Bolesław Chrobry walczył z Madziarami. Pisali o tym polscy kronikarze, chociażby Anonim zwany niesłusznie Gallem i Wincenty zwany Kadłubkiem, by poprzestać na tych najbliższych jego czasom. Jednak wojna polsko-węgierska kłóci się z wyobrażeniami o wspólnej przeszłości. Bo przecież bratanki, jak do szabli, tak do szklanki. Bo dzielny król Stefan Batory, bo generał Bem, bo węgierskie wsparcie dla Polski w czasie nawały bolszewickiej w 1920, bo entuzjazm Polaków wobec węgierskiej rewolucji w 1956… Piękna przyjaźń między narodami, ewenement w dziejach kontynentu, a u jej zarania wojna. Nie było wspólnych toastów, zabawy i gestów przyjaźni, lecz trzaskały włócznie łamiące się o tarcze, rozcinano piersi, odcinano ręce i głowy, a porąbane ciała drgały na polu bitwy.
Nie mógł w to uwierzyć już w XVI wieku Marcin Bielski, a zdziwieniu dawał upust w Kronice polskiej w części poświęconej Bolesławowi Chrobremu: „Pisze Kadłubek, iżby ten król miał posiąść węgierskie państwa, aż do Dunaju, ale jako to mogło być, gdyż on dobrze z królami węgierskimi mieszkał”.
Okazuje się, że wcale dobrze z królami węgierskimi nie mieszkał.
Choroba węgierska
Zimą z 1007 na 1008 rok na dworze Bolesława przy miodzie i piwie radzono, gdzie ruszyć wiosną. Wyprawa była pewna, bowiem książę łaknął sławy, a jego drużyna złota, srebra i niewolników. Nie było zresztą innego wyjścia. Jak zwraca uwagę węgierski historyk György Györffy:
Utrzymanie władzy zawsze zależy od tego, czy władca jest w stanie zaspokoić materialne wymagania swojej drużyny i zapewnić sobie, za pomocą stałych świadczeń, jej wierność. Jeżeli książę nie ma dochodów, z których mógłby płacić żołd i utrzymywać armię, ani nie umie zorganizować przynoszących łupy wypraw, jego wojownicy odwrócą się od niego lub podniosą bunt.
Tak więc kluczem do władzy była drużyna, maszyna napędzana krwią wrogów. Pozostawało pytanie, gdzie wyruszyć? Zapewne różne kierunki nęciły wojów Bolesława Chrobrego, jednak to do księcia należała decyzja. Może w pewien zimowy dzień, wśród trzasku płonącego drzewa w palenisku, zapowiedział:
– Wiosną zaatakujemy Madziarów.
– Madziarów?!
Trochę to brzmiało w stylu: najedźmy Hunów! Albo: najedźmy wikingów! Bo Madziarowie – podobnie jak Hunowie czy wikingowie – byli zmorą chrześcijańskiej Europy, jedną z chorób trapiących Stary Kontynent, właśnie w rodzaju Hunów czy wikingów, którą należało zwalczyć, aby przeżyć.
Artykuł jest fragmentem książki
CHROBRY REX
↓ KLIKNIJ I KUP PONIŻEJ ↓
Historia choroby zaczyna się pod koniec IX wieku, kiedy siedem madziarskich plemion pod przewodem niejakiego Arpada osiedliło się nad rzeką Cisą (na terenie mniej więcej dzisiejszych Węgier). Przybysze mówili niezrozumiałym językiem. Czcili ogień. Golili głowy. Pili krew. Na ich tarczach widniał przypominający jastrzębia ptak, zwany Turulem, symbol rodowy ich wodza. Podobno swego czasu bóg pod postacią Turula objawił się we śnie ciężarnej babce Arpada.
Choroba rychło nasiliła się, bo Madziarowie pod przewodem swoich książąt i wodzów, zwykle pochodzących z rodu Arpada, regularnie łupili Europę Zachodnią. W latach 899–955 zorganizowali 33 wyprawy, w tym 11 na Włochy. Mieli niesamowity rozmach geograficzny. W 911 roku oblegali Bremę, w 926 roku na odmianę dotarli do brzegów Oceanu Atlantyckiego, a w 942 roku pustoszyli Katalonię.
