Argentyńczycy w swoich umocnieniach polowych byli okopani po same hełmy, nie brakowało im amunicji, a ich położone na wzgórzach stanowiska asekurowały się ogniem, mogły również wzywać wsparcie artylerii albo lotnictwa szturmowego. Atakowanie ich pozycji za dnia zakrawało na rozmyślne samobójstwo, atak nocny groził wtargnięciem kompletnego chaosu w ugrupowanie własne. Ogrom dylematu, przed jakim stanęło brytyjskie dowództwo, da się strywializować do takiej oto alternatywy: albo wyślemy naszych żołnierzy na pewną śmierć, albo zaryzykujemy, że powystrzelają się nawzajem.
Sytuacja sił argentyńskich
Po szybkim zajęciu Falklandów, Południowej Georgii i Południowego Sandwichu nie spodziewano się zdecydowanej kontrakcji ze strony Brytyjskich Sił Zbrojnych, podjęto więc realizację programów współpracy z ludnością miejscową, która jednak do nowych władz odnosiła się nader sceptycznie. Szybko rozpoczęto rozbudowę instalacji wojskowych, tak że ostatecznie w obronę wysp zaangażowano ponad 12.000 żołnierzy przerzuconych głównie transportem powietrznym, których zorganizowano w trzy brygady: IX i X Zmechanizowaną oraz III Piechoty. Większość sił rozmieszczono na Falklandzie Wschodnim. Argentyńczycy byli dobrze wyposażeni i wyekwipowani, nie było u nich (przynajmniej na tym etapie) miejsca na latynoskie mañana. Zadbano o porządną, ciepłą odzież zimową i śpiwory dla żołnierzy, karabiny FN FAL były równie dobre jak brytyjskie L1A1 SLR (modyfikacja FN FAL), w dodatku miały możliwość strzelania seriami. Na wyspy skierowano również wiele środków artyleryjskich, w tym artylerii przeciwlotniczej. Garnizon Falklandów dysponował także własnym lotnictwem, tworzonym przez dziesięć turbośmigłowych samolotów szturmowych IA 58 Pucará i dziewiętnaście śmigłowców różnych typów. Rozpoczęto też prace nad umocnieniami polowymi.
Ogólna sytuacja obrońców wysp była dobra, zastrzeżenia może jedynie budzić poziom wyszkolenia żołnierzy, którzy byli albo rekrutami z poboru albo rezerwistami. Warunki stopniowo zaczęły się pogarszać po zatopieniu przez HMS Conqueror krążownika ARA General Belgrano, kiedy to argentyńskie dowództwo rozkazało powrócić do baz wszystkim okrętom będącym na morzu. Rozpoczęła się blokada Falklandów i zaopatrzenie docierało coraz rzadziej. Morale szybko spadało, a żołnierze mimo poczucia braterstwa broni przestawali ufać dowódcom, którzy nie czuli więzi z podwładnymi i nie dbali o ich potrzeby ani gotowość bojową. Zapanowało rozprzężenie – nieluzowane oddziały w okopach były wystawione na lodowaty wiatr i wszechobecną wilgoć; rzadko miały możliwość przygotowania ciepłego posiłku. Ciężkie warunki lepiej znosili żołnierze z Ziemi Ognistej, natomiast w innych oddziałach żołnierze często przestawali troszczyć się o stan uzbrojenia osobistego, a nawet zasypiali na warcie.
System obronny Stanley (Puerto Argentino)
Obronę Stanley przygotowano staranniej niż w przypadku innych obiektów na Falklandach. Argentyński dowódca spodziewał się desantu właśnie w okolicach stolicy spornego terytorium i tam też dyslokował gros swoich sił (około 8400 żołnierzy). Generał Mario Menéndez nie był pewien, czy lądowanie Brytyjczyków w Zatoce San Carlos (21 maja) było akcją na dużą skalę, czy jedynie pozoracją. Dopiero wiadomości o ich postępach skłoniły go do skierowania w głąb lądu części sił przygotowanych do odparcia domniemanego desantu. Niekorzystne warunki atmosferyczne nie pozwoliły na budowę ciężkich konstrukcji żelbetowych, toteż system obronny oparto na okopach i ziemno-kamiennych stanowiskach ogniowych. Zasadniczo system obrony Stanley składał się z bastionów zlokalizowanych na szczytach wzgórz w dwóch liniach.
