W piątek w stoczni Portsmouth Naval Shipyard odbyła się smutna ceremonia – skreślenie ze stanu US Navy i wycofanie ze służby USS Miami (SSN-755). Czterdziesty czwarty okręt podwodny typu Los Angeles został poważnie uszkodzony w pożarze, który niemalże dwa lata temu spowodował cywilny pracownik stoczni, podkładając ogień.

USS Miami zwodowano 12 listopada 1988 roku. Półtora roku później okręt rozpoczął służbę pod dowództwem komandora porucznika Thomasa Madera. W latach dziewięćdziesiątych wziął udział w operacjach „Desert Fox” i „Allied Force”. W 2012 roku wszedł do stoczni na planowy dwudziestomiesięczny remont. 23 maja na pokładzie wybuchł pożar, który rozpoczął się od kilku szmat położonych na koi, ale błyskawicznie ogarnął kajuty, bojowe centrum dowodzenia i przedział torpedowy. Ze względu na dym i temperaturę ognia, szczególnie niebezpieczne w ciasnocie okrętu podwodnego, strażacy mogli spędzać na walce z płomieniami jedynie po kilka minut. Akcja gaśnicza trwała ponad dwanaście godzin, jeden ze strażaków zeznających przed sądem opisał ją później jako „gaszenie ognia w piecu, do którego trzeba najpierw zejść przez komin”.

Okręt udało się uratować. Początkowo zakładano, że w budżecie znajdzie się 450 milionów dolarów na remont, ale z nastaniem cięć budżetowych stało się jasne, że kariera USS Miami dobiegła końca.

Jednostkę naprawiono tylko prowizorycznie – na tyle, aby dało się ją przeholować do stoczni Puget Sound Naval Shipyard w stanie Waszyngton. Tam usunie się paliwo z reaktora (trafi ono na składowisko w stanie Idaho) i w przyszłym roku okręt zostanie pocięty na złom. Koszt całej procedury to około 54 milionów dolarów.

Podpalacz, dwudziestopięcioletni Casey James Fury, tłumaczył, że zrobił to, bo chciał już skończyć pracę i wrócić do domu. Sąd federalny skazał go w zeszłym roku na siedemnaście lat więzienia (prokurator żądał dziewiętnastu i pół roku) oraz zapłacenie odszkodowania w wysokości 400 milionów dolarów.

(military1.com, huffingtonpost.com)