W drugim tomie trzeciej części cyklu Trzy Armie akcja rozpoczyna się, gdy nadchodzi przełamanie Wału Pomorskiego przez wojska sowieckie i 1. Armię Wojska Polskiego. Innymi słowy, w czasie, gdy los ziem polskich jest przesądzony, choć w umysłach byłych żołnierzy Armii Krajowej, rozwiązanej rozkazem ostatniego komendanta, generała Leopolda Okulickiego „Niedźwiadka”, z 19 stycznia 1945 roku świadomość tego rodzi się bardzo powoli.
W porównaniu z poprzednimi częściami mamy do czynienia ze zmianą okupanta z hitlerowskiego na sowieckiego i bogaty opis problemów z tym związanych. Ponownie zazębiają się losy trzech armii i ich bohaterów. Autor stara się opisać szereg bolączek, w tym politycznych, militarnych, ale także gospodarczych i społecznych, kładąc duży nacisk na kwestie ludnościowe i migracyjne.
Na przykładzie Stoczni Schichaua w Elblągu Autor opisuje proceder grabieży sprzętu z zakładów na ziemiach polskich i wywożenia ich do Związku Sowieckiego. Ukazane są również najbardziej haniebne czyny zdziczałego żołnierza ze wschodu, w tym pijaństwo, rabunki i gwałty na ludności ziem okupowanych. Komunistyczny terror zajmuje miejsce nazistowskiego, a rodzący się nowy porządek pokazuje prawdziwe oblicze, systematycznie dążąc do podporządkowania sobie polskiego społeczeństwa.
W Elblągu po raz kolejny splatają się losy bohaterów cyklu. Major Otto Wendig, dowodzący wcześniej 21. Pułkiem Artylerii, obecnie szefuje grupie więźniów, która zajmuje się demontażem sprzętu transportowanego następnie do Rosji sowieckiej. Tutaj też działa pułkownik Edwin Giermanowicz Owczarskij z NKWD, który powraca do Elbląga, by wykonać niebezpieczną misję powierzoną przez Moskwę. Jego zadaniem jest pozyskanie planów i osób odpowiedzialnych za budowę okrętów niemieckiej marynarki wojennej. Wokół niego również zaciska się pętla rosyjskiej bezpieki. Z organami NKWD będzie miał do czynienia jeszcze jeden bohater – Borys Awiłow (vel Henryk Miszkurka), który osiadł w Elblągu w nadziei na bezpieczniejsze życie, ale przez własną lekkomyślność je sobie skomplikował.
Po drugiej wojnie światowej na przyłączone do Polski ziemie północne i zachodnie ściągają Polacy liczący na poprawę losu, zresztą obiecywaną przez nowe władze. Z grupą byłych żołnierzy AK w okolice Elbląga przyjeżdża również dziadek Autora, podpułkownik Bolesław Nieczuja-Ostrowski. Chcąc spokojnego życia i gospodarowania na roli, żołnierze zakładają Spółdzielnię Gospodarczo-Społeczną we wsi Nowy Kościół (Neue Kirche), później przemianowanej na Pogrodzie. W jej strukturach działała mleczarnia, piekarnia, lokalny gabinet lekarski, sklepy, warsztat rzemieślniczy, kościół i z czasem kasyno spółdzielcze.
Po początkowych kłopotach z Prusakami pojawiają się kolejne, tym razem z sowieckimi żołnierzami, a później z polskimi organami bezpieczeństwa. Nowe władze widzą w spółdzielni zagrożenie, tak jak hitlerowcy postrzegali istnienie terenów faktycznie zarządzanych przez partyzantów. Być może obawy i wyimaginowane zagrożenie ze strony byłych AK-owców mają jeszcze większy kaliber, gdyż mają zagrażać proponowanemu systemowi społeczno-gospodarczemu. Z tego tytułu Nieczuja-Ostrowski i jego towarzysze walki, a później życia na wsi, są aresztowani przez ubecję i boleśnie doświadczają metod śledczych.
Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że po raz kolejny przychodzi mi czytać książkę bardzo niedopracowaną od strony redakcyjnej. To stało się już swojego rodzaju regułą. Ponownie Autor ma problemy z nazwiskami swoich bohaterów: Edwin Giermanowicz Owczarskij jest bowiem nazywany Edwardem, zaś Urszula Daszkiewicz, żona Teodora Kaluzy (Daszkiewicza), była też nazwana panią Daszyńską (ss. 26–27). Pułkownik Franciszek Józef Faix, noszący pseudonim Turnia-Bystrzański (s. 260), opisany na jeden ze stron, na kolejnej jest „Turnią-Bystrzyckim”. Nazwisko Gӧtz możemy również spotkać w zapisie bez umlautu: Goetz.
Mimo iż „grant”, znany tak dobrze z pierwszego tomu, pojawia się tylko raz, uwagę zwracają inne błędy językowe. Szczególnie dotyczy to stopnia w niemieckiej Kriegsmarine w wyrażeniu „korvetten-kapitan Werner Hartmann” (s.145). Nie od dzisiaj wiemy, że niemieckie rzeczowniki piszemy od dużej litery. Poprawny zapis jest następujący: Korvettenkapitän Werner Hartmann. Kolejne błędy to bateria „Schleswig Holstein” (s. 143) pisane bez dywizu czy „Mierzeja” od dużej litery, która nazwą własną nie jest. Do tego dochodzi niepoprawna odmiana, na przykład „linii głębokich lei” (s. 184) lub zwyczajne pomyłki („Maszyna Zygmunta wyglądała lżej”, s. 366).
W kilku słowach podsumowania należy stwierdzić, że drugi tom „Pułkowników” to po raz kolejny dobrze wykonana praca Autora, który znów spędził mnóstwo czasu na odnajdywaniu i segregowaniu wspomnień bohaterów tamtych lat. Nie sposób nie zauważyć również szerokiej wiedzy ogólnej i dotyczącej miasta Elbląg w opisywanym okresie.
Pozytywnym zabiegiem systematyzującym i uzupełniającym stało się umieszczenie na końcu książki dwóch załączników. Mowa o notce od Autora i dalszych losach bohaterów. W pierwszej Autor niejako usprawiedliwia się przed Czytelnikiem z przeniesienia wydarzeń z 1949 roku na okres wcześniejszy, to jest rok 1947. Czy był to zabieg słuszny, niech każdy oceni sam.
Summa summarum, Tomasz Stężała zrealizował swój główny, jak sądzę, cel, którym było przybliżenie losów dziadka, podpułkownika Bolesława Nieczuja-Ostrowskiego, i utrwalenie ich w pamięci rodaków. Faktyczne wydarzenia z okresu drugiej wojny światowej i czasów bezpośrednio po niej wzogacił o literackie opisy, czyniąc swoje książki bardziej przystępnymi dla szerszego grona odbiorców.