Pierwszą tworzyły umocnienia na Mount Longdon, Two Sisters i Mount Hariett. Wewnętrzna linia składała się z bastionów na Wireless Ridge, Mount Tumbledown i Sapper Hill, gdzie rozstawiono stację radiolokacyjną. W tej właśnie strefie rozbudowano największe zespoły okopów, ziemianek i transzei, a gdzie nie można ich było wykopać, stawiano pola minowe. Stanowiska te były w dodatku dobrze zamaskowane. Mimo iż w skalistym gruncie trudno było prowadzić prace ziemne, taki system obrony dawał ogromną przewagę nad Brytyjczykami. Chcąc otworzyć sobie drogę na Stanley, musieli atakować wzgórza i sukcesywnie likwidować punkty oporu. System ten z obu stron opierał się o morze, a od tej strony dostępu broniły trzy pułki piechoty. Poszczególne stanowiska miały możliwość wzajemnego asekurowania się ogniem i wzywania wsparcia ogniowego haubic kalibru 105 milimetrów (26 sztuk) i 152 milimetry (4 sztuki). W dodatku w odwodzie stały dwa szwadrony rozpoznawcze, składające się z 12 kołowych wozów rozpoznawczych Panhard ERC 90 uzbrojonych w armaty kalibru 90 milimetrów.
Sytuacja Brytyjczyków
Po pomyślnym, choć okupionym stratami (w ciągu czterech dni operacji Royal Navy utraciła osiem okrętów), lądowaniu 3. Brygady Piechoty Morskiej w rejonie San Carlos jej dowódca, brygadier Julian Thompson, zaplanował wprowadzenie swoich sił do działań 26 maja. Plan opracowany w jego sztabie zakładał rozwijanie natarcia w trzech zasadniczych kierunkach. Na lewym skrzydle 3. Batalion Spadochronowy i 45. Batalion Komandosów (45 Commando) Królewskiej Piechoty Morskiej miały posuwać się w kierunku Stanley, przejmując po drodze osady Douglas i Teal Inlet. Na prawym skrzydle 2. Batalion Spadochronowy, przemieszczając się na południe, miał rozbić obronę nieprzyjaciela w rejonie Darwin–Goose Green. Łączyć obydwa zgrupowania miał 42. Batalion Komandosów Królewskiej Piechoty Morskiej (42 Commando), który miał dotrzeć do zasadniczego rejonu obrony Argentyńczyków, poruszając się na południowy wschód.
Plany mają jednak to do siebie, że ich realizacja rzadko przebiega bez komplikacji. Nie było wystarczającej ilości środków transportu, aby nadać odpowiednie tempo działaniom. 25 maja kontenerowiec Atlantic Conveyor zatonął trafiony dwoma pociskami rakietowymi Exocet. Wraz z nim na dno poszły trzy ciężkie śmigłowce CH-47 Chinook i większość namiotów polarnych dla wojska. Lewe skrzydło 3. Batalionu musiało więc odbyć ponad 80-kilometrowy marsz, śpiąc pod chmurką albo w samodzielnie wykonanych schronieniach.
Marsz ten w języku angielskim nosi slangową nazwę yomp, jego wykonanie jest zaś najlepszym świadectwem tężyzny fizycznej i odporności na warunki pogodowe brytyjskich żołnierzy. Pokonanie takiego dystansu w tym akurat przypadku było nie lada wyzwaniem. Temperatura w dzień wahała się w granicach 0–10°C, nocami często spadała poniżej zera. Maszerowano przeważnie nocami, dla uniknięcia rozpoznania przez ciągle aktywne argentyńskie lotnictwo. Zaopatrzenie opierało się w przeważającej mierze na tym, co żołnierze przenieśli na własnych barkach, dlatego całkowita waga oporządzenia przeciętnego piechura wynosiła od 50 do 60 kilogramów. W dodatku na Falklandach brakowało dróg bitych, toteż żołnierze krocząc po rozjeżdżonych ścieżkach, często grzęźli po kostki w torfiastym gruncie. Słabej jakości buty szybko zaczęły się rozpadać pod wpływem błota i nie zabezpieczały stóp przed wilgocią i zimnem. Z tego też powodu coraz więcej żołnierzy cierpiało na „stopę okopową”. Zaopatrzenie w żywność również kulało, ale z tym żołnierze radzili sobie na własną rękę – mieszkańcy hodowali owce i uprawiali ziemniaki, dzielili się więc z wyzwolicielami spod argentyńskiej okupacji.
