Śladem czarnego forda, czyli zamiast wstępu
Zdobyczny ford, wyciągnięty z jakiegoś rowu pod Poznaniem i podczas kilkutygodniowego postoju w tymże Poznaniu wyremontowany przez kierowcę Siergieja z sekcji kontrwywiadu SMIERSZ 3. Armii Uderzeniowej generała Wasilija Kuzniecowa, minął Birnbaum. Siedząca za Siergiejem dziewczyna w mundurze podporucznika gwardii Armii Czerwonej zapewne trzymała na kolanach niemiecką mapę tych okolic lub radziecką mapę sztabową z niemieckimi nazwami i tak właśnie zapisała ją w przypadku tej mijanej miejscowości. Birnbaum. A to przecież był polski Międzychód. I można mieć pretensje do tłumacza książki Heleny Rżewskiej, a właściwie Jeleny Kagan – bo to ona siedziała za Siergiejem – że nie podał obowiązującej już wtedy nazwy mijanego miasta. Wszak był to już koniec kwietnia 1945 roku i czasy hitlerowskiego Kraju Warty, kiedy Międzychód nazywano Birnbaumem, skończyły się już trzy miesiące wcześniej.
Kilka kilometrów za Międzychodem pomalowany na czarno ford zatrzymał się na wojskowym punkcie kontrolnym. Zdobił go wielki łuk z rosyjskim napisem: „Tu była granica Niemiec”. Ale podporucznik Kagan zauważyła też stojący w pobliżu łuku na wpół zburzony dom, na którego ścianie jakiś żołnierz nabazgrał dziegciem napis: „Oto one, przeklęte Niemcy!”.
Może tak było, może nie. Dla mnie nie ulega wątpliwości, że rosyjskie napisy na granicy Trzeciej Rzeszy Wot ona, prokljataja Germanija! nie pojawiły się z oddolnej inicjatywy żołnierzy. Że była to zaplanowana akcja aparatu politycznego Armii Czerwonej, by żołnierze wiedzieli, że wkroczyli na ziemię wroga. I – w domyśle – że tu mogą gwałcić, grabić, palić, zabijać…
O takim postępowaniu czerwonoarmistów jest mowa wielokrotnie w tej książce. Nie powinno nikogo dziwić, że walki żołnierzy radzieckich toczone w 1945 roku na niemieckiej ziemi przetrwały w pamięci Niemców i wielu Polaków jako pasmo gwałtów i grabieży. Zapomniano natomiast o ich bohaterstwie, poświęceniu i wyjątkowej odporności na wojenne trudy.
Żołnierze w punkcie kontrolnym koło Międzychodu sprawdzili dokumenty i specjalne przepustki pasażerów forda. Zasalutowali, bo ze SMIERSZĄ nikt z nich nie chciał zadzierać. Już wtedy wojskowy kontrwywiad cieszył się wyjątkowo złą sławą. Po chwili ford odjechał, by po niespełna godzinie zatrzymać się w zniszczonym Schwerinie nad Wartą. Dla podporucznik Kagan to były już Niemcy. Mimo germanistycznego wykształcenia na pewno nie znała ona burzliwej historii pogranicza polsko-niemieckiego i nawet przez myśl jej nie przeszło, że Schwerin jest zgermanizowanym starym miastem wielkopolskim, Skwierzyną. Gdy kilkanaście kilometrów przed Landsbergiem nad Wartą (obecnym Gorzowem Wielkopolskim) ford minął faktyczną granicę Niemiec, nie zdobił jej żaden łuk ani tablica z napisem o przeklętej Germanii. Jadąca fordem grupka specjalistów z sekcji kontrwywiadu SMIERSZ 3. Armii Uderzeniowej, która w tym czasie zdobywała Berlin, znalazła się – jak napisała podporucznik Kagan – w legowisku wroga.
Tym legowiskiem – według Rosjan – były Prusy, a jedną z najważniejszych prowincji już od 1701 roku pozostawała Brandenburgia. Marchia Brandenburska została założona w 1134 roku przez Albrechta Niedźwiedzia na ziemiach Słowian połabskich. Od początku XV wieku aż do 1918 roku władali nią Hohenzollernowie, a w czasach hitlerowskich na czele tej prowincji w randze ich naczelnych prezesów (w języku polskim to stanowisko tłumaczy się często na zasadzie kalki językowej jako nadprezydent, co nie jest logiczne, bo naczelni prezesi poszczególnych prowincji nie byli ważniejsi od głowy całego państwa) stało dwóch nazistowskich aparatczyków, którym warto tu poświęcić nieco miejsca.
