Amerykańskie siły kosmiczne bardzo rzadko uchylają rąbka tajemnicy, zwłaszcza jeśli chodzi o projekty takie jak samolot kosmiczny X-37B. Tym większe zaskoczenie budzi bezprecedensowa otwartość na temat planowanych testów z użyciem tej maszyny. Jako że rola przestrzeni okołoziemskiej w działaniach militarnych systematycznie rośnie, działania Amerykanów budzą zrozumiałe zaniepokojenie w Rosji i Chinach.
W komunikacie z 10 października US Space Force przedstawiło próby z użyciem samolotu kosmicznego na przestrzeni ostatnich miesięcy i zdradziło nieco szczegółów na temat planów na najbliższą przyszłość. Przypomnijmy, że w listopadzie 2022 roku X-37B zakończył misję OTV-6 (Orbital Test Vehicle 6 – był to bowiem szósty lot kosmiczny w historii X-37B) i powrócił na Ziemię po rekordowych 908 dniach spędzonych na orbicie.
Misja OTV-7 rozpoczęła się 28 grudnia 2023 roku. Do tej pory w jej ramach przeprowadzono eksperymenty z efektem promieniowania na materiały dostarczone przez NASA i testowano „technologie świadomości sytuacyjnej w domenie kosmicznej” na orbicie silnie eliptycznej.
Odkąd rozpoczęliśmy finansowanie Konfliktów przez Patronite i Buycoffee, serwis pozostał dzięki Waszej hojności wolny od reklam Google. Aby utrzymać ten stan rzeczy, potrzebujemy 1700 złotych miesięcznie. Rozumiemy, że nie każdy może sobie pozwolić na to, by nas sponsorować, ale jeśli wspomożecie nas finansowo, obiecujemy, że Wasze pieniądze się nie zmarnują.
Konfliktom nie grozi zamknięcie, jeśli jednak nie dopniemy budżetu tą drogą, będziemy musieli w przyszłym miesiącu na pewien czas przywrócić reklamy Google.
Możecie nas wspierać przez Patronite.pl i przez Buycoffee.to.
Drugi etap prób w ramach misji OTV-7 ma objąć hamowanie aerodynamiczne. W największym skrócie chodzi tutaj o wykorzystanie oporu atmosfery do redukcji prędkości. Tym sposobem pojazd kosmiczny może zejść na niższą orbitę bez konieczności polegania wyłącznie na silnikach rakietowych. Niewątpliwą zaletą takiego rozwiązania jest redukcja zużycia paliwa, wadą – wydłużenie czasu manewrów. Po zakończeniu hamowania aerodynamicznego X-37B ma powrócić do przewidzianych testów i eksperymentów.
Po zejściu na niską orbitę okołoziemską samolot kosmiczny ma pozbyć się modułu misyjnego, który następnie spłonie w atmosferze. Podczas poprzedniej misji X-37B po prostu wyrzucił moduł, rozpoczynając manewry opuszczania orbity w celu bezpiecznego lądowania. Zmiana ta jest związana z nowymi regulacjami dotyczącymi kosmicznych śmieci. W myśl obecnych przepisów niedziałające pojazdy kosmiczne mają być umieszczane w takich punktach, aby mogły zejść z orbity w ciągu dwudziestu pięciu lat. W ramach walki z zaśmiecaniem orbity okołoziemskiej Waszyngton wymaga jednak od amerykańskich przedsiębiorstw, by skróciły ten czas do pięciu lat.
Najistotniejszym punktem OTV-7 mają być mimo wszystko manewry, co podkreślał szef operacji kosmicznych (CSO) generał Chance Saltzman. Siły kosmiczne szukają sposobów umożliwiających prowadzenie „dynamicznych operacji kosmicznych”, obejmujących „zrównoważone manewrowanie”, a jednocześnie pozwalających ograniczyć zużycie paliwa. Tym sposobem amerykańskie „okręty kosmiczne” mają zyskać możliwość wyprzedzania i wymanewrowywania podejrzanych satelitów przeciwnika.
