Od kilku dni trwają spekulacje czy Chiny dołączą do rosyjskiej interwencji w Syrii. Pekin zachowuje wstrzemięźliwą postawę, wiadomo jednak, że islamiści zdążyli już naruszyć jego interesy w regionie.

Początkowo głównym źródłem informacji były rosyjskie media i politycy. Pojawiały się nawet doniesienia, że w stronę Morza Śródziemnego zmierza zespół chińskich okrętów, a w interwencji mógłby wziąć nawet udział lotniskowiec Liaoning. Wszystkie ty rewelacje okazały się nieprawdziwe. Dopiero w ostatnich dniach powiązany z chińskim ministerstwem obrony portal Sina Military Network wspomniał o możliwym wsparciu dla Rosjan ze strony Marynarki Wojennej Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej.

Chińczycy zachowują trzeźwość w ocenie sytuacji i zastrzegają, że każde zaangażowanie się w konflikt w Syrii musi skończyć się interwencją lądową. Osobną sprawą pozostaje, czy Pekin interweniowałby, aby wesprzeć prezydenta Asada, czy w obronie własnych interesów. Samozwańcze Państwo Islamskie już zmusiło chiński koncern naftowy CNPC do porzucenia szybów wiertniczych na terenie Syrii. Wiadomo także, iż islamiści odpowiadają za zaginięcie kilku chińskich obywateli i usiłują infiltrować ujgurski ruch niepodległościowy. Ponadto niestabilna sytuacja na Bliskim Wschodzie może negatywnie wpłynąć na realizację hołubionej w Pekinie koncepcji Jedwabnego Szlaku 2.0. Sama interwencja dałaby świetną okazję do przetestowania zdolności chińskich sił zbrojnych oraz rozszerzenia wpływów i projekcji siły w regionie.

(express.co.uk, wantchinatimes.com, fot. Li Tang; via: China Daily)