Dwa dni po zestrzeleniu amerykańskiego samolotu bojowego F/A-18F Super Hornet przez (również amerykański) krążownik USS Gettysburg (CG 64) typu Ticonderoga na jaw wyszło trochę więcej informacji. Dokładny przebieg zdarzenia wciąż nie jest znany – i zapewne minie wiele tygodni, zanim US Navy ujawni końcowy raport ze śledztwa – ale przynajmniej do pewnego stopnia możemy już stwierdzić, co zaszło. Dowiedzieliśmy się między innymi, że mało brakowało, a zestrzelony zostałby też drugi Super Hornet.

W ramach przypomnienia: do incydentu doszło 22 grudnia około godziny 3.00 nad ranem, podczas kolejnej fali nalotów na cele należące do Ruchu Huti. US Navy i US Air Force wspólnie zniszczyły magazyn pocisków i ośrodek dowodzenia. Jemeńscy rebelianci w tym samym czasie posłali nad Morze Czerwone pewną liczbę dronów i przeciw­okrę­to­wych pocisków manew­ru­ją­cych, z których Amerykanie zdołali strącić po dwa.

Takie środowisko, z pojawiającymi się coraz to nowymi zagrożeniami, sprzyja pomyłkom. I do pomyłki niestety doszło. F/A-18F z eskadry VFA-11 „Red Rippers” z lotniskowca USS Harry S. Truman (CVN 75) został zidentyfikowany w centrum informacji bojowej Gettysburga jako kolejne zagrożenie. Zapadła więc decyzja o otwarciu ognia.

USS Gettysburg (CG 64) na Morzu Arabskim w czasie operacji „Enduring Freedom” w 2007 roku.
(US Navy / Lt. Scott Miller)

Możliwe, że podjął ją osobiście dowódca krążownika, komandor Justin Hodges. Jeśli nie – podjęto ją pod jego nadzorem. W US Navy dowódca krążownika towarzy­szą­cego lotnis­kow­cowi piastuje jednocześnie stanowisko dowódcy obrony powietrznej bliskiego zasięgu, odpowiedzialnego za likwidowanie bezpośrednich zagrożeń dla lotniskowca i okrętów eskorty.

W tym miejscu trzeba też podkreślić, że Gettysburg, choć powstał mniej więcej w środku drugiej serii typu Ticonderoga, jest praktycznie najnowocześniejszym okrętem w tym gronie. W lutym ubiegłego roku, po blisko ośmiu latach w stoczni, krążownik wyszedł w morze po modernizacji w ramach programu SLEP (Service Life Extension Program), obejmującego kompleksowe zwiększenie możliwości w zakresie obrony przeciwlotniczej.

Co się stało

Nakreśliwszy tło, możemy przejść do konkretów. W pierwszej kolejności dowiedzieliśmy się, że feralny Super Hornet wykonywał zadanie tankowania w powietrzu. Komunikat Dowództwa Centralnego uzyskany przez serwis The War Zone nie określa jednak roli samolotu, na przykład tego, czy był on latającą cysterną czy „klientem”.

Drodzy Czytelnicy! Dziękujemy Wam za hojność, dzięki której Konflikty pozostaną wolne od reklam Google w lutym.

Zabezpieczywszy kwestie podstawowe, możemy pracować nad realizacją ambitniejszych planów, na przykład wyjazdów na zagraniczne targi, aby sporządzić dla Was sprawozdania, czy wyjazdów badawczych do zagranicznych archiwów, dzięki czemu powstaną nowe artykuły.

Możecie nas wspierać przez Patronite.pl i przez Buycoffee.to.

Z tą zbiórką zwracamy się do Czytelników mających wolne środki finansowe, które chcieliby zainwestować w rozwój Konfliktów. Jeśli nie macie takich środków – nie przejmujcie się. Bądźcie tu, czytajcie nas, polecajcie nas znajomym mającym podobne zainteresowania. To wszystko ma dla nas ogromną wartość.

3%

Dopiero później służba prasowa US Navy doprecyzowała, że Super Hornet miał już za sobą udany lot bojowy i powrócił na pokład Trumana. Po odtworzeniu gotowości został wysłany w powietrze raz jeszcze, aby „udzielać wsparcia obronie powietrznej [chroniącej] przed dronami i pociskami manewrującymi”. Sugeruje to, że faktycznie był latającą cysterną, mającą dbać o to, aby innym myśliwcom dyżurującym w powietrzu (a także tym szykującym się do lądowania) nie zabrakło paliwa.

Para F/A-18F z eskadry VFA-2. Jeden przekazuje paliwo drugiemu za pomocą tak zwanych buddy stores.
(US Navy / Mass Communication Specialist Seaman Joshua E. Walters)

Z kolei Dan Lamothe z The Washington Post ustalił, że zestrzelenia dokonano za pomocą pocisku SM-2. Pociski tego typu są używane rutynowo do niszczenia dronów i pocisków manewrujących wypuszczanych przez Hutich w stronę Morza Czerwonego. Zestrzelenie nastąpiło w czasie, kiedy inne samoloty powracające znad Jemenu były przyjmowane na pokład lotniskowca.

