3 lutego ma być oddany do służby w marynarce wojennej Stanów Zjednoczonych kolejny, jedenasty już okręt walki przybrzeżnej, USS Omaha (LCS-12), należący do typu Independence. Tymczasem w ostatnich dniach stycznia na portalu Breaking Defense pojawiła się nowa koncepcja tego, jak można by wykorzystać te wzbudzające wiele kontrowersji jednostki w działaniach na Pacyfiku.

Jak skrupulatnie wyliczył kontradmirał Donald Gabrielson, dowódca bazy US Navy w Singapurze, tylko pomiędzy Filipinami a Sri Lanką leży 50 tysięcy wysp i wysepek. Niszczyciel typu Arleigh Burke, o zanurzeniu 9,3 metra, może zbliżyć się do brzegów zaledwie około dwudziestu z nich. Dysponujący o połowę mniejszym zanurzeniem okręt klasy LCS może natomiast skorzystać z osłony tysiąca z tych wysp.

Niedawny dowódca USS Coronado (LCS-4), komandor Douglas Meagher, twierdzi, że jednostką tej klasy mógł bez problemu wpływać na wody niedostępne dla niszczycieli, na przykład u brzegów wyspy Palau. Operując z takich lokalizacji, LCS-y mogłyby razić przeciwnika z zaskoczenia, same będąc chronione rzeźbą terenu przed wykryciem przez wrogie radary, a płycizną wód – przed atakami okrętów podwodnych.

Rzecz jasna, operacje takie nie są w stanie zastąpić dużych bitew większych jednostek. Jak obrazowo wyjaśnia kontradmirał Gabrielson: nie wysyła się drużyny Navy SEALs, by powstrzymała rosyjską dywizję pancerną. LCS-y miałyby jednak odgrywać rolę podobną jak obrosłe w legendę kutry torpedowe serii PT z drugiej wojny światowej czy używane pół wieku później szybkie i silnie uzbrojone wodoloty typu Pegasus.

Okręt walki przybrzeżnej USS Jackson (LCS 6) typu Independence (US Navy / Lt. Miranda V. Williams)

Okręt walki przybrzeżnej USS Jackson (LCS 6) typu Independence
(US Navy / Lt. Miranda V. Williams)

W dzisiejszych realiach ta metoda działania miałaby też być skuteczna w walce z terrorystami, piratami i przemytnikami narkotyków, w szczególności na przykład w pościgach za małymi i szybkimi jednostkami. Zdaniem komandora Meaghera ma to też aspekt psychologiczny. Okręt Stanów Zjednoczonych przy samym nabrzeżu robi bowiem silniejsze wrażenie i daje więcej kontaktów z lokalnymi społecznościami.

Niestety, zapał obu panów studzi singapurski analityk Ben Ho Wan Beng. Przypomina on, że długość kadłuba jednostek typu Freedom czy Independence odpowiada z grubsza trzem czwartym długości niszczyciela typu Arleigh Burke. Wcale nie byłyby więc one tak trudne do wykrycia z powietrza. Cumowanie dość awaryjnych LCS-ów w miejscach pozbawionych infrastruktury portowej byłoby natomiast obarczone ryzykiem.

Analityk twierdzi, że pomysł skrywania okrętów klasy LCS za wyspami jest kopią niesprawdzonej koncepcji rozproszonych działań nie mniej kontrowersyjnego myśliwca F-35B. Jego zdaniem „kawaleryjskie szarże” wartych po blisko 400 milionów dolarów za sztukę okrętów, praktycznie pozbawionych możliwości samoobrony, mogłyby się też okazać nietrafione w relacji możliwych zysków i strat.

Zobacz też: USS Little Rock uwięziony w Montrealu

(breakingdefense.com; na zdj. tytułowym przyszły USS Omaha (LCS-12) w maju 2017 roku)

Austal USA