Norwegowie mogą mieć przed sobą trudny wybór pomiędzy obronnością a oszczędnościami. Jak podaje lewicowy dziennik Klassekampen, tamtejsze siły zbrojne nie zgadzają się z planem likwidacji wojskowej części lotniska Andøya i mają zamiar uczynienia z niego głównej bazy lotniczej na północnej flance NATO.
Według rządowego planu po wycofaniu ze służby samolotów patrolowych P-3 Orion ich następcy, P-8 Poseidony, miałyby stacjonować wraz z F-35 w Evenes. Całkowite zamknięcie Andøyi ma zapewnić budżetowi ministerstwa obrony 4 miliardy koron norweskich (blisko 1,8 miliarda złotych) oszczędności i zlikwidować 300 etatów w bazie. Nie wszyscy jednak są z tego obrotu sprawy zadowoleni.
Dziennik twierdzi, że wszedł w posiadanie niejawnych informacji, że dwie inne bazy na północy, Evenes i Bardufoss, w przypadku konfliktu zbrojnego byłyby zbyt ciasne, aby pomieścić wsparcie lotnicze Paktu. W takich okolicznościach bardzo pomocna miałaby być właśnie Andøya, której gotowość na przyjęcie dużych sił sojuszniczych czy dostaw drogą powietrzną może być nawet wyższa niż obecnie.
Szef sztabu norweskich sił zbrojnych, generał dywizji Rune Jakobsen, zapytany o taki scenariusz, odmawia bezpośredniego komentarza. Przyznaje natomiast, że lokalizacja i zasoby Andøyi odgrywałaby ważną rolę w sytuacji nadzwyczajnej i że ewentualność takiego użycia bazy jest poważnie brana pod uwagę.
Utrzymanie bazy Andøya przez kolejne dwadzieścia lat w gotowości do ewentualnego przyjęcia lotnictwa NATO może kosztować norweskiego podatnika 2,7 miliarda koron (1,2 miliarda złotych), co pochłonie dużą część z zaplanowanych oszczędności. Środowiska wojskowe, rządowe i parlamentarne w Norwegii wciąż rozważają więc, która z decyzji będzie na dłuższą metę lepsza dla ich kraju.
Zobacz też: Marines wzmacniają obecność w Norwegii
(klassekampen.no; na fot. norweski P-3C w bazie lotniczej Andøya)