Wydawało się, że sytuacja przedsiębiorstwa Heckler & Koch uległa w końcu poprawie. Jego kondycja nadal jednak pozostaje niejasna, a co gorsza – grozi jej spadek ratingu.

W ubiegłym roku ówczesnemu szefowi firmy, Andreasowi Heeschenowi, udało się spłacić część długów. Tajemnicą pozostaje, skąd niemieckiemu „wilkowi z Wall Street” udało się zdobyć pieniądze. Już w sierpniu 2017 Heeschen został odwołany ze stanowiska prezesa zarządu.

Planowane przez niego wprowadzenie firmy na giełdę utknęło i nie wiadomo nawet, co stało się z akcjami. Na giełdę w Paryżu trafiło raptem 0,3% akcji. Przypuszczalnie pakiet większościowy pozostaje w rękach Heeschena, ale coraz częściej pojawia się tutaj nazwisko francuskiego przedsiębiorcy Nicolasa Walewskiego (skądinąd potomka Marii Walewskiej).

W pierwszym kwartale bieżącego roku obroty Heckler & Koch wyniosły 46,2 miliona euro, ale bilans zamknął się kwotą 2,5 miliona euro strat. Agencja ratingowa Moody’s obniżyła ocenę zdolności kredytowej firmy z Oberndorfu nad Neckarem z B3 do Caa1. Oznacza to, że inwestowanie w przedsiębiorstwo jest bardzo ryzykowne. Heckler & Koch uzyskał tym samym ocenę porównywalną z Irakiem, ale Moody’s ostrzega, że sytuacja może się jeszcze pogorszyć.

Zwycięstwo w przetargu na nowy karabinek dla francuskich wojsk lądowych jawi się jako jedyny sukces w ostatnim czasie. Duże nadzieje wiązano z wprowadzeniem na rynek cywilny w USA pistoletu VP9SK (na zdjęciu). Broń trafiła jednak do sprzedaży później, niż zapowiadano, i nie cieszy się popularnością, na jaką liczono. W tej sytuacji wywalczenie zamówienia na nowy karabinek dla Bundeswehry wydaje się jedyną nadzieją Heckler & Koch.

Zobacz też: Umowa na XM25 zerwana

(welt.de)

Marcel Fosca, na licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported