Moskale od wielu tygodni nie pozwalają, aby presja na obrońców Awdijiwki zelżała. Przyjęło się, że za początek obecnej fazy bitwy uznajemy 10 paź­dzier­nika, ale przez te cztery miesiące bitwa toczyła się ze zmienną intensywnością. Obecnie, mniej więcej od tygodnia, jesteśmy w fazie wyjątkowo zaciętych zmagań, a najeźdźcy powoli zyskują przewagę. Jeśli sytuacja dalej będzie się rozwijała w tym samym kierunku, Awdijiwka upadnie, a cały zakotwiczony do niej odcinek frontu – pęknie.

Według wczorajszego komunikatu ukra­ińs­kiego sztabu generalnego „na kierun­ku awdijiwskim nasi obrońcy odparli dwadzieścia ataków w pobliżu Nowo­bach­mutiwki, Awdijiwki oraz kolejnych osiem ataków w rejonie Perwo­majśkego i Newelś­kego w obwodzie donieckim, gdzie wróg próbował się przebić przez obronę”. Z kolei komunikat z dzisiejszego poranka oznajmia: „W strefie odpowie­dzialności operacyjno-stra­te­gicznego ugrupowania wojsk «Tawrija» na kierunku awdijiwskim ukraińscy obrońcy nadal powstrzymują wroga, który nie przestaje próbować otoczyć Awdijiwki. Nasi żołnierze mocno utrzymują obronę, zadając najeźdźcom znaczne straty. Tak w ciągu minionej doby Siły Obronne odparły dwadzieścia jeden ataków okupantów w rejonie miejscowości Nowo­bach­mutiwka i Awdi­jiwka oraz kolejnych osiem w okolicach Perwo­majśkego i Newelś­kego w obwodzie donieckim”.



Tyle przekaz oficjalny. Ten z natury rzeczy musi skupiać się na stabilności sytuacji – nawet tam, gdzie żadnej stabilności nie ma – oraz uwypuklać sukcesy i niwelować porażki. Ale nawet w tych suchych komuni­katach można wyczuć, że coś nie gra, że w sztabie ZSU rośnie obawa przed klęską na tym kluczowym odcinku. Rzecz jasna, nie należy tego ekstrapolować na klęskę Ukrainy w całej wojnie, ale załatanie dziury pod Awdijiwką wyma­ga­łoby dużego nakładu zasobów ludzkich i sprzętowych. Tych samych zasobów nie można by potem wyko­rzystać przeciwko Moskalom gdzie indziej w działaniach kontrofensywnych.

Mniej oficjalne doniesienia wskazują, że najeźdźcy stopniowo wgryzają się głębiej w terytorium kontrolowane dotąd przez Ukraińców. Z jednej strony obrońcom zaczyna już brakować sił – większość służących tam żołnierzy nie miała chwili prawdziwego odpoczynku od 10 paź­dzier­nika. Na domiar złego niedobory amunicji artyleryjskiej wszystkich rodzajów i kalibrów stają się coraz dotkliwsze. Już w listopadzie ubiegłego roku dowódca haubicy M109 imieniem Ołeksandr przyznał w rozmowie z dzien­ni­karzem hiszpańskiego El País, iż może wystrzelić jedynie piętnaście pocisków dziennie, podczas gdy jeszcze w kwietniu pod Bachmutem było to 100–150.

Dobre wyobrażenie o tym, jak bardzo brakuje amunicji, daje opowieść, która pojawiła się dziś na Telegramie (konto, które ją opublikowało, uchodzi za wiary­godne). Otóż w Biłohoriwce (prawdo­podobnie tej między Lisi­czańskiem a Siewierskiem) doszło do starcia podod­działu ukraińskiego z rosyjskim. Walka toczyła się w gruzach na dystansie dosłownie kilku metrów. Ostatni żołnierz ukraiński, który pozostał przy życiu, domagał się, płacząc, ostrzału artyle­ryjs­kiego swojej pozycji. Niestety działony haubic M777 nie miały już nabojów.



Nasz ulubiony ukraiński dziennikarz Jurij Butusow opisuje sceny, które widział w Awdijiwce w minionych dniach. Tu przytoczymy dwie z nich.

„W Awdijiwce dwóch operatorów dronów ze 110. Brygady Zmechanizowanej, po zniszczeniu budynku [w którym mieli stanowisko sterowania dronami] bezpoś­rednim trafieniem bomby lotniczej, cudem ocalało, wydostało się spod gruzów, wróciło do bazy i odmówiło hospitalizacji, «ponieważ nie możemy porzucić naszych»”.

„Potem widziałem [na ekranie za pośrednictwem drona], jak z innej pozycji, którą nieprzyjaciel wczoraj zdobył, prowadzili naszego rannego żoł­nie­rza do niewoli – prawdopodobnie jednego z mechaników. Wczoraj wróg przesłu­chiwał naszego schwytanego żołnierza z kompanii remontowej, towa­rzysze komentują: «Powiedziano im, że do ochrony Awdijiwki potrzebny jest każdy, kto potrafi trzymać karabin, więc poszli, bo musimy trzymać te ulice przy drodze, a ci dziadkowie poszli, większość z nich poległa w boju»”.