Otwiera to zupełnie nowe perspektywy i możliwości. „Dynamiczne operacje kosmiczne” to docelowo zdolność ścigania pojazdów kosmicznych innych państw w celu dokładnego przyjrzenie się im, zakłócania ich pracy, a nawet eliminacji.
Nie dziwi więc, że Rosja i Chiny uważnie przyglądają się postępom programu X-37B, który uważają za orbitalną platformę uzbrojenia. O ile jednak Chiny same pracują nad samolotem kosmicznym, o tyle rosyjski program kosmiczny prezentuje coraz smutniejsze oblicze. Ale nie oznacza to, że Moskwa zupełnie odpuściła kosmos jako domenę pola walki. Wręcz przeciwnie.
W kwietniu tego roku Rosja zawetowała przedstawioną przez USA i Japonię rezolucję o zakazie rozmieszczania broni atomowej w kosmosie, która według Moskwy „nie szła wystarczająco daleko”. Rosyjski kontrprojekt zakłada całkowity, „wieczysty” zakaz umieszczania jakichkolwiek systemów uzbrojenia w przestrzeni kosmicznej, także tych konwencjonalnych. Dla Waszyngtonu było to jednak potwierdzenie pojawiających się regularnie za Atlantykiem doniesień o rosyjskich pracach nad satelitami przenoszącymi broń nuklearną. Jeśli te informacje się potwierdzą, będzie to dowód na złamanie traktatu o przestrzeni kosmicznej z roku 1967, zakazującego rozmieszczania na orbicie okołoziemskiej, na Księżycu i gdziekolwiek indziej w przestrzeni kosmicznej broni masowego rażenia.
Jeżeli Moskwa faktycznie pracuje nad systemami rozmieszczania broni nuklearnej na orbicie okołoziemskiej, działania w ONZ są jak najbardziej logiczne. W wyścigu kosmicznym Rosja pozostaje coraz bardziej w tyle za Chinami i Stanami Zjednoczonymi. Pomysł całkowitej demilitaryzacji przestrzeni kosmicznej służy więc chociaż częściowemu wyrównaniu własnych słabości, ale przede wszystkim pozwala Kremlowi pozować na gołąbka pokoju. Oczywiście projekt taki nie ma szans powodzenia, zostaje więc próba wykorzystania własnych atutów w celu wyrównania szans. Na scenę wchodzi więc, podobnie jak na Ziemi, broń jądrowa.
Amerykańskie siły zbrojne w coraz większym stopniu polegają na satelitach. Wprowadzenie konstelacji takich jak Starlink, rozwój mini- i mikrosatelitów sprawiły, że dotychczasowe systemy antysatelitarne bazujące na pociskach rakietowych gwałtownie tracą na efektywności. Nowe rozwiązania obejmują samoloty kosmiczne i satelity bojowe, broń mikrofalową i laserową, własne konstelacje satelitów. Tą drogą idą chociażby Chiny, ale także Japonia, Korea Południowa, Francja, Wielka Brytania i oczywiście Stany Zjednoczone. Takie podejście wymaga jednak dostępu do zaawansowanych technologii, a rosyjskie priorytety są obecnie inne.
Według amerykańskich źródeł założenia, z jakich wychodzą rosyjscy decydenci, są proste: zdetonować bombę atomową w pobliżu wrogiej konstelacji satelitów, tak żeby porazić wszystkie za jednym zamachem. Tutaj jednak zaczyna się problem. Skutki wybuchu jądrowego będą odczuwane przez wszystkie obiekty w jego zasięgu. Zniszczeniu ulegną więc nie tylko amerykańskie wojskowe satelity, ale także komercyjne i cywilne, należące do państw wrogich, ale też sprzyjających Moskwie. Pekin zapewne z zadowoleniem przyjąłby zniszczenie cudzymi rękami kilkunastu czy kilkudziesięciu amerykańskich satelitów, jak jednak zareagowałby na porażenie własnych?