28 sierpnia przypada Święto Lotnictwa Polskiego – dzień upamiętniający zwycięstwo Żwirki i Wigury w zawodach Challenge w 1932 roku. Z tej okazji w ostatni weekend sierpnia w Radomiu organizowane są międzynarodowe pokazy lotnicze. Zwykle wypadały one w latach nieparzystych, jednak tegoroczna edycja była specjalna ze względu na obchody stulecia odzyskania niepodległości i stulecia powstania polskiego lotnictwa wojskowego.

Pokazy zapowiadały się wspaniale. Zaproszono wiele spośród najlepszych zespołów akrobacyjnych Europy, a do tego wybitnych solistów. Chociaż nikt oficjalnie niczego nie potwierdzał, liczne wypowiedzi osób odpowiedzialnych za organizację pozwalały się spodziewać również licznej obecności ciekawych samolotów amerykańskich sił powietrznych, tym bardziej że na defiladzie z okazji Święta Wojska Polskiego zaprezentowały się F-22 i KC-135. Wreszcie występ w Radomiu zapowiedzieli Pakistańczycy na samolotach JF-17 Thunder. Był to jeden z punktów programu, który do Radomia ściągnął miłośników lotnictwa z całej Europy, a nawet dalszych zakątków świata.

Niestety ostatecznie impreza odbiegała od kolorowych zapowiedzi, jednak należy podkreślić, że główna była w tym wina pogody. Jak na złość, po dwóch miesiącach tropikalnych upałów, akurat w te dwa dni nad Polską przechodził front atmosferyczny przynoszący niskie chmury i deszcz, który skończył się niemal równo z końcem pokazów. Wieczorem nad Radomiem pojawiło się zachodzące słońce… Z tego powodu w żaden z dni nie udało się zrealizować pełnego programu, ale ostatecznie w oba dni zdążyli zaprezentować się co najmniej raz wszyscy uczestnicy poza zespołem Żelazny i cywilną Iskrą.

Skromny gospodarz

Stulecie nie zdarza się codziennie, więc można się było spodziewać dużego udziału gospodarzy prezentujących historię i współczesność sił powietrznych, tak jak zrobili to Brytyjczycy w czasie RIAT-u. Niestety splot różnych okoliczności sprawił, że reprezentacja Polski była skromna w porównaniu z potencjałem. W oba dni zaprezentowały się radomski zespół Orlik i formacja trzech Orlików w towarzystwie dwóch zabytkowych Harvardów, a ponadto raz F-16 Tiger Demo i raz Biało-Czerwone Iskry, które musiały przerwać swój jedyny występ z powodu pogody. Ciekawe, ale krótkie były: sobotni przelot formacji czterech M-346, które dzień wcześniej oficjalnie otrzymały polską nazwę Bielik, oraz przelot Iskier prowadzonych przez LOT-owskiego Boeinga 737 w okolicznościowych barwach. Niestety obu punktów programu nie udało się powtórzyć w niedzielę.

Zaskoczeniem był brak w programie tradycyjnej defilady niemal wszystkich typów statków powietrznych używanych przez Siły Powietrzne i Lotnictwo Wojsk Lądowych. Jest to tym dziwniejsze, że takie defilady były organizowane na każdej edycji pokazów, a zabrakło jej akurat na stulecie. Zapewne było to spowodowane chęcią zmieszczenia w harmonogramie wszystkich zaproszonych gości, ale zdziwienie jest uzasadnione, bo z pewnością można było ją zmieścić kosztem pokazów wiatrakowców, zespołu 3AT-3 czy zespołu Cellfast Flying Team – niczego im nie ujmując, bo latają bardzo ładnie, ale stulecie lotnictwa wojskowego powinno mieć swoje priorytety.

Ze względu na uziemienie MiG-ów-29 i Su-22 po wypadku tego pierwszego i śmierci pilota tych typów również nie zobaczyliśmy na pokazach. Szkoda jednak, iż zabrakło choćby pokazów w wykonaniu Mi-24, Sokoła, Anakondy czy SW-4, które są prezentowane na imprezach mniejszej rangi, jak dni otwarte poszczególnych baz lotniczych. Autorom osobiście tych elementów nie brakowało, gdyż można je zobaczyć właśnie przy okazji licznych innych imprez, a tu ich miejsce zajęły równie albo bardziej atrakcyjni goście z Europy, ale wiele osób oczekiwało większej reprezentacji polskiego lotnictwa.

