Napięcia w górskim regionie Doklam, gdzie zbiegają się granice Chin, Indii i Bhutanu, mogą stać się przyczyną wybuchu kolejnej wojny chińsko-indyjskiej. O takim zagrożeniu ostrzegają chińskie media i ośrodki analityczne z Państwa Środka. Jednocześnie indyjscy wojskowi twierdzą, że ich kraj jest gotów do walki jeśli tylko zajdzie taka konieczność.
Szef sztabu generalnego generał Bipin Rawat stwierdził, że indyjskie wojsko gotowe jest na wojnę na „dwa i pół frontu”, sugerując możliwość konieczności stawienia czoła jednocześnie oddziałom chińskim i pakistańskim. Obie strony w komunikatach prasowych często odwołują się do doświadczeń konfliktu zbrojnego z 1962 roku.
Zdaniem doktora Rajeesha Kumara, analityka do spraw stosunków międzynarodowych z Nowego Delhi, wybuch wojny jest mało prawdopodobny. Dla obu krajów potencjalny konflikt zbrojny niesie ze sobą zbyt duże koszty w odniesieniu zarówno do polityki wewnętrznej, jak i międzynarodowej.
W przypadku Indii scenariusz inny niż spektakularny sukces oznaczałby najprawdopodobniej upadek rządu i zmianę na kluczowych stanowiskach w państwie. Wielu obywateli nadal pamięta upokorzenie zaznane podczas wojny w 1962 roku. Z tego względu wojna z perspektywy premiera Narendry Modiego byłaby niezwykle ryzykowną politycznie perspektywą. (Zobacz też: Chiny naruszyły przestrzeń powietrzną Indii)
Również Pekin prawdopodobnie nie zdecyduje się na konflikt zbrojny na pełną skalę. Budowany przez lata potencjał miękkiej siły oparty na promocji handlu i inwestycji w duże projekty infrastrukturalne mógłby zostać nagle zniszczony przez przystąpienie do wojny. Dbanie o wizerunek na arenie międzynarodowej może skutecznie powstrzymać Chiny przed eskalowaniem konfliktu. Najprawdopodobniej napięcia w Doklamie ograniczą się do przygranicznych incydentów i nie przerodzą się w nic poważniejszego.
Zobacz też: Indie: Jak rozwiązać problem komunistycznych bojówek?
(thediplomat.com)