Wilhelm Kube był historykiem i dziennikarzem, a także antysemitą i awanturnikiem. Brandenburgią rządził zaledwie ponad trzy lata i niespodziewanie latem 1936 roku złożył dymisję. Nieco wcześniej do Kancelarii Rzeszy wpłynął anonimowy list, którego autor napisał, że żona naczelnego sędziego NSDAP Waltera Bucha jest pół-Żydówką, co – jak czytamy w książce Jochena von Langa Martin Bormann. Człowiek, który zawładnął Hitlerem – „zgodnie z surowymi pod tym względem zwyczajami w partii oznaczałoby pozbawienie Bucha jego funkcji, zaliczenie Gerdy Bormann i jej dzieci do grupy »mieszańców« i zagrożenie Martina Bormanna na zajmowanym przez niego stanowisku”, czyli działającego w najbliższym otoczeniu Adolfa Hitlera prominentnego wówczas szefa sztabu zastępcy Führera Rudolfa Hessa. Gerda – dodajmy – była córką Buchów i żoną Bormanna.
Treść listu wskazywała wprost, że napisała go osoba wykształcona, biegle władająca piórem i wtajemniczona w wiele poufnych spraw NSDAP. Przeprowadzone przez gestapo dochodzenie wykazało, że autorem anonimu był sam gauleiter Kube. Naczelnego prezesa Brandenburgii zmuszono do złożenia dymisji, ale niespodziewanie w obronie swego starego towarzysza partyjnego stanął Hitler. Uznał, że kara za anonim jest już wystarczająca i polecił, by Kubemu na osłodę pozostawiono mandat deputowanego do Reichstagu i tytuł honorowego gauleitera.
O Wilhelmie Kube Hitler przypomniał sobie w 1941 roku, mianując go komisarzem Okręgu Generalnego „Białoruś” i mińskim gauleiterem NSDAP. Jako hitlerowski namiestnik okupowanej Białorusi Kube zrazu niczym specjalnym się nie wyróżniał, ale z biegiem czasu zaczął prowadzić silną politykę probiałoruską. Inicjował – często metodą faktów dokonanych – powstawanie różnych organizacji narodowościowych, jak choćby Związku Młodzieży Białoruskiej. W końcu za zgodą ministra Rzeszy do spraw okupowanych terytoriów wschodnich, reichsleitera NSDAP Alfreda Rosenberga, powołał Białoruską Radę Zaufania, będącą namiastką białoruskiego samorządu. Kube liczył, że te i podobne inicjatywy odciągną Białorusinów od wspierania stalinowskiej partyzantki.
Na siłowe rozwiązanie problemu radzieckiej partyzantki stawiał natomiast reichsführer SS i szef policji niemieckiej Heinrich Himmler oraz jego ludzie w mundurach SS. Codzienne egzekucje i pacyfikacje całych wsi niweczyły pracę Kubego, który – o zgrozo! – starał się też wstrzymać eksterminację ludności żydowskiej. Tym nazistowskim antysemitą wstrząsnęły ponoć wyjątkowo brutalne metody eksterminacji Żydów.
Zapewne dni Kubego na urzędach komisarza Białorusi i mińskiego gauleitera NSDAP były policzone, gdy w nocy z 21 na 22 września 1943 roku jego rezydencją wstrząsnęła potężna eksplozja. Wybuch miny pod łóżkiem Kubego przerwał życie pochodzącego z Glogau (Głogowa) polityka nazistowskiego, który rządził i Brandenburgią, i Białorusią. Do przeprowadzenia udanego zamachu przyznały się dwie Białorusinki, w tym zatrudniona w rezydencji sprzątaczka. Obie uciekły do partyzantów. Niektórzy historycy podejrzewają jednak, że za zamachem mogli stać ludzie Himmlera.