Pomimo ciężkich warunków oficerowie cały czas utrzymywali dyscyplinę, a wojsko – wartość bojową. Do realizacji zadań z zakresu zaopatrzenia i transportu sprzętu skierowano kilka śmigłowców transportowych, wozy gąsienicowe Bv 202, lekkie czołgi Scimitar i Scorpion oraz wozy zabezpieczenia technicznego Samson. Ponieważ nie zaspokajało to w pełni potrzeb, korzystano z ciągników i urządzeń rolniczych miejscowych farmerów.
Sytuacja poprawiła się nieco po opanowaniu przez 3. Batalion osady Teal Inlet, gdzie następnie urządzono punkt przeładunkowy dla zaopatrzenia transportowanego morzem z San Carlos, co skróciło linie zaopatrzeniowe, nie rozwiązało jednak wszystkich bolączek aprowizacyjnych. Najwyższe dowództwo ciągle naciskało na przyspieszenie tempa działań, właśnie z tego względu. Wszelkie materiały dostarczano z Wielkiej Brytanii, z bazą etapową na Wyspie Wniebowstąpienia. Podtrzymanie linii logistycznych pochłaniało zawrotne sumy i nie było możliwe w dalekosiężnej perspektywie.
Z tego też powodu, mimo dużych trudności, działania brytyjskich sił ekspedycyjnych prowadzono tak szybko, jak tylko było to możliwe. 29 maja padła argentyńska obrona pod Goose Green. 3. Batalion Spadochronowy tego samego dnia dotarł do Teal Inlet. 45 Commando dzień wcześniej zajął Douglas. 31 maja 45 Commando i pododdziały SAS ostatecznie zajęły Mount Kent i Mount Challenger, a nazajutrz wyładunek w San Carlos rozpoczęła 5. Brygada Piechoty, przewidziana jako odwód. 2 czerwca do Bluff Cove przerzucono Chinookiem 2. Batalion Spadochronowy, 6 czerwca zaś – 2. Batalion Gwardii Szkockiej ze składu 5. Brygady przybył do Fitzroy. Dwa dni później 1. Batalion Gwardii Walijskiej wylądował w Bluff Cove i zachował wartość bojową pomimo utraty prawie 1/5 składu w wyniku zbombardowania transportowca HMS Sir Galahad.
Po zakończeniu przerzutów, przemarszów i działań desantowych generał Moore, dowódca brytyjskich sił lądowych na Falklandach, miał do dyspozycji dwie brygady piechoty, w sumie ponad 8000 żołnierzy, mógł więc wykonać decydujące uderzenie na pozycje wroga. Brytyjski dowódca postanowił zaatakować trzy ogniwa zewnętrznego pasa obrony Port Stanley jednocześnie i zrobić to nocą, w celu uniknięcia niepotrzebnych strat przy szturmowaniu silnie umocnionych stanowisk ogniowych. Teren jednak nie był łatwy do pokonania nawet w dzień, w dodatku tylko niektórzy żołnierze mieli na karabinach zamontowane noktowizory Trilux. W takich warunkach pomiędzy nacierających łatwo mógł wkraść się chaos, zachodziło również ryzyko poniesienia strat od ognia własnego, poza tym dowódcy poszczególnych batalionów nie mogli sprawować dostatecznej kontroli nad polem walki. W tej sytuacji kluczowe było zrozumienia zadania przez żołnierzy, aby sami potrafili zrealizować zamiar przełożonego. Dlatego też starano się, aby jak najwięcej z nich uczestniczyło w odprawach rozkazodawczych. Zagłębiając się w literaturę, często można spotkać fotografie, na których dowódca wskazuje poszczególnym pododdziałom ich cele na plastycznej makiecie sporządzonej dla lepszego zobrazowania charakterystyki terenu.