Madziarzy, jak przystało na lud stepowy, byli świetnymi jeźdźcami. Za główne uzbrojenie służyły im szable i małe łuki, których produkcja zajmowała dwa lata – robiono je z różnych gatunków drzewa, a następnie wzmacniano płytkami kościanymi i rogowymi spajanymi żywicą. Kiedy rozdzielali siły, porozumiewali się na odległość za pomocą ognia. Zwykle walczyli w ten sposób, że ustawiali się w półkolu – centrum pozorowało ucieczkę, a łucznicy z obu skrzydeł zasypywali wroga lawiną strzał.
Rycerze z dawnego imperium Karola Wielkiego, nie mogąc dotrzymać im pola w boju, zaczęli uiszczać okup. Z czasem zachodni możnowładcy wpadli na pomysł, by płacić nie tylko za bezpieczeństwo, ale i za najeżdżanie znienawidzonych sąsiadów. Prosili o pomoc Madziarów nawet papież Jan X i francuski król Ludwik IV zwany Zamorskim! Stepowi wojownicy okazywali się świetnymi sojusznikami – lojalni, nie łupili ziem swoich sprzymierzeńców.
Kres najazdom położył niemiecki król Otto I. W sierpniu 955 roku, wspierany przez Czechów, rozbił Madziarów w krwawej, rozegranej w strugach deszczu bitwie nad rzeką Lech pod Augsburgiem. Ich wodzowie, Bulcsú i Lél, dostali się do niewoli i zostali powieszeni. Madziarzy wierzyli, że straceni w taki sposób musieli w życiu pozagrobowym służyć swoim oprawcom, a pochowani bez należnych im ofiar mogą przemienić się w nawiedzające świat żywych strzygi. Z wielkiej armii przeżyło ledwie siedem osób, które przyniosły ziomkom straszliwe wieści. Europa Zachodnia została wyleczona.
Odtąd Madziarzy znikają na długie lata z kart roczników i kronik, spisywanych na terenach dawnego imperium Karola Wielkiego. Odgrodzili się przesiekami zwanymi gyepű, a potomkowie Arpada poświęcali wolny czas na wzajemnym wyrzynaniu się. Tak rodziło się państwo węgierskie.
Słowiańscy Węgrzy
Plądrowanie zachodniej Europy nie było jedynym zajęciem Madziarów. Jednocześnie mościli sobie gniazdko w środku kontynentu. Już Zoltan, syn Arpada, ustalił zachodnie kresy swoich posiadłości na rzece Morawie, w jej dolnym biegu – mniej więcej w miejscu dzisiejszej granicy Czech i Słowacji. Z kolei na północy węgierska fala zatrzymała się na Tatrach – jakby sama natura chciała oddzielić ich od ludów, których mowę będą później zwać językiem polskim.
Podbój węgierski nie polegał na wymordowaniu i wypędzeniu słowiańskich autochtonów, chociaż tak wyglądały początki madziarskiej obecności. Słowianie znad Cisy musieli uciekać, tracąc ojczyznę i dorobek życia. Później sytuacja się zmieniła. Węgrzy zaspokoili swój głód ziemi, lecz wciąż łaknęli nowych bogactw. Nie chcieli już wypędzać Słowian, wystarczyły im daniny.
W efekcie potomkowie Arpada władali ziemiami w sporej mierze słowiańskimi. Może stwierdzenie, że wczesnośredniowieczne Węgry były częścią Słowiańszczyzny trąci przesadą, ale dałoby się bronić takiego stanowiska, używając argumentów z zakresu językoznawstwa (słowiański wpływ na węgierskie słownictwo) czy archeologii (kultura archeologiczna Bijelo Brdo z X i XI wieku, obejmująca teren ówczesnych Węgier, zdaniem niektórych była syntezą elementów madziarskich i słowiańskich). Symptomatyczny jest szczegół, że wspomniany Zoltan prawdopodobnie ożenił się z morawską księżniczką, a więc Słowianką.