Ciało Wilhelma Kubego samolotem przewieziono do Berlina, gdzie zorganizowano uroczysty pogrzeb. Przed trumną złożono wielki wieniec od Adolfa Hitlera…
Gdy trumnę ze zmasakrowanym ciałem składano do grobu, Brandenburgią od ośmiu lat rządził Emil Stürtz. Ten pochodzący z okolic Allenstein (Olsztyna) marynarz był klasycznym aparatczykiem NSDAP. Ostatni raz widziano go w Berlinie 21 kwietnia 1945 roku. Ponoć wpadł w ręce Rosjan i albo został przez nich zabity, albo zmarł w radzieckim więzieniu. Na żądanie pani Stürtz sąd w Republice Federalnej Niemiec wyrokiem z dnia 24 sierpnia 1957 roku oficjalnie uznał jej męża za zmarłego i ustalił datę jego śmierci na 31 grudnia 1945 roku.
Częścią Marchii Brandenburskiej była Nowa Marchia (Neumark), która powstała w wyniku ekspansji margrabiów z domu askańskiego w XIII i XIV wieku na ziemie pogranicza zachodniopomorskiego i wielkopolskiego, czyli na obecne północno-zachodnie ziemie Rzeczypospolitej. W latach 1402‒1454 Nowa Marchia znajdowała się pod rządami Krzyżaków, a w latach 1536-1571 była niezależnym państwem w ramach Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. Po powrocie do Brandenburgii w 1571 roku dzieliła z nią swoje dalsze losy. Od 1701 roku była – o czym już wspomniałem – częścią Królestwa Prus, od 1871 roku Cesarstwa Niemieckiego, po pierwszej wojnie światowej republiki weimarskiej i w końcu Trzeciej Rzeszy. W 1945 roku dawna Nowa Marchia w większości znalazła się w granicach Polski. W Niemczech pozostał tylko Cottbus i jego najbliższe okolice z Forstem i Guben.
Chociaż historyczną granicą zachodnią Nowej Marchii była Odra aż do Widuchowej, przyjęto, że należały do niej także lewobrzeżne dzielnice leżących nad tą rzeką miast: Küstrina (Kostrzyna) i Frankfurtu.
Do 1945 roku Nowa Marchia nie była oddzielną jednostką administracyjną w ramach Brandenburgii. Co więcej, granice nadodrzańskich powiatów nie pokrywały się z historyczną granicą Nowej Marchii, która – z jednym wyjątkiem – do 1938 roku w całości wchodziła w skład brandenburskiej rejencji frankfurckiej. W tymże 1938 roku władze hitlerowskie w końcu postanowiły zlikwidować powojenną (po pierwszej wojnie światowej) prowizorkę administracyjną w postaci Marchii Granicznej Poznań-Prusy Zachodnie (Grenzmark Posen-Westpreussen) ze stolicą w Schneidemühl (Pile). Marchia Graniczna utworzona została z tych ziem Wielkiego Księstwa Poznańskiego, czyli Provinz Posen, które traktat wersalski pozostawił po niemieckiej stronie granicy. Likwidując tę sztuczną prowincję, do Brandenburgii przyłączono powiaty wielkopolskie – Meseritz (Międzyrzecz) i wspomniany już tu Schwerin oraz skrawki powiatu babimojskiego, odłączając jednocześnie dwa stare powiaty Nowej Marchii – Arnswalde (Choszczno) i Friedeberg (Strzelce Krajeńskie), które znalazły się w prowincji pomorskiej ze stolicą w Stettinie (Szczecinie).
Na terenie Pomorza już w 1815 roku znalazł się ów wspomniany wyjątek. Był nim Schivelbein (Świdwin), stary gród Nowej Marchii, słynący w dawnych wiekach z warzelnictwa piwa. W połowie szesnastego stulecia świdwińskie piwo uważano za jedno z najlepszych w całej Nowej Marchii.
Ten skrótowy wywód historyczny o losach Nowej Marchii potrzebny był do zakreślenia granic terytorium, o którym jest mowa w tej książce. Są to właśnie ziemie Nowej Marchii, swoiste wrota do Berlina. Przez nie bowiem wiodły ze wschodu liczne drogi do stolicy Trzeciej Rzeszy, by przypomnieć, że przez tę część Brandenburgii poprowadzono kilka linii kolejowych o znaczeniu strategicznym. Była to przede wszystkim magistrala królewiecka, łącząca Prusy Wschodnie z Berlinem przez Landsberg i Küstrin oraz linia z Moskwy i Warszawy przez Schwiebus (Świebodzin), Reppen (Rzepin) i Frankfurt nad Odrą. Ważne znaczenie miały też przechodzące przez południową część Nowej Marchii dwie linie kolejowe ze Śląska do Berlina – przez Sommerfeld (Lubsko), Guben i Frankfurt, gdzie linia ta łączyła się z wyżej wymienioną oraz przez Sorau (Żary), Forst i Cottbus. Nie bez znaczenia była też lokalna, jednotorowa linia kolejowa z pomorskiego Stargardu (Stargardu Szczecińskiego) do Berlina przez Bad Schönfliess (Trzcińsko-Zdrój) i przerzucony przez Odrę most, którego ruiny przeszły do historii 1. Armii Wojska Polskiego.