Podział zadań wyglądał następująco: 3. Batalion miał szturmować Mount Longdon, 42. Batalion – Mount Hariett, a celem 45. Batalionu było wzgórze Two Sisters. Do świtu 12 czerwca wszystkie cele zostały osiągnięte po kilku godzinach walk. Drogę do Stanley blokowały jeszcze tylko dwa bastiony: Wireless Ridge i Mount Tumbledown.
Ostateczne starcie – teren
Mount Tumbledown to podłużny grzbiet o długości 2,5 kilometra i szerokości kilkuset metrów. Północny skraj kończy się stromizną, dlatego też natarcie poprowadzono od południa. Wzgórze to, wraz z mniejszym Mount William, było kluczowym elementem drugiej linii obrony Stanley, odległego zaledwie o około 2 kilometry. Z tego też powodu obronę rejonu powierzono doborowemu 5. Batalionowi Piechoty Morskiej (Batallon de Infanteria de Marina – 5). Wireless Ridge znajduje się niecałe 2 kilometry na północ i składa się z mniejszych pagórków Rough Diamond, Apple Pie i Blueberry Pie. Okopały się tam pododdziały 7. Pułku Piechoty, który wcześniej bezskutecznie bronił Mount Longdon. Obydwa punkty oporu były rozdzielone drogą z Moody Brook do Teal Inlet i wodami Zatoki Stanley, wrzynającymi się w tym miejscu daleko w głąb lądu.
Dwa dni pomiędzy kolejnymi natarciami brytyjskie dowództwo wykorzystało na zaplanowanie swoich działań i ustawienie artylerii na nowych pozycjach. W dodatku 5. brygada musiała oswoić się z terenem na który dopiero przybyła.
Ostateczne starcie – siły
Wykonawcami natarcia miały być siły niezaangażowane w boje z 11/12 czerwca – liczący 560 żołnierzy 2. Batalion Gwardii Szkockiej oraz 2. Batalion Spadochronowy. Wieść o wejściu do walki wywołała podniecenie, jednak w niejednorodny sposób. Szkoci jeszcze nie mieli okazji zmierzyć się z wrogiem i nie chcieli być gorsi od towarzyszy broni z pododdziałów, które już wąchały proch tej wojny. Ich dowódca, podpułkownik Mike Scott, otrzymał zadanie zdobycia Tumbledown. Postanowił podzielić je na trzy tempa, kolejne kompanie wprowadzając do boju po osiągnięciu celu przez poprzednią. Na prawym skrzydle wydzielił jeden pluton (30 ludzi) wraz z oddanym do dyspozycji plutonem czołgów rozpoznawczych ze składu szwadronu B Pułku Blues & Royals (dwa czołgi Scimitar i dwa Scorpion) w celu obezwładnienia argentyńskiego posterunku na szosie Stanley–Fitzroy. W przypadku pomyślnego rozwoju natarcia posuwać się tą drogą miała jedyna zdolna do boju kompania z 1. Batalionu Gwardii Walijskiej, w celu opanowania placówki na Sapper Hill.
Natomiast 2. Batalion Spadochronowy, dowodzony przez podpułkownika Davida Chaundlera (zastąpił brawurowego podpułkownika Herberta „H” Jonesa, poległego w poprzedniej akcji), był jedynym brytyjskim oddziałem, któremu przyszło stoczyć dwie duże bitwy. Zahartowali się w walkach pod Goose Green, dlatego przed kolejnym starciem byli pełni chłodnego profesjonalizmu. Natarcie miała otworzyć kompania D, atakująca placówkę na Rough Diamond, a następnie Blueberry Pie. Kompanie A i B, wsparte również plutonem czołgów rozpoznawczych, forsując pole minowe, miały opanować Apple Pie. Kompania C, posuwając się brzegiem morza, miała oskrzydlić pozycje przeciwnika od wschodu. Na rzecz spadochroniarzy miał działać desant morski, rozbudowany w oparciu o operatorów SAS i SBS, który zamierzano wysadzić na tyłach wroga dla odwrócenia uwagi.
