Przedstawiciele Islandii oraz Stanów Zjednoczonych podpisali umowę upoważniającą Amerykanów do okresowego przysyłania na Islandię kontyngentu wojskowego. Nikt nie zamierza ukrywać, że ma to związek z agresywną polityką rosyjską.
Zgodnie z międzypaństwową umową z 1951 roku Stany Zjednoczone odpowiadają za wojskową obronę Islandii, która jest członkiem NATO, ale nie posiada własnych sił zbrojnych. Główną instalacją wojskową na wyspie jest lotnisko w Keflaviku, które było wykorzystywane już w czasie drugiej wojny światowej. Po zakończeniu zimnej wojny jego rola spadała, aż w 2006 roku Amerykanie zdecydowali się na wycofanie swoich wojsk z wyspy. Powrócili tam dwa lata temu, a lotnisko posłużyło za bazę wypadową do prowadzenia lotów rozpoznawczych nad rejonem Arktyki, gdzie ścierają się interesy mocarstw.
Poza dopuszczeniem stacjonowania amerykańskich żołnierzy na Islandii, umowa przewiduje także organizację wspólnych ćwiczeń, wymianę personelu oraz wspólne prowadzenie operacji ratunkowych. W budżecie na przyszły rok, Amerykanie zapisali ponad dwadzieścia milionów dolarów na modernizację bazy w Keflaviku, która pozwoli na stałe stacjonowanie tam samolotów patrolowych P-8 Poseidon.
(defensenews.com, fot. Maciej Hypś, konflikty.pl)