Szacowni goście

Poza Stanami Zjednoczonymi, którzy swego wiernego sojusznika zaszczycili pojedynczym C-130 na wystawie statycznej, pozostali zaproszeni goście pokazali, co mają najlepszego. Na szczególne wyróżnienie zasługują niemiecki Eurofighter i pakistański JF-17. Ten pierwszy prawie nigdy nie prezentuje się w locie poza krajem macierzystym, a dla Radomia uczyniono jeden z nielicznych wyjątków. Z kolei zaproszenie Pakistańczyków było wyrazem więzi łączących historie obu sił powietrznych. Mało kto dzisiaj pamięta, że po uzyskaniu niepodległości przez Pakistan wielu Polskich lotników brało udział w tworzeniu tamtejszego lotnictwa wojskowego.

Jeśli jesteśmy już przy solistach, koniecznie trzeba wspomnieć belgijskiego F-16 w cudownym malowaniu Dark Falcon. Był to najładniej pomalowany samolot na tych pokazach. Vador nie tylko dał świetny występ, ale jeszcze przyozdobił statecznik poziomy swej maszyny biało-czerwona flagą. Na F-16 prezentowali się także Grek i Turek, a każdy z nich zrobił to w swoim stylu znanym z poprzednich pokazów. Także brytyjski pilot Typhoona zaprezentował pełnię możliwości swojej maszyny, a i występ czeskiego Gripena zyskał uznanie dużej części publiczności. Ukraiński Su-27 jest jedną z gwiazd każdych pokazów lotniczych, na których się pojawi, i tym razem nie było inaczej, niezależnie od może minimalnie słabszej formy pilota. Przy okazji warto wspomnieć również o ukraińskim Su-25 prezentowanym na wystawie statycznej. Był to jeden z ciekawszych samolotów do zobaczenia w Radomiu, bo Frogfooty coraz trudniej spotkać na jakichkolwiek pokazach.

Hiszpańska Patrulla Águila, chorwackie Krila Oluje, jordańskie Royal Jordanian Falcons, szwajcarski Patrouille Suisse, łotewskie Baltic Bees, fińskie Midnight Hawks czy wreszcie włoskie Frecce Tricolori – co zespół, to większa gwiazda lotniczego świata. Ze względów pogodowych nie wszyscy mieli równe szanse na rywalizację o względy widzów i pokazanie swego pełnego programu, ale każdy z występów był bardzo dobry.

Jordańczycy udowodnili, że do wspaniałego pokazu nie trzeba mieć odrzutowców. I te oryginalne, precyzyjne jordańskie rozpuszczenia… Bardzo dobry był występ również pięciu Chorwatów, którym należą się tym większe brawa, że zespół został w 2016 roku stworzony właściwie na nowo po odejściu całego poprzedniego składu z wojska. Zdaniem większości obserwatorów najlepszy pokaz dali Włosi wspierani „polskim” komentarzem Liberaty D’Aniello. Jest to jeden z najstarszych zespołów akrobacyjnych świata, a o jego klasie może świadczyć, że jako jedyny na pokazach dostał pozwolenie na przekroczenie linii pokazu i przelot nad publicznością.

Zdaniem piszących te słowa na szczególne wyróżnienie zasługują jednak Midnight Hawks. Ich występ był superprecyzyjny – prawdziwy balet w powietrzu do odpowiedniej muzyki jedynie momentami przerywanej nienachalnym komentarzem. Ciekawymi elementami ich występu były start solisty już w trakcie pokazu grupowego i lądowanie formacją czterech maszyn. Szkoda, że w sobotę z powodu usterki jeden z samolotów musiał przerwać pokaz, a w niedzielę pogoda uniemożliwiła realizację całego programu.

Organizacja

Przy okazji każdej edycji pokazów lotniczych w Radomiu na długo przed ich rozpoczęciem równie wiele emocji co program lotniczy rozpalają kwestie organizacyjne. I tym razem było nie inaczej, a komentarze nie cichną nawet po zakończeniu pokazów.