Ale jakby tego było mało, Lucas Tomlinson z Fox News uzyskał potwierdzenie, że mało brakowało, a chwilę później Gettysburg zestrzeliłby drugiego Super Horneta, lecącego kilka mil za pierwszym, tym strąconym. Z krążownika odpalono drugi pocisk SM-2, który – to już nieoficjalne ustalenia Tomlinsona – ominął podchodzącą do lądowania maszynę o mniej więcej sto stóp (30 metrów).

Ta informacja dodaje nam jeszcze jeden zaskakujący element całej historii: skoro drugi Super Hornet leciał kilka mil za pierwszym, a jednocześnie był w trakcie podejścia do lądowania, oznacza to, że pierwszy, ten zestrzelony, także był w trakcie podejścia do lądowania. Z jednej strony ma to sens. Gdyby maszyna krążąca gdzieś w oddali została zidentyfikowana jako pocisk manewrujący, prawdopodobnie nikt nie marnowałby efektora na jego zestrzelenie. Skoro otwarto ogień, „pocisk” musiał był rozpoznany jako bezpośrednie zagrożenie dla okrętu flagowego. Z drugiej strony: dlaczego nikt na krążowniku naj­wy­raź­niej nie wiedział, że właśnie trwają lądowania?

Nie będziemy spekulować na temat tego, gdzie i w jaki sposób doszło do załamania się komunikacji między trzema głównymi oficerami grupy lotniskowcowej – CCSG (dowódcą grupy), STWC (dowódcą komponentu uderzeniowego) i AWC (wspomnianym wyżej dowódcą obrony przeciwlotniczej i krążownika). Ale że do takiego załamania doszło, nie ulega wątpliwości.

F/A-18F z VFA-11 ląduje na USS Harry S. Truman.
(US Navy / Mass Communication Specialist Seaman Rebekah A. Watkins)

Oczywiście przypadki friendly fire ze strony obrony przeciw­lot­ni­czej nie są niczym niesłycha­nym. Ba, wspomnienia amerykańskich lotników dowodzą, że w operacjach, podczas których mieli niepodzielne panowanie w powietrzu, najbardziej obawiali się własnej „pelotki”, a nie przeciwnika (tak było choćby w przypadku opisywanego przez nas w poprzednim artykule kapitana Nathana White’a, który pisał o tych obawach w mailach do rodziny na krótko przed śmiercią z rąk rodaków). Ale rozpad łączności do tego stopnia wydaje się bezprecedensowy.

Pozostaje się cieszyć, że nikomu nic się nie stało. Dwaj lotnicy z pierwszego Super Horneta katapultowali się bezproblemowo i doznali jedynie powierzchownych obrażeń. Najpewniej chodzi tu o drobne oparzenia na szyi, spowodowane przyspieszaczami rakietowymi wynoszącymi fotele.

Akcja wydobywcza?

Na razie nie wiadomo, czy marynarka wojenna podejmie próbę wydobycia Super Horneta z wody, ale można przypuszczać, że tak. Ryzyko, iż wrak wpadnie w ręce Rosjan, jest zbyt duże. Wpraw­dzie obalenie Baszszara al‑Asada ograniczyło im możliwość działania na Bliskim Wschodzie, ale trzeba pamiętać, że na Morzu Czerwonym działają też Irańczycy. Jedni i drudzy wspólnie mogliby zorganizować akcję wydobywczą.

W związku z tym prędzej czy później (raczej prędzej) myśliwiec spoczywający na dnie Morza Czerwonego zostanie podniesiony – jeśli nie przez Amerykanów, to przez Rosjan. 3 sierpnia 2022 roku US Navy wydobyła F/A-18E, który niespełna miesiąc wcześniej spadł w głębiny Morza Śródziemnego z pokładu lotniskowca… USS Harry S. Truman. Maszyna spoczywała na głębokości 9500 stóp, czyli 2900 metrów.

Do podniesienia samolotu z dna zaangażowano przedsiębiorstwo Maritime Construction Services i należący do niego statek MPV Everest wyspecjalizowany do prowadzenia różno­rod­nych prac głębinowych. Udział wzięło także przedsiębiorstwo ratownictwa morskiego Phoenix International. Na początku roku pomagało ono w wydobyciu z dna Oceanu Spokojnego myśliwca F-35C Lightning II, który rozbił się i wypadł za burtę w styczniu 2022 roku na lotniskowcu USS Carl Vinson (CVN 70).

W operacji wykorzystano robota podwodnego CURV-21 (Cable-controlled Undersea Recovery Vehicle), który zaczepił do Super Horneta olinowanie, a do niego – hak. Dzięki temu samolot podniesiono na pokład Everesta. CURV-21 to stosunkowo duże urządzenie: waży 2900 kilogramów. Jest sterowany przewodowo za pomocą światłowodu, dysponuje sonarem z falą ciągłą z modulacją częstotliwości, może zejść na głębokość do 6100 metrów i rozwinąć prędkość 2,5 węzła.

US Navy / Mass Communication Specialist 2nd Class Matthew Nass