Zamach bombowy na wiecu politycznym prezydenta Zimbabwe Emmersona Mnangagwy w Bulawayo sprawił, że perspektywa przeprowadzenia bezpiecznych wyborów w lipcu stanęła pod znakiem zapytania. Władze zapewniają, że incydent był atakiem wymierzonym w głowę państwa, a za uderzeniem stały siły związane ze stronnictwem byłej pierwszej damy Grace Mugabe.
Obejmując rządy w wyniku zamachu stanu, Mnangagwa odsunął pozostającego u władzy przez trzydzieści siedem lat Roberta Mugabego. Rodzina Mugabe nadal ma jednak, mimo złożenia dymisji przez jej patriarchę, znaczne wpływy w rządzącej partii ZANU-PF.
Wybory zaplanowane na 30 lipca będą prawdziwym sprawdzianem dla zimbabwejskiego systemu politycznego. Przeciwko urzędującej głowie państwa stanęło dwudziestu kandydatów, jednak prawdziwa walka rozegra się między ZANU-PF a MDC (Ruch dla Przemian Demokratycznych). Obserwatorzy wątpią w możliwość przeprowadzenia wolnych wyborów, ponieważ Mnangagwa doskonale przejął rolę zajmowaną do tej pory przez Mugabego.
Podczas sobotniego spotkania na stadionie w Bulawayo nieznany napastnik wrzucił w zgromadzony tłum granat. Eksplozja zabiła dwie osoby i raniła aż czterdzieści dziewięć. Przedstawiciele sił bezpieczeństwa oświadczyli, że dołożą wszelkich starań, aby zapewnić bezpieczeństwo wszystkim kandydatom biorącym udział w nadchodzących wyborach. Rządzący w wydanym niedługo po zamachu komunikacie wezwali całą opozycję do porzucenia walki zbrojnej i udziału w uczciwych zmaganiach politycznych.
Krótko po odsunięciu od władzy Mugabego większość działaczy blisko powiązanych z pierwszą damą uciekło w obawie przed represjami. W wywiadzie udzielonym dziennikarzom BBC prezydent Mnangagwa stwierdził, że nie oskarża o dokonanie ataku konkretnych osób, ponieważ jego zdaniem zamach na stadionie w Bulawayo miał charakter kryminalny, a nie polityczny. Nieoficjalnie spekuluje się, iż za uderzeniem stały siły nadal lojalne wobec rodziny Mugabe.
Zobacz też: Donieccy rebelianci chwalą się nowym uzbrojeniem
(theguardian.com, bbc.com, herald.co.zw)