Najgoręcej jest zawsze wokół możliwości wnoszenia wody. W tym roku organizatorzy postawili na dobre rozwiązanie. Dzięki miejskim wodociągom woda była dostępna na terenie pokazów za darmo, a ta kupowana w butelkach miała rozsądną cenę – 2,50 złotego za półtora litra. Równie dobrze była rozwiązana kwestia jedzenia i toalet. Stanowisk było dużo i każdy mógł znaleźć coś dla siebie.

Radom ma już takie doświadczenie w organizacji pokazów lotniczych, że kwestię dojazdów również opracowano bardzo dobrze. Być może warto się jedynie zastanowić nad pociągnięciem części autobusów wysadzających ludzi na ulicy Lotniczej aż do ulicy Lubelskiej, ponieważ było tam znacznie mniej ludzi, a ich wpuszczanie szło o wiele sprawniej. Osobną kwestią jest zachowanie ochroniarzy, często nieznających regulaminu imprezy, którą obsługują, ale tak to jest w tej branży, gdzie wynajmuje się najtańszych ludzi.

W ten oto sposób płynnie przechodzimy do kilku minusów. W rzeczonym regulaminie był zakaz wnoszenia długich parasoli i oczywiście noży. Czemu więc takie parasole, a także noże, można było kupić na terenie pokazów?

To jednak szczegóły, bardziej denerwujący był brak informacji w związku ze zmienną pogodą. Komentatorzy bardzo rzadko informowali o prognozowanym dalszym planie pokazów; w czasie godzinnych przerw na deszcz i przejście chmur wiele osób mogło się zastanawiać czy danego dnia jeszcze będą jakiekolwiek loty. Bieżące, nawet ogólne, informacje – na przykład, że coś będzie wiadomo za pół godziny – powinny być powtarzane co kilkanaście minut. Inna sprawa, że dalej od barierek i tak nie było nic słychać, bo nie było głośników. Poza tym na pokazach międzynarodowych minimum komunikatów organizacyjnych powinno być także po angielsku. Do wiedzy i profesjonalizmu komentatorów nie można mieć zastrzeżeń, jednak ich chęć do podzielenia się wiedzą z publicznością była czasami zbyt wielka. Wielokrotnie starali się oni „przegadać” cały pokaz, nie dając widzom chwili na wsłuchanie się w ryk silników czy obserwowanie pokazu w takt dobranej przez pilota muzyki. Dlatego dobrze, że wiele zespołów miało własnych narratorów, którzy wiedzieli kiedy zamilknąć.

Za dwa lata ponownie w Radomiu?

Przedstawiciel ministerstwa obrony zapowiedział już powrót do poprzedniej formuły organizowania dużych pokazów lotniczych co dwa lata. Jednocześnie nie zapewnił, że w 2020 roku pokazy odbędą się znowu w Radomiu. Jest to dla mnie przedziwna sytuacja, choć powtarzana przed każdą edycją. Miasto ma już wiele lat doświadczenia, sporą bazę noclegową i niezły dojazd z wielu dużych miast, a mimo to przy każdej edycji trwa dyskusja, czy nie przenieść pokazów w jakieś inne miejsce. Tym dziwniejsze, że często padają propozycje prawdziwych „zielonych garnizonów”, gdzie jedynym noclegiem jest pole namiotowe, a na lotnisko prowadzi wąska droga powiatowa.

Pomijając pogodę oraz wynikające z niej ograniczenia i skróty w programie tegoroczną edycję można uznać za udaną. Może nie było w pełni czuć atmosfery stulecia polskiego lotnictwa, ale program pokazów był jednym z najciekawszych w Europie. Szkoda, że nie udało się go w pełni zrealizować. Jednak gdy pogoda pozwalała na poderwanie samolotów w powietrze, piloci dawali z siebie wszystko, latając na najwyższym możliwym poziomie. I w sumie tylko to się powinno liczyć.

Maciej Hypś, Natalia Hypś

PS Gdyby ktoś się zastanawiał, jak to możliwe, że choć piszemy przez cały czas o pochmurnej i deszczowej pogodzie, na niektórych zdjęciach widać niebieskie niebo – jest tak, ponieważ te zdjęcia powstały w piątek, w czasie treningów przed pokazami. Naszym zdaniem to lepsze rozwiązanie niż prezentowanie kolejnych szarych sylwetek na tle stalowych chmur.