Wrota kraju Madziarów
Łańcuch Tatr był przez stulecia najlepszym gwarantem przyjaźni polsko-węgierskiej. Teoretycznie Bolesław Chrobry ze swoją drużyną mógł spróbować przedrzeć się przez naturalną granicę.
Ostatnim miejscem postoju w takim przypadku byłby zapewne duży gród w Naszacowicach (dziś wieś w powiecie sądeckim). Leżał na wzgórzu nad Dunajcem, otoczony był dębowym wałem i obejmował powierzchnię 15 hektarów. Często zatrzymywały się w nim kupieckie karawany, prowadzące niewolników na targ do Pragi.
Jednak dalej na południe rozciągały się niezamieszkałe tereny. Perspektywa wspinania się na góry, przedzierania się przez mroczne puszcze i budowania mostów na bagnach nie brzmiała zachęcająco, tym bardziej, że Tatry dało się po prostu obejść. Wystarczyło skierować się wpierw na ziemię Gołęszyców, a później na Morawy, od 1002 roku pozostające w rękach Bolesława Chrobrego. Z ziemi Gołęszyców można było podążyć Przełęczą Jabłonkowską albo nieco dalej na południu sforsować rzekę Morawę – i stanąć u wrót kraju Madziarów.
Legioniści Marka Aureliusza
Wojowie Bolesława Chrobrego maszerowali przez bezludną pustkę graniczną prowadzeni przez zaufanych przewodników. Łatwo było pobłądzić z powodu licznych rowów, palisad, gęsto ściętych drzew, nie mówiąc już o mokradłach i bagnach. Przesiekę, wspólne dzieło natury i człowieka, można było przekroczyć w specjalnie wyznaczonym miejscu. Bram, nieraz kamiennych, pilnowali strażnicy.
Kiedy polskie wojsko je sforsowało i wymordowało stawiających opór, Bolesław mógł brać w panowanie grody położone na północy Węgier czy – jakbyśmy powiedzieli dziś – na Słowacji. W jakiej kolejności? Które poddawały się dobrowolnie, a pod którymi dni albo tygodnie spędzano na oblężeniu? Nie wiadomo.
Lista zdobyczy była okazała.
W ręce Bolesława wpadł leżący na ważnym szlaku handlowym Trenczyn nad rzeką Wag. Gród ten zbudowano na skalistym wzniesieniu. Być może ktoś z miejscowych pokazał księciu tajemnicze znaki, wyryte na skale u podnóża. Towarzyszący Chrobremu kapelan mógł wyjaśnić – albo nawet sam Chrobry, powoli sylabizując poszczególne wyrazy, mógł odczytać – że inskrypcję sporządzili Rzymianie i że w tym oto miejscu przed ośmioma wiekami stacjonowali legioniści rzymscy za panowania cesarza Marka Aureliusza. Tak więc północne kresy starego imperium rzymskiego i południowe nowego imperium Bolesława zetknęły się ze sobą.
Trenczyn nie był jedyną zdobyczą Bolesława. Opanował w sumie prawdopodobnie około 100 grodów, w tym Nitrę – najważniejszy gród północnych Węgier, naddunajską Preslavę zwaną dziś Bratysławą i położony na wschodzie Solnogród, w łacińskich dokumentach Castrum Salis, w okolicach którego wydobywano duże ilości soli.
Rywal w czterech częściach
Wkroczenie na Węgry było obciążone poważnym ryzykiem – oznaczało, że prędzej czy później przyjdzie zmierzyć się z armią madziarskiego króla Vajka. To nie był władca, który machnąłby ręką na utratę setki grodów.
