Nie milkną echa napadu somalijskich żołnierzy na centrum szkoleniowe w Mogadiszu. Napastnikom udało się zmusić do odwrotu stacjonujący tam oddział i splądrować magazyny pełne broni pozostawionej przez instruktorów pochodzących ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Już kilka dni po ataku czarny rynek w stolicy został zalany nowymi karabinkami AK.
Nagłe wprowadzenie do obiegu 600 sztuk nowych Automatów Kałasznikowa sprawiło, że ceny spadły prawie o połowę – z 1350 do 700 dolarów amerykańskich za sztukę. Sztab generalny z wyraźnym opóźnieniem odniósł się do doniesień na temat ataku. Generał Abdiweli Jama Gorod stwierdził, że dowództwo jest świadome, kto stał za napaścią, i dołoży wszelkich starań aby doprowadzić do skazania wszystkich odpowiedzialnych za ten incydent.
Broń, do której dotarli dziennikarze agencji Reutera, została jednoznacznie zidentyfikowana jako skradziona z magazynów w Mogadiszu. Umożliwiły to oznaczenia SO XDS, świadczące o tym, że karabiny należały do somalijskich sił zbrojnych. Handlujący bronią w Mogadiszu Hassan Abuja skomentował całą sytuację słowami, iż „najlepsze dni dla biznesu to te, kiedy rząd walczy sam ze sobą”.
Zobacz też: Somalia prosi o zniesienie embarga na broń
(reuters.com)