Byt codzienny żołnierzy Wielkiej Armii po pożarze Moskwy
Zakwaterowanie
Przed wybuchem kataklizmu oficerowie i żołnierze napoleońscy znajdowali dach nad głową we własnym zakresie. Kadra oficerska zwykle szukała schronienia w pałacach i luksusowych rezydencjach szlachty. Niektórym przypadły prawdziwe perełki, jak np. hrabiemu Romanowi Sołtykowi, który zakwaterował się w rezydencji hrabiny Natalii Aleksandrownej Puszkin, w którym to budynku pozostała służba właścicielki domu wraz z całym jej dobytkiem. Zwykli żołnierze zazwyczaj znajdowali lokum w stajniach, ogrodach i zabudowaniach przylegających do kwater ich przełożonych. (…)
Jeszcze w czasie trwania pożaru oficerowie kawalerii zajmowali kwatery dla swych koni w miejscach najmniej narażonych na wybuchy ognia, czyli cerkwiach. Bezpieczeństwo tych budynków wynikało z tego, iż miały one grube mury i wielkie, żelazne drzwi. Cerkwie zmieniły się więc w stajnie, a szaty liturgiczne przemieniono w derki dla koni. Francuzi cieszyli się z ostoi dla siebie i zwierząt, nie biorąc pod uwagę, iż bezczeszczenie świątyń wywoła u miejscowych takie psychologiczne skutki jak np. u Hiszpanów.
Przed pożarem z 14 września 1812 roku żołnierze mieli zakaz wchodzenia do Moskwy, wyjątek stanowili dowódcy korpusów wraz ze sztabami. Kapitan francuski Francis Duverger wspomina widok wielu opustoszałych pałaców. Mimo iż wysłany został przez dowódców I korpusu do „historycznej stolicy Rosji” w celu znalezienia i zarezerwowania kwater, to pośpiech, w jego przypadku, nie był konieczny. Teraz jednak, po kataklizmie, sytuacja była gorsza.
W momencie wybuchu pożaru żołnierze korpusu Eugeniusza, z powodu braku władz cywilnych, nie otrzymali konkretnych rozkazów dotyczących zakwaterowania. IV korpus musiał więc radzić sobie sam. Eugene Labaume opisywał to w następujący sposób: „Mamy sami się rozlokować na sposób wojskowy. Wicekról wydaje pułkom rozkaz, zaś wykonujący go wskazują oddziałom ich kwatery. […] Podobnym sposobem wszystkie place i ulice otrzymują nowe nazwy o brzmieniu, ulica takiej to a takiej kompanii, dzielnica takiego a takiego to batalionu…”.
W końcu po pożarze, 18 września 1812 roku, cesarz wrócił do Moskwy i tak jak wcześniej jako miejsce swojego kwaterunku wybrał Kreml. Napoleonowi sugerowano, aby wstrzymał się z wkroczeniem do „dawnej stolicy carów”, do przeszukania przynajmniej części domostw i zorganizowania patroli.
Wielki Koniuszy cesarza Francuzów, Armand Caulaincourt, zamieszkał na Kremlu w dwóch izbach. Jego ludzie zostali zakwaterowani w dawnej rezydencji Dmitrija Władymirowicza Golicyna, niestety ograbionej w czasie pożaru.
Całość wojska, oprócz korpusu Murata, została zakwaterowana w samej Moskwie bądź ewentualnie w okolicznych wioskach. Cerkwie natomiast były pełne pogorzelców, którzy wykorzystywali położenie świątyń. Znajdujące się z boku zabudowań, w większości nie zostały objęte ogniem.
Oczywiście wśród oficerów największą popularnością cieszyły się luksusowe domy i pałace. Hrabia Jan Załuski zakwaterował się w domu bogatego moskwiczanina Romana Sołtykowa. Dom opływał we wszystkie dobra, których mógł zapragnąć oficer-arystokrata.
Polscy oficerowie mieli spośród wszystkich narodów Grande Armée (wyłączając Francuzów) największy dar do znajdywania sobie luksusowych kwater. Szwoleżer generał Dezydery Chłapowski opisywał, że znalazł dach nad głową w pałacu księcia Witalija Łabanowa, a naprzeciwko niego w domu najbogatszego moskiewskiego bankiera Baryszynikowa stacjonował generał Józef Krasiński, którego to rezydencja była świetnie urządzona. Były to na tyle olbrzymie domy, że, jak napisał Dezydery Chłapowski, przód jego pałacu znajdował się w mieście, podczas gdy wychodząc tylnim wyjściem, czuł się jakby znajdował się na wsi. Dodatkowo do dyspozycji generała było około stuosobowa służba, rzemieślnicy i chłopi. (…)