Pakistański JF-17 Thunder wystąpił w specjalnym pokazowym malowaniu. Poza myśliwcem na wystawie statycznej można było zobaczyć również samolot szkolny Super Mushshak z tego samego państwa.

Air Show Radom 2018

Czeski Gripen również nosił specjalne malowanie. Czesi, podobnie jak my, również w tym roku obchodzą stulecie lotnictwa wojskowego. Maszyna łączy w sobie malowanie na tę okazję i na ćwiczenia Tiger Meet.

Air Show Radom 2018

Belgijski F-16 w malowaniu Dark Falcon. Ciekawym szczegółem jest polska flaga umieszczona na stateczniku poziomym. W bieżącym sezonie Belgowie wykonują taki miły gest w stronę gospodarzy wszystkich pokazów, w których biorą udział.

W powszechnej opinii ukraiński Su-27 latał słabiej niż na kilku innych pokazach, ale dwa ślizgi na ogon i tak robiły wrażenie.

M-346 Bielik – najnowszy samolot szkolny Sił Powietrznych. Do tej pory zamówiono dwanaście maszyn, które zastąpią Iskry i przeniosą szkolenie pilotów w XXI wiek.

Mimo stulecia lotnictwa polskie śmigłowce można było zobaczyć tylko na ziemi. Na zdjęciu widoczny Mi-2 i SW-4, który nosi malowania z okazji dziesięciolecia służby tego typu.

W oba dni widzowie mogli zobaczyć NATO-wskigo AWACS-a. Od wielu lat samoloty te patrolują okresowo polskie niebo, a na ich pokładach służą polscy operatorzy i piloci.

Mimo przeciwności losu fiński zespół Midnight Hawks zaliczył jeden z najlepszych występów na tegorocznych pokazach.

Po odrodzeniu Krila Oluje latają w składzie pięciu samolotów więc ich popisowy numer – potrójna lustrzanka – jest nieco okrojony.

Szwajcarzy jak zawsze dali solidny pokaz, a dyskusja o tym, czy jeden z pilotów przekroczył barierę dźwięku w niskim przelocie, będzie trwała zapewne co najmniej do następnej edycji pokazów.

Dwa pokolenia samolotów szkolnych. Na żółtych Harvardach polscy piloci szkolili się w czasie drugiej wojny światowej. Ciągle modernizowane Orliki stanowią wstęp do latania na F-16.

Bombowiec B-25 należący do stajni Red Bulla. Austriacka ekipa przywiozła aż pięć samolotów i śmigłowiec.

Alpha Jety również należące do Red Bulla.

Ukraiński Su-25 – dla bardziej zaawansowanych pasjonatów lotnictwa był to jeden z najciekawszych samolotów w Radomiu.

Belgijski Hercules w malowaniu z okazji siedemdziesięciopięciolecia 15. Skrzydła i czterdziestopięciolecia służby C-130.

Biało-czerwone Iskry musiały przerwać pokaz z powodu zbyt niskich chmur. Szkoda, bo polskich elementów i tak było mniej, niż można by się spodziewać.

Frecce Tricolori – jedna z niewielu ekip, którym udało się zaprezentować w oba dni. Dla wielu największa gwiazda tegorocznej edycji.

Natalia Hypś, Konflikty.pl
Maciej Hypś, Konflikty.pl
Natalia Hypś, Konflikty.pl
Maciej Hypś, Konflikty.pl
Maciej Hypś, Konflikty.pl
Natalia Hypś, Konflikty.pl
Natalia Hypś, Konflikty.pl
Maciej Hypś, Konflikty.pl
Maciej Hypś, Konflikty.pl
Maciej Hypś, Konflikty.pl
Natalia Hypś, Konflikty.pl
Maciej Hypś, Konflikty.pl
Maciej Hypś, Konflikty.pl
Maciej Hypś, Konflikty.pl
Maciej Hypś, Konflikty.pl
Maciej Hypś, Konflikty.pl
Maciej Hypś, Konflikty.pl