłatę „co łaska”. Aby dostać się do muzeum komunikacją miejską, należy skorzystać z autobusu linii 728 i skierować się do dzielnicy Belém, do przystanku Mosteiro dos Jerónimos – skąd jest blisko również do Museo de Marihna – i skierować kroki w stronę Tagu i Pomnika Odkrywców (Padrão dos Descobrimentos).

Wystawę stałą można zwiedzać od wtorku do niedzieli w godzinach 10.00–18.00. Bilet normalny kosztuje 3 euro, ulgowe: dla dzieci i studentów, emerytów i innych uprawnionych – 1 euro. Warto odżałować takie kwoty, nawet w przypadku najbardziej sztywnych budżetów.

Zaprezentowany wyżej materiał, w tym zdjęciowy, nie wyczerpuje całego tematu i nie odkrywa wszystkich kart. Zgromadzone przez lata eksponaty, liczne modele samolotów przekazane przez portugalskiego kolekcjonera, a także wyposażenie, umundurowanie i bogate zbiory fotografii z portugalskich misji zamorskich to tylko niektóre zalety.

Niepozorne i być może mało w Polsce znane muzeum naprawdę jest warte zobaczenia. I to nie jest wizyta na pół godziny, ale co najmniej na kilkugodzinne delektowanie się eksponatami. Muzeum na pierwszy rzut oka nie wydaje się rozbudowane, ale jest to tylko złudzenie. Oprócz sprzętu na dziedzińcu sporo czasu pochłonie zwiedzane wnętrz oraz spokojne podziwianie okolicy, w tym rzeki Tag, aby przynajmniej spróbować wyobrazić sobie, co przed sobą miała załoga fortu, gdy przyszło się jej mierzyć z wrogiem.