Vajk na chrzcie otrzymał imię Stefan, w 1083 roku doczekał się nawet kanonizacji i dziś w kalendarzach liturgicznych figuruje jako Święty Stefan. Imienniczy dualizm oddaje złożoność postaci węgierskiego monarchy, będącego madziarską wersją doktora Jekylla i pana Hyde’a. Stefan to mądry prawodawca, zatroskany o dobro swojego ludu i wieczne zbawienie, kochający ojciec, znakomity administrator i reformator, człek pobożny i bogobojny, pierwszy koronowany król Węgier, mąż bawarskiej księżniczki Gizeli i szwagier Henryka II. Ale był też Vajk – krwawy wódz, nieodrodne dziecko swoich rodziców.

Ilustracja pochodząca z Ewangeliarza Liuthara. W centralnym miejscu cesarz Otto III, a obok niego najprawdopodobniej Bolesław Chrobry i Stefan Wielki, król węgierski.
Ojciec, książę Décse, znany dzisiaj lepiej pod imieniem Gejza, był okrutnym tyranem nawet na średniowieczne standardy, w myśl których ścinanie głów, wydłubywanie oczu, kastrowanie czy obcinanie kończyn nie robiło specjalnego wrażenia. Do historii wszedł jako pierwszy chrześcijański władca Węgier, ale nawet po chrzcie regularnie składał ofiary starym madziarskim bogom. Kiedy pewien biskup zwrócił mu uwagę, odparł:
– Jestem wystarczająco bogaty i potężny, aby sobie na to pozwolić.
Matka, księżna Sarolta zwana Bela Knegini, co znaczyło Piękna Pani, z pochodzenia transylwańska księżniczka, pijaczka, pewnego razu w gniewie dopuściła się zabójstwa, a u schyłku życia męża twardą ręką rządziła zarówno nim, jak i całymi Węgrami.
W 997 roku książę Gejza zamknął na zawsze oczy. Zgodnie z pradawnym zwyczajem rządy miał objąć najstarszy z rodu Arpada – kuzyn zmarłego imieniem Koppány. W tym czasie Stefan miał 22 lata i powinien jeszcze poczekać na swoją kolej. Jednak młody człowiek ogłosił się księciem Węgier i sprawa następstwa tronu musiała rozstrzygnąć się na polu bitwy.
Koppány przyprowadził swoich lekkozbrojnych konnych, mających na podorędziu szable i łuki, wyglądających jak ich ojcowie i dziadowie, terroryzujący przed laty zachodnią Europę. W armii Stefana dominowali rycerze pochodzący z Rzeszy, osłonięci kolczugami. Bitwa zakończyła się zwycięstwem młodszego z pretendentów. Koppány poległ, a na polecenie Stefana jego zwłoki poćwiartowano i zawieszono na bramach czterech najważniejszych grodów Węgier. Historia ta w 1983 roku stała się kanwą popularnej rockopery István, a király.
Jeden z wysłanników Stefana strawił tygodnie, podróżując z nogą albo ręką Koppánya. Przejechał ponad 600 kilometrów ze śmierdzącym ładunkiem, aby zawiesić go na bramach najważniejszego grodu Transylwanii, krainy położonej na zachodzie Węgier. Miejsce to w języku madziarskim zwało się Gyulafehérvár, co tłumaczy się jako Biały Gród Gyuli. Władał nim Gyula (zbieżność imion nieprzypadkowa), krewny Stefana ze strony matki. Dla niego to był jasny przekaz, co się wydarzy, jeżeli stanie na drodze młodego księcia.
Minęło sześć lat. W 1002 roku Stefan najechał i zdobył Transylwanię. Zakutego w kajdany Gyulę ściągnął na Węgry i do końca życia trzymał w więzieniu. Gorzej skończył Tonuzoba, dostojnik z tureckiego ludu Pieczyngów, od kilku dekad osiadły na Węgrzech. Stefan domagał się, aby przyjął chrzest. Starzec odmówił, dlatego został razem z żoną pochowany żywcem.
Taki był pierwszy król Węgier – bezwzględny i okrutny.