W skład batalionu weszły trzy stuosobowe kompanie plus kompania patrolowa (złożona z plutonu rozpoznawczego i patrolowego) i kompania wsparcia (z pododdziałami karabinów maszynowych, pocisków przeciwpancernych Milan, moździerzy i specjalistami od minowania, prac inżynieryjnych i rusznikarstwa).
Oba natarcia łączył 1. Batalion 7 Brygady Gurkhów Księcia Edynburga, który posuwając się pod północnym skrajem Tumbledown, miał kompanią D okrążyć jego wschodni skraj i zająć Mount William.
Przebieg walk
Noc z 13 na 14 czerwca była pogodna i bardzo zimna i na oba sposoby dała się we znaki walczącym po obu stronach. Dobre warunki pogodowe pozwoliły na szersze wykorzystanie artylerii, więc brytyjskie haubice L118 kalibru 105 milimetrów prowadziły nękający ostrzał pozycji przeciwnika przez cały dzień i wieczór 13 czerwca. Ogień prowadziły również z morza między inymi fregaty HMS Active, HMS Ambuscade i HMS Yarmouth.
Natarcie na Tumbledown rozpoczął około godziny 20:30 pluton rozpoznawczy Gwardii Szkockiej – wzmocniony czterema czołgami rozpoznawczymi – pod dowództwem majora Richarda Bethela, wcześniej szanowanego oficera SAS. Pododdział zgodnie z planem ruszył wzdłuż szosy na Stanley. Przedzierając się przez pole minowe i napotykając silny opór wroga, dotarł do podnóża Mount William, umacniając się na tych pozycjach. Realizacja zadania kosztowała utratę dwóch zabitych, dziewięciu rannych i czołgu, który wjechał na minę. Była już wtedy 22:30. nieprzyjaciel nie zamierzał jednak łatwo odpuścić i zorganizował kontratak wsparty silnym ogniem maszynowym i artyleryjskim. Major Bethel po kolejnych 45 minutach oporu został zmuszony do porzucenia ciał poległych żołnierzy i wycofania się na pozycje wyjściowe. Stracił kolejnych czterech rannych, którzy trafili na miny. Choć atak plutonu rozpoznawczego nie powiódł się, odwrócił na dłuższy czas uwagę Argentyńczyków, którzy po jego odparciu odetchnęli z ulgą, pewni, że właśnie powstrzymali główne natarcie Szkotów, według ich przypuszczeń mające nadejść właśnie z tego kierunku. W kluczowych momentach skoncentrowali tutaj całą uwagę, co przyniosło zgubne dla nich skutki.
Tymczasem o godzinie 21:00 ruszyło natarcie kompanii G majora Iana Dalzela-Joba. Żołnierze nie napotkali oporu i bez walki zajęli zachodnią część Tumbledown – prawie 1/3 wzgórza. Jedyną przeszkodę stanowili snajperzy przeciwnika. Argentyńczycy za bardzo skupieni byli na działaniach plutonu rozpoznawczego, aby zorganizować kontrakcję.
