W dniach 10–11 czerwca na lotnisku Sola koło Stavanger na zachodzie Norwegii zorganizowano pokazy lotnicze z okazji osiemdziesięciolecia istnienia lotniska. Chociaż rozmiar imprezy nie mógł się równać z największymi podobnymi przedsięwzięciami z innych państw, a kilka bardzo ciekawych samolotów w ostatniej chwili wypadło z programu, i tak na wybrzeżu Morza Północnego można było zobaczyć wiele interesujących maszyn.
Pokazy miały formułę cywilno-wojskową z dużym naciskiem położonym na zabytkowe samoloty wojskowe. Miały one być uzupełnione między innymi o występy współczesnych myśliwców, jak JAS 39 ze Szwecji czy F/A-18 z Finlandii, ale ostatecznie żadna z tych maszyn się nie pojawiła. Jedynymi współczesnymi samolotami bojowymi występującymi w powietrzu były norweskie i belgijskie F-16. Ponadto na wystawie statycznej prezentowały się brytyjskie Typhoony i szkolne Hawki. Listę odrzutowców uzupełniał zabytkowy duński Draken.
Belgijski F-16 Solo Demo Team jest dobrze znany wszystkim miłośnikom pokazów lotniczych. Jego występ na tych pokazach potwierdził tylko klasę samolotu i pilota. Jeszcze lepszy był pokaz myśliwców norweskich. Publiczności zaprezentowała się para F-16C, która wykonała demo taktyczne połączone z elementami solowymi. Piloci nie szczędzili dopalaczy i wykonywali naprawdę ostre manewry mimo podczepionych dodatkowych zbiorników paliwa. Nie najlepsza tego dnia pogoda powodowała, że wszyscy musieli wykonywać pokazy w wariancie niskim, ale dzięki temu samoloty nie oddalały się za bardzo od publiczności, a w dodatku latały niżej, niż jest to przyjęte w Polsce i wielu innych krajach.
Ciekawym elementem pokazów był wyścig F-16 z jednym ze sportowych modeli BMW. Wyścig się odbył, ale nie wiem, kto wygrał, ponieważ wzdłuż całej linii barierek dla publiczności ustawione były samoloty, które skutecznie zasłaniały widok na większą część pasa startowego, w tym tę, gdzie była zlokalizowana meta. Było to jedno z nielicznych niefortunnych rozwiązań organizacyjnych.
Kończąc kwestię odrzutowców, trzeba też wspomnieć o dwóch De Havillandach Vampire’ach, które swego czasu mogliśmy zobaczyć również w Polsce przy okazji Aerofestivalu. Myśliwce tego typu były pierwszymi odrzutowcami norweskiego lotnictwa wojskowego. Dwa egzemplarze pokazowe są w rękach prywatnych i należą do Flyvåpnets Historiske Skvadron – Eskadry Historycznej Sił Powietrznych – jednej z licznych norweskich prywatnych organizacji utrzymujących zabytkowe samoloty w stanie zdatnym do lotu. Ponadto ciekawymi epizodami pokazów były niski przelot transportowego Boeinga 777, który akurat lądował w Soli, oraz pokaz Boeinga 737 linii Norwegian.
Wracając do wspomnianych fundacji i innych prywatnych właścicieli dbających o zabytkowe samoloty w tym kraju, można wymienić: Norwegian Spitfire Foundation, Norwegian Flying Aces, Starfighter.no, Dakota Norway, Biltema Airshow. Nie rozróżniając już, który samolot należy do kogo, na pokazach mogliśmy zobaczyć dwa Spitfire’y, Mustanga, trzy Harvardy, dwa Stearmany, Dakotę i Norsemana. Zupełną nowością był zakupiony za oceanem przez Norwegian Flying Aces T-28 Trojan, który dopiero w czwartek przed pokazami przybył o własnych siłach do Norwegii ze Stanów Zjednoczonych via Kanada, Grenlandia, Islandia i Wielka Brytania. Do tego należy dodać znajdujące się w rękach pojedynczych osób Tiger Motha czy Storcha i już widać, że mamy do czynienia z krajem bardzo bogatym, w którym ludzie po zaspokojeniu podstawowych potrzeb mają jeszcze wiele funduszy do przeznaczenia na zachowanie pięknych, starych samolotów. Ponadto z Duxfordu w Wielkiej Brytanii przybyła Catalina Miss Pickup. A więcej o norweskich oldtimerach dowiecie się niebawem z naszego artykułu w cyklu „Wojsko w obiektywie”.
Jak przystało na pokazy lotnicze, nie mogło również zabraknąć zespołów akrobacyjnych. Były dwa większe i dwa mniejsze. Te drugie to lokalne: należący do sił powietrznych Yellow Sparrows, latający na Saabach Safari, oraz Safir Formation, latający również na samolotach szwedzkiego producenta. Ten drugi zespół tworzą członkowie lokalnego aeroklubu, a samoloty Safir były niegdyś wykorzystywane do szkolenia podstawowego pilotów wojskowych. Z zagranicy przyleciały Breitling Jet Team i Frecce Tricolori. O ile ten pierwszy wystąpił bez problemów i wykonał cały niski program, o tyle Włosi nie mieli tyle szczęścia i w czasie ich pokazu chmury były tak nisko, że musieli ograniczyć się tylko do kilku prostych przelotów w formacji. Jakiekolwiek inne manewry byłyby zbyt niebezpieczne.
Śmigłowców w powietrzu było niewiele – tylko dwa. Pierwszym był prywatny UH-1E, który ma za sobą udział w wojnie w Wietnamie, a drugim – Sea King w wersji poszukiwawczo-ratowniczej. Przy tak długiej linii brzegowej i trudnych warunkach atmosferycznych śmigłowce SAR odgrywają kluczową rolę w norweskim lotnictwie. Na ziemi można było zobaczyć nowiutkiego następcę Sea Kinga, czyli AW101, oraz cywilne S-92 szeroko wykorzystywane do przewozu pracowników na platformy wiertnicze na Morzu Północnym.
Ponadto na ziemi mogliśmy zobaczyć także holenderską latającą cysternę KDC-10 i amerykańskiego P-8 Poseidona. Norwegia zdecydowała się na zakup pięciu tych morskich samolotów wielozadaniowych. Pojawił się także norweski C-130J Hercules i kilka mniejszych maszyn cywilnych.
Ogólnie była to bardzo udana, choć dosyć kameralna, jak na duże pokazy, impreza. Z pewnością robiłaby jeszcze większe wrażenie, gdyby udało się zrealizować wszystkie zapowiadane punkty programu. Brak Horneta, Gripena, Atlasa, a przede wszystkim Starfightera to ubytki, które odbiłyby się negatywnie na każdych pokazach. Niemniej to, co pokazano, pozwoliło wypełnić pokazami w locie cały dzień, z krótkimi przerwami na starty i lądowania samolotów rejsowych,. Zawiodła nieco pogoda, ale na to organizatorzy wpływu nie mieli. Z chęcią wybrałbym się tam kiedyś ponownie.