Oprócz linii kolejowych, przez ziemie Nowej Marchii wiodło też do Berlina kilka ważnych dróg, by wspomnieć tylko o tej z Warszawy i Poznania, która na południowych przedmieściach Frankfurtu nad Odrą stawała się autostradą i tej, którą z Poznania do Berlina jechał czarny ford z pracownikami sekcji kontrwywiadu SMIERSZ 3. Armii Uderzeniowej, a więc przez Landsberg i Küstrin. Siergiej nie wybrał krótszej drogi przez Frankfurt, bo w tamtym czasie była ona nieprzejezdna. W rejonie tego miasta trwały jeszcze walki, a okoliczne mosty na Odrze zostały wysadzone w powietrze.
Jak zatem widać, nazwanie Nowej Marchii wrotami do Berlina nie jest przesadą. Przez te ziemie w 1945 roku przetoczył się walec Armii Czerwonej. To na nich Niemcy zbudowali dwie gigantyczne fabryki zbrojeniowe, których ruiny kryją lasy na zachód od Nowogrodu Bobrzańskiego i na południe od Zasiek. To na wschodnim skrawku Nowej Marchii Niemcy urządzili jeden z najzasobniejszych w Rzeszy podziemnych magazynów skarbów kultury. W Nowej Marchii powstał też jeden z pierwszych w Niemczech hitlerowskich obozów koncentracyjnych.
Odwiedzimy te i inne miejsca. Berlińskie wrota nie są jednak pracą naukową czy popularnonaukową o dziejach wschodniej Brandenburgii w czasach nazizmu. To raczej zbiór sensacyjnych szkiców, przedstawiających wybrane epizody z okresu Trzeciej Rzeszy, ze szczególnym uwzględnieniem wydarzeń roku 1945. Miały one swe konsekwencje w następnych miesiącach, gdy przeważającą część Nowej Marchii włączano do Polski. Berlińskie wrota to także swoisty przewodnik po tym, co zostało z tamtych wydarzeń. Zobaczymy więc rozebrane miasto, które podczas wojny nie ucierpiało. Wejdziemy do ciemnych i wilgotnych korytarzy starych fortyfikacji pruskich, które próbowały odegrać swą rolę jeszcze w 1945 roku. Zaryzykujemy też spacer dobrze zachowanym kolektorem ściekowym pohitlerowskiego kombinatu zbrojeniowego. W związku z tym nie udało się zachować chronologii zdarzeń. Poszczególne szkice należy więc traktować jako oddzielne historie, które łączy tylko jedno – miejsce, czyli dawna Nowa Marchia.
Niektóre z przedstawionych tu historii były przed laty tematem wielu moich publikacji prasowych, inne przewinęły się przez karty moich wcześniejszych książek, choćby Milczących śladów z 1995 roku, Mrocznego labiryntu z roku 2002 i W jaskini czarnoksiężnika z 2006 roku. Tu prezentuję je w wersji rozszerzonej i przede wszystkim uaktualnionej. Bo chociaż od opisywanych zdarzeń minęło wiele lat, to ciągle dokonuje się kolejnych odkryć w terenie lub w archiwach i zdobywa nowe okruchy wiedzy o nich.
Tymczasem czarny ford po krótkim postoju na Rynku w Küstrinie, a właściwie na czymś, co jeszcze niedawno było centralnym placem kostrzyńskiego Starego Miasta, wjechał na most pontonowy łączący oba brzegi Odry i wkrótce opuścił tereny Nowej Marchii. Ale do spostrzeżeń, które poczyniła podporucznik Kagan podczas tej podróży do ogarniętego walkami Berlina, będziemy jeszcze wracać…