Po szybkim osiągnięciu celu ruszyła z kolei naprzód lewoskrzydłowa kompania majora Johna Kiszely’ego. Jego ludzie po minięciu pozycji kompanii G skręcili w stronę wzgórza, ale w połowie drogi zostali wykryci przez Argentyńczyków i dostali się pod silny ostrzał moździerzy i broni maszynowej. Swoje robili również snajperzy. Kompania zaległa pod ogniem w oczekiwaniu na wsparcie ogniowe. Niestety nie można było im go zapewnić ze względu na szwankującą łączność i ciemność nocy. Na tym etapie polegli gwardzista Ronald Tanbini i sierżant John Simeon. Impas trwał trzy godziny, w czasie których wystraszeni Szkoci trzęśli się z zimna, przytuleni do ziemi. Major Kiszely wykorzystał ten czas na obmyślenie dalszej części natarcia. Dowódca batalionu, do którego docierały niepomyślne informacje, zastanawiał się nad wycofaniem żołnierzy i ponowieniem ataku następnej nocy. Tymczasem udało się wezwać wsparcie ogniowe z HMS Active i HMS Yarmouth. Kiszely zrozumiał, że lepsza okazja może się już nie nadarzyć, a jego żołnierze albo pozamarzają, albo padną łupem snajperów i karabinów maszynowych. Kazał zebrać wszystkie M72 LAW i L14A1 na pozycjach lewoskrzydłowego 13. plutonu. O godzinie 2:30, po odpaleniu co najmniej dziesięciu pocisków kalibru 66 milimetrów z LAW-ów, Kiszely poprowadził pozostałe dwa plutony do brawurowego ataku na bagnety. Jego ludzie sukcesywnie unieszkodliwiali kolejne gniazda oporu i odsyłali jeńców na tyły. Przykład waleczności dawał sam dowódca – w ataku zastrzelił dwóch przeciwników, a trzeciego zadźgał bagnetem. Jednak w miarę zdobywania kolejnych gniazd oporu ubywało szturmujących, częściowo rannych i zabitych, częściowo eskortujących jeńców, tak że po pokonaniu siedmiuset metrów i dotarciu na szczyt cieszyć oczy widokiem rozświetlonego Stanley mogło oprócz Kiszely’ego tylko sześciu gwardzistów. Po chwili trzech z nich (w tym dowódcę 15. plutonu, porucznika Alasdaira Mitchella) skosiła seria z karabinu maszynowego kontratakującego argentyńskiego 3. plutonu porucznika Augusta La Madrida. Kiszely miał dużo szczęścia, kula ugodziła go bowiem w zawieszony na pasie kompas, nie powodując cięższych obrażeń. Ogólne straty jego kompanii wyniosły siedmiu zabitych i osiemnastu rannych.
Argentyński kontratak niechybnie zmiótłby pozostałości lewoskrzydłowej kompanii ze zdobytych z takim trudem stanowisk, ale o godzinie 6:00 ruszyła do walki kompania prawoskrzydłowa majora Simona Price’a. Jego siły miały wejść do walki po prawej stronie kompanii Kiszely’ego i opanować wschodni skraj Tumbledown. Jego plan wyglądał podobnie do planu sąsiada – lewoskrzydłowy pluton miał wspierać ogniem dwa pozostałe, prowadzące atak na bagnety. 3. pluton porucznika Roberta Lawrence’a miał obejść z prawej pluton La Madrida, licząc na jego zaskoczenie, jednak żołnierze zostali dostrzeżeni. Tak opisuje działania kapral Graham Rennie:
„Nasz atak rozpoczął się. gdy jeden z gwardzistów zastrzelił wrogiego snajpera, co nastąpiło po odpaleniu gradu 66-milimetrowych pocisków przeciwpancernych. Biegliśmy luźną tyralierą, a strzelcy karabinów maszynowych strzelali z biodra, aby przydusić nieprzyjaciela do ziemi i umożliwić nam poruszanie się skokami. W połowie drogi wkroczył 2. pluton i osłaniał nas ogniem, dzięki czemu mogliśmy zdobywać kolejne punkty oporu, przeskakując od skały do skały i wyrzucając z kryjówek nieprzyjaciół stawiających opór”.1
La Madrid wycofał się po utracie pięciu zabitych. Na pomoc ruszyły mu dwa plutony dowodzone przez poruczników Alda Franco i Guillerma Robredo, z zamiarem utrzymania siodła między Tumbledown i Mount William.
Brytyjczycy znowu dostali się pod silny ogień i poruszali się dwójkami – gdy pierwszy przedzierał się od skały do skały, drugi osłaniał go. Dzięki temu ostatni sektor wzgórza Tumbledown został opanowany, a argentyńscy marines wycofali się. Ich odwrót osłaniał snajper, który zanim poniósł śmierć pod zmasowanym ogniem Szkotów, zranił jednego z gwardzistów i trafił w głowę porucznika Lawrence’a. Dowódca 3. plutonu przeżył, ale miał sparaliżowaną lewą stronę ciała i następny rok spędził na wózku inwalidzkim.
