Dziś w mediach w Stanach Zjednoczonych pojawiła się informacja, że w poniedziałek 9 czerwca w nalocie bombowca B-1B Lancer w dystrykcie Arghandab w afgańskiej prowincji Kandahar zginęło pięciu amerykańskich żołnierzy. Kiedy pojawiły się pierwsze, nieoficjalne jeszcze przecieki, dowództwo ISAF potwierdziło, że faktycznie doszło do takiego zdarzenia, lecz nie ujawniło dalszych szczegółów ani nawet nie przyznało, że wszyscy polegli padli ofiarą bomb z Lancera. Taką wersję wydarzeń potwierdzają za to oficjalnie źródła afgańskie.

Zabici żołnierze należeli do jednej z formacji amerykańskich sił specjalnych. Mówi się też, że wraz z nimi zginął co najmniej jeden Afgańczyk. Obecnie wiadomo tylko, że toczyli walkę z talibskimi bojownikami i wezwali wsparcie powietrzne. Nie wiadomo, czy bomby spadły na ich pozycję ze względu na błąd ludzki czy raczej z powodu problemów technicznych.

Jeśli podawana liczba zabitych jest zgodna z prawdą, oznacza to, że wczoraj doszło do jednego z najtragiczniejszych przypadków friendly fire w siłach państw NATO-wskich od czasu zakończenia pierwszej wojny w Zatoce Perskiej.

(funker530.com, mirror.co.uk)

US Air Force / Desiree N. Palacios