Polska granica na Dunaju
Jednak ani madziarska lekka konnica, ani opancerzeni rycerze Stefana nie podołali wojom Bolesława Chrobrego. Polacy zatrzymali się dopiero na kolejnej linii przesiek.
Węgrzy bardzo dobrze zabunkrowali się w środku Europy. Przesieki, owe słynne gyepű, nie tylko otaczały kraj, ale przecinały go. W efekcie królestwo Stefana było złożone ze swoistych pierścieni. Bolesławowi nie uśmiechało się przebijać się przez nowe przesieki, atakować nowych osad „pograniczników” i zdobywać nowych ziemnych fortów. Swoje osiągnął – zajęcie około 100 grodów chwilowo syciło jego żądzę sławy, i żądzę łupów jego drużyny.
Jednocześnie Stefan nie mógł rzucić wszystkich sił przeciwko Bolesławowi, bo walczył na śmierć i życie z księciem Ahtumem, którego włości rozpościerały się na terenie dzisiejszego pogranicza Węgier, Rumunii i Serbii. Nie było w tym szczęśliwego zbiegu okoliczności – Bolesław, gdy najeżdżał sąsiada, dokładał wszelkich starań, aby ten miał „zajęcie” na drugim krańcu swoich posiadłości.
Artykuł jest fragmentem książki
CHROBRY REX
↓ KLIKNIJ I KUP PONIŻEJ ↓
Nową granicę polsko-węgierską wyznaczano prawdopodobnie na starej przesiece madziarskiej, jednym z owych pierścieni w środku królestwa Stefana. Jak podaje Kronika węgiersko-polska, spisana na początku XIII wieku, często bałamutna, chociaż w tym miejscu dziwnie precyzyjna i zasługująca na wiarę:
Granice Polaków rozciągały się bowiem aż do brzegu Dunaju, do miasta Ostrzyhomia, potem wiodły do miasta Egeru, a dalej kierując się ku rzece, która zwie się Cisą, wykręcały wzdłuż rzeki, która zwie się Ciepłą [Cepla, Topla] aż do grodu Salis, i tam kończyły się granice między Węgrami, Rusinami i Polakami.
Przenosząc to na dzisiejszą mapę polityczną, Bolesław Chrobry zajął większą część Słowacji i skrawek północnych Węgier. Nowymi poddanymi Bolesława zostawali przeważnie Słowianie, mieszkający na tych terenach od pokoleń, ale także madziarscy osadnicy i spora grupa Izmaelitów, czyli muzułmanów. Badacze nie są zgodni, kiedy dokładnie trafili na Węgry i skąd. Przywędrowali z Bułgarii, ale w średniowieczu istniały dwie Bułgarie – jedna naddunajska, czyli dzisiejsza, druga nadwołżańska, obecnie na terenach zachodniej Rosji. W czasach Bolesława Chrobrego węgierscy muzułmanie zajmowali się głównie handlem i mieli kilkadziesiąt osad, z których największą był naddunajski Peszt zwany w słowiańskiej mowie Piecem, gdzie odpowiadali za pobór ceł.
Najlepszą metodą na utrzymanie średniowiecznych zdobyczy było porozumienie z miejscowymi elitami – czasami wystarczała manifestacja siły, innym razem do rozmów siadano już po stoczeniu krwawych bitew i pokazowych egzekucjach. Imiona możnych z Trenczyna, Nitry i Solnogrodu, stojących po stronie polskiego księcia, przepadły jednak na zawsze. Wiadomo jedynie, że stronnikiem Bolesława był Prokuj, wuj węgierskiego króla Stefana, który został wygnany przez siostrzeńca. Polski książę oddał mu w pieczę gród na pograniczu polsko-węgierskim, być może Preslavę.
Możliwe, że poparł Bolesława także bogaty rycerz Hont, którego posiadłości rozciągały się po obu stronach Dunaju. Wcześniej służył wiernie królowi Stefanowi, ale istnieje – mizerny, ale jednak – trop sugerujący jego współpracę z Chrobrym.
Artykuł opublikowany we współpracy z wydawnictwem Znak Horyzont.