O godzinie 9:00, już w świetle dnia, do walki wkroczyli Gurkhowie podpułkownika Davida Morgana, którym powierzono zdobycie Mount William. Poruszając się wzdłuż północnego skraju Tumbledown, ich kompania D skręcając na południe, przeszła przez pozycje Gwardii Szkockiej i znalazła się u stóp celu. Wtedy Gurkhowie z okrzykiem Ajo Gurkhali! na ustach ruszyli do boju, z nożami kukri w jednej i karabinami w drugiej ręce. Po wstępnej wymianie ognia przerażeni obrońcy podali tyły.
Podpułkownik Carlos Robacio, dowódca argentyńskiego 5. Batalionu, nie godząc się z porażką, planował kontrnatarcie z Sapper Hill na tyły Szkotów. Odwiódł go od tego planu pułkownik Félix Aguiar, szef sztabu X Brygady Zmechanizowanej – argentyńskie dowództwo zamierzało już rozpocząć rozmowy pokojowe. W tej sytuacji batalion wycofał się do Stanley, opuszczając ostatni bastion oporu bez walki. Sapper Hill opanowali Walijczykcy z 1. Batalionu Gwardii i dwie kompanie z 40 Commando. Imponowały im umocnienia, które zobaczyli:
„Poprowadzono nas do rejonu odpoczynku nocnego kompanii. Byłem ciągle świadom, że Argentyńczycy dobrze przygotowali Sapper Hill, mieli głębokie stanowiska, co mogłoby bardzo utrudnić zadanie zdobycia wzgórza”2.
Równocześnie 2. Batalion Spadochronowy toczył walki o Wireless Ridge. Na jego rzecz działała artyleria – nieprzerwanie przez dwanaście godzin na głowy Argentyńczyków spadał grad pocisków haubicznych i moździerzowych z lądu i z morza. Działania kompanii D (dowodził major Philip Neame) osłaniały ze skrzydła czołgi. Spadochroniarze szybko dotarli na szczyt Rough Diamond, gdzie okazało się, że nieprzyjaciel opuścił pozycje z powodu silnego ostrzału artylerii. W kompaniach B i C sądzono, że analogicznie wróg opuścił także Apple Pie, zdziwiło więc nieco żołnierzy, że zostali przywitani ogniem. Ich opór nie trwał jednak długo, duża koncentracja ognia sprawiła, że to wzgórze również niebawem zdobyto.
W tym czasie kompania C posuwała się zgodnie z wytyczonymi zadaniami, nie napotykając wroga. Wprost na wschód od Wireless Ridge odkryła gotowe, ale nieobsadzone stanowiska obronne pododdziału w sile jednego plutonu.
Pod silną osłoną ogniową baterii artylerii, moździerzy, czołgów ze składu kompanii A i armat HMS Ambuscade kompania D ruszyła do ataku na Blueberry Pie, ostatni element umocnień Argentyńczyków na Wireless Ridge. Starli się z kompanią A majora Guillerma Berazaya z 3. Pułku Piechoty, próbującą przebić się na Mount Longdon. Nieco później major Eugenio Dalton, oficer operacyjny 10. Brygady Zmechanizowanej, zebrał spośród cofających się obrońców oddział w sile 200 ludzi i poprowadził ich do walki o ostatnia linię umocnień. Z kolei przy kościele w Stanley major Carizzo Salvadores, zastępca dowódcy 7. Pułku Piechoty, przy pomocy ojca Joségo Fernándeza skrzyknął oddział w sile 50 żołnierzy, których z pieśnią na ustach poprowadził do ostatniej szarży na bagnety. Salvadores zamierzał przyjść z pomocą Berazayi, ale wszystkie rozpaczliwe próby kontrataku spełzły na niczym wobec huraganowego ognia Brytyjczyków. Odgłosy walki na Wireless Ridge ucichły wraz z nastaniem świtu.
