16 września w bazie lotnictwa morskiego w Siemirowicach odbył się dzień otwarty. Był to piątek, a wiec termin niezbyt dogodny dla wielu, którzy musieli pracować, ale było to związane z przypadającą dokładnie w ten dzień 55. rocznicą pierwszego lądowania samolotu na tym lotnisku. Mimo to imprezę należy uznać za udaną, tych, którzy nie zdołali uzyskać w pracy dnia wolnego, zastąpiły bardzo licznie przybyłe wycieczki szkolne.
No co dzień lotnisko jest bazą należących do Marynarki Wojennej samolotów wielozadaniowych Bryza. Maszyny te mogą wykonywać zadania transportowe, rozpoznawcze, ratownicze czy wykrywania okrętów podwodnych. Z okazji święta można jednak było zobaczyć wszystkie pozostałe – poza Mi-17 i Anakondą – statki powietrzne naszej floty. Były więc śmigłowce przeznaczenia ogólnego Mi-2, helikoptery zwalczania okrętów podwodnych Mi-14PŁ i amerykańskie SH-2G Seasprite, które stanową lotniczy komponent uzbrojenia naszych dwóch fregat ORP Kościuszko i ORP Pułaski. Przez większość czasu maszyny udostępnione były do zwiedzania na wystawie statycznej i cieszyły się wielkim zainteresowaniem młodych zwiedzających. Można było wejść do kabiny i porozmawiać z pilotami. Na koniec imprezy wszystkie odlatywały do macierzystych jednostek, więc można je było zobaczyć także w powietrzu.
Wyjątkiem był Mi-14, który wykonał pokaz dynamiczny. Po maszynie o tych gabarytach nie można spodziewać się cudów, ale piloci wykonali kilka przelotów, w tym jeden z wypuszczonym sonarem do poszukiwania okrętów podwodnych. Bardzo efektownie wyglądał niski zawis tuz przed publicznością, który wykonano na znacznie mniejszej wysokości niż może to mieć miejsce na typowych pokazach lotniczych.
Choć było to święto lotników morskich, wsparli ich także żołnierze Sił Powietrznych. Na wystawie statycznej udostępnili samoloty transportowe CASA C-295 i Hercules. Również te można było zobaczyć od wewnątrz, co nie zdarza się na dużych pokazach, gdzie samoloty często są odgrodzone od publiczności barierkami. Można zauważyć, że coraz bardziej upowszechnia się u nas pochodzący z Zachodu zwyczaj nadawania samolotom nazw własnych. Obecny na pikniku C-130 otrzymał wdzięczne imię bohatera jednej z popularnych kreskówek – „Czesio” – i został przyozdobiony wizerunkiem tejże postaci. Sympatyczne.
Dzięki uprzejmości Sił Powietrznych publiczność miała okazję zobaczyć także przeloty bojowych odrzutowców: pary Su-22, pary F-16 i pary MiG-ów-29. Co prawda były to tylko zwykłe, proste, trwające kilka sekund przeloty i jedynie malborskie MiG-i wykonały nad lotniskiem wiraże, ale był to miły akcent tego pikniku.
Najważniejszym punktem występów powietrznych były jednak zawody eskadry lotniczej na celność zrzutu tratwy ratowniczej. W turnieju brały udział trzy załogi w trzech Bryzach. Każdy samolot wykonał najpierw przelot próbny dla oceny warunków pogodowych, w szczególności wiatru, którego siłę i kierunek wskazywały race dymne, a następnie każdy miał trzy próby, aby zrzucić tratwę jak najbliżej założonego punktu. Zawody wzbudziły entuzjazm oglądających, a lotnicy wykazali się kunsztem, bo tratwy lądowały naprawdę blisko celu. Z takim wyszkoleniem możemy być spokojni o ratunek na morzu.
Oprócz samolotów organizatorzy zadbali także o inne atrakcje. Wystawiono sprzęt lotniskowy taki jak pojazd straży pożarnej, pługi czy cysterny, zaprezentowano system przeciwlotniczy Blenda, w którym stare działa przystosowano do współpracy z nowoczesnym systemem celowniczym, a ich obsługę zautomatyzowano. Wystąpiła także orkiestra wojskowa oraz dziecięce zespoły muzyczne i sportowe. Baza czynnie uczestniczy w życiu lokalnej społeczności i było to widać.
Drobnym zgrzytem była organizacja dojazdu. Z powodu położenia budynków lotniskowych, gdzie odbywała się główna część imprezy, względem parkingu dla gości konieczny był zapewniony przez bazę transport autobusami. Jednak autobusy były tylko dwa, a ludzi do przewiezienia sporo, dystans tez niemały – kilka kilometrów. Z tego powodu zarówno na parkingu, jak i na lotnisku tworzyły się kolejki i trzeba było swoje odstać. A wystarczyłoby załatwić dodatkowe autobusy MW z Gdyni. Organizatorzy nie spodziewali się chyba takiej liczby odwiedzających. Była to jednak drobna niedogodność, którą warto było znieść, bo inne atrakcje z nawiązką ją zrekompensowały.
Dzień otwarty w Siemirowicach okazał się sukcesem i wszystko wskazuje na to, że tradycja ta będzie kontynuowana. Mam nadzieję, że kolejna rocznica wypada w weekend i pozwoli na przybycie jeszcze większej liczbie osób, bo lotnictwo morskie jest u nas jakby trochę nieznane, a szkoda.