Od stycznia 2019 roku kongijscy rebelianci przeprowadzili 174 ataki na placówki mające nieść pomoc osobom zakażonym wirusem ebola. To niemal trzykrotnie więcej niż w okresie od sierpnia do grudnia 2018 roku. Według statystyk w Kivu Północnym, regionie najbardziej narażonym na pojawienie się ognisk choroby, zmarło do tej pory 1200 osób.

Dyrektor oddziału WHO w Afryce, doktor Matshidiso Moeti, podkreśla, iż niestabilna sytuacja w kraju znacząco utrudnia niesienie pomocy chorym. Panująca w kraju anarchia sprawia, że walka z pojawiającymi się ogniskami zachorowań ma charakter doraźny, ponieważ w tych okolicznościach nie da się opracować kompleksowego programu pomocy. Zmieniający się układ sił między grupami paramilitarnymi tworzy sytuację, w której nie wiadomo, z kim należy rozmawiać, aby zapewnić bezpieczeństwo szpitalom polowym i ich pracownikom.

Pomimo trudnej sytuacji w Demokratycznej Republice Konga przebywa 700 pracowników WHO udzielających pomocy ofiarom wirusa. Lekarze muszą mierzyć się nie tylko z ebolą, ale również z rozprzestrzeniającą się cholerą.

Zobacz też: Afrykańscy partyzanci wybierają kłusownictwo zamiast walki

(cajnewsafrica.com)

Simon Davis / DFID