Tymczasem po drugiej stronie Hearndon Water działali operatorzy z SAS i SBS. Zadaniem ich 60-osobowego oddziału było przeprawienie się łodziami na drugą stronę zatoczki w celu odwrócenia uwagi od działań 2. Batalionu Spadochronowego. Gdy znajdowali się już na wodzie, dostrzegła ich załoga okrętu szpitalnego Bahía Paraíso, który oświetlił ich reflektorami, angażując się tym samym w walki między obu stronami. Komandosi natychmiast stali się widoczni jak na dłoni i skupili na sobie ostrzał zarówno ze Stanley, jak i z Wireless Ridge, tak więc ich działania przyniosły zamierzony skutek, choć w niezbyt pożądany dla nich sposób. Woda dookoła łodzi wzburzyła się od padających pocisków, które z głośnym grzechotem dziurawiły również łodzie. Oślepiani przez statek-szpital komandosi musieli natychmiast się wycofać, jeśli nie chcieli pójść na dno. Tego dnia jednak szczęście im sprzyjało i cała eskapada kosztowała jedynie trzech rannych, jednak motorówki typu Rigid Raider były tak podziurawione, że nie nadawały się do użytku. Żołnierze byli wzburzeni faktem, iż respektując prawo międzynarodowe, nie ostrzelali okrętu oznaczonego czerwonym krzyżem, który jednak wskazał ich jako cel swoim rodakom. Jednak jakimś dziwacznym zrządzeniem losu Bahía Paraíso został przypadkowo ostrzelany przez Argentyńczyków.
Droga na Stanley stała przed Brytyjczykami otworem. Zanim rozwiały się dymy i echa wystrzałów na Mount Tumbledown i Wireless Ridge, rozpoczęto rokowania pokojowe. Generał Mario Menéndez podpisał akt bezwarunkowej kapitulacji jeszcze tego samego dnia, 14 czerwca 1982 roku. Wojna o Falklandy dobiegła końca.
Ciekawostki
Sporym problemem dla atakujących była orientacja w terenie. Jeden z gwardzistów szkockich zgubił się w natarciu. Został odnaleziony na pustkowiach dopiero miesiąc po ustaniu walk. W czasie bitwy gwardzista Philip Williams został ogłuszony eksplozją i pozostawiony własnemu losowi. Gdy doszedł do siebie nie było nikogo w pobliżu. Nie potrafiąc znaleźć drogi do swoich, błąkał się po okolicy przez siedem tygodni, zdany tylko na siebie. W tym czasie został wpisany do statystyki poległych, a jego rodziców powiadomiono o jego śmierci. Gdy się odnalazł został oskarżony o dezercję przez towarzyszy broni i brytyjskie media3.
Po bitwie dudziarz 2. BGS James Riddal na szczycie Tumbledown zagrał na swoich dudach szybki marsz „The Crags of the Tumbledown Mountain”. Podobno skomponował go własnoręcznie na paczce papierosów w noc bitwy, gdy jego towarzysze szli do boju. W następnym roku został wydany jako singiel przez orkiestrę batalionową.
Tragiczne przeżycia porucznika Roberta Lawrence’a i jego zmagania z obojętnością społeczeństwa wobec poszkodowanych na Falklandach posłużyły za kanwę filmu „Tumbledown” z 1988 roku, który wywołał kontrowersje w Wielkiej Brytanii.
Bibliografia:
• Anderson D., Wojna o Falklandy 1982, Osprey Publishing, Poznań 2009.
• Crawford S., Encyklopedia sił specjalnych. SAS, Pelta, Warszawa 1999.
• Frost J., 2 Para Falklands – The Battalion at War, Buchan&Enright, 1983
• Kubiak K., Falklandy, Altair, Warszawa 1993.
• Kubiak K., Falklandy–Port Stanley 1982. Bellona, Warszawa 2007.
• Oakley D., The Falklands Military Machine, Spellmount Limited, Tunbridge Wells 1989
• Van Der Bijl N., Aldea D., 5th Infantry Brigade in the Falklands, Pen & Sword Books, 2003
• Williams P., Power M., Summer Soldier. Bloomsbury 1991.
Przypisy
1. Za: Van Der Bijl N., Aldea D., 5th Infantry Brigade in the Falklands, Pen & Sword Books, 2003
2. Dziennik gwardzisty Tracy’ego Evansa, za: http://en.wikipedia.org/wiki/Battle_of_Mount_Tumbledown, dostęp 5 kwietnia 2012.
3. Williams P., Power M., Summer Soldier. Bloomsbury 1991.