Zachęcamy wszystkich Czytelników – nawet tych niezna­jących ukraińskiego – do obej­rzenia poniższego materiału Butusowa z Awdijiwki.



Obecnie – piszemy te słowa 7 lutego po godzinie 23.00 – Awdijiwka i ukraińskie pozycje wokół miejsco­wości są ostrze­li­wane przez moskalską artylerię i bombardowane przez lotnictwo. Możliwe, że mamy tu do czynienia z przygoto­waniem do osta­tecznego szturmu, który ma zamknąć kocioł wokół Awdijiwki. Jeżeli tak – otwartą kwestią pozostaje, czy Ukraińcy zdołają się wycofać.

Porzucenie Awidijiwki miałoby dla Ukraińców jedną korzyść: skrócenie frontu. Z około 50 kilometrów zrobiłoby się poniżej 20. Szkopuł w tym, że Awdi­jiwka to rejon umocniony. Wprawdzie przebieg bitwy ujawnił szereg wad w sposobie organizacji umocnień (choćby niewystarczające zabezpieczenie przed obejściem z flanki), ale jednak co umocnienia, to umocnienia. Raz jeszcze Butusow (sprzed kilku tygodni): „w przy­padku utraty Awdijiwki załamią się flanki na całym kierunku i wówczas trzeba będzie ryć od podstaw nową linię obrony opartą na gołych stanowiskach, a będzie to równie trudne jak zaraz po utracie Bachmutu. Na polach za miastem toczą się ciężkie walki. Straciliśmy teren zabudowany, a teraz sam wróg robi dobry użytek z piwnic i domów”.

Wojna na górze w Kijowie

Pojawiają się analizy, z których wynika, że upadek Awdijiwki może być wykorzystany przez Zełenskiego i jego otoczenie jako pretekst do zdymisjonowania dowócy naczelnego ZSU generał Wałerij Załużny. Jak już pisaliśmy, jego relacje z prezy­dentem Zełenskim są coraz bardziej napięte, a pod koniec stycznia pojawiła się istna lawina pogłosek o możliwym odwołaniu generała ze stanowiska.



Głównym powodem takiej decyzji ma być różnica opinii w kwestii mobili­zacji. Generalicja zasadniczo uważa, iż bez skokowego zwiększenia liczebności sił zbrojnych nie ma co liczyć na wymierne sukcesy w dalszej wojnie z Rosją. Tymczasem prezydent i jego otoczenie mają się obawiać, że ogłoszenie mobili­zacji będzie zbyt kosztowne poli­tycznie. Załużny podpadł też władzom cywilnym poprzez swój esej w The Economist, stanowiący swoiste rozliczenie z błędami przeszłości i mający zapewnić Zachód, iż Ukraina wie, co robi, i wie, czego potrzebuje. Stał się jednak (nieza­mie­rzoną?) zachętą do prania innych brudów kryjących się w różnych zakątkach struktur ZSU. Wreszcie krążą pogłoski wskazujące, iż Zełenski próbował chwilami sterować ręcznie poczynaniami ZSU ponad głową Załużnego.

Za pierwszy przykład braku zaufania Zełenskiego do Załużnego zdjęcie ze stanowiska generała majora Wiktora Chorenki, stojącego na czele Sił Operacji Specjalnych od lipca 2022 roku. W listopadzie ubiegłego roku Chorenko został nie tyle zdjęty, ile bezce­re­mo­nial­nie wykopany. Załużnego nie powiado­miono z wyprze­dzeniem (a to przecież jeden z jego najważ­niejszych współ­pracow­ników), a sam Chorenko dowiedział się od dzienni­karzy. Wiadomo jedynie, że dymisję generała zarzą­dzono na wniosek ministra obrony Rustema Umierowa.

Nowym dowódcą SSO został pułkownik Serhij Łupanczuk. Według Butusowa nominacji Łupan­czuka także nie uzgod­nio­no z Załużnym, co w praktyce przekłada się na podwójną zniewagę ze strony kancelarii prezydenta (zwłaszcza jej szefa Andrija Jermaka) i oznacza, że otoczenie Zełenskiego chce podkopać wpływy Załużnego. Butusow sądzi, że „zmiana dowódcy SSO wiąże się z intrygami politycznymi, a nie jest podyk­towana koniecz­nością wojskową”. Trzeba podkreślić, że nie ma żadnych zastrzeżeń co do legalności tego kroku. Chodzi jedynie o kwestię szacunku i zaufania.

Tymczasem odwołanie Załużnego okazało się – jeżeli wierzyć doniesieniom mediów, bo oczywiście nikt niczego nie potwierdzi oficjalnie – wyjątkowo trudnym zada­niem. Głównymi kandy­datami na stano­wisko hołowno­ko­manduwacza byli podobno szef Zarządu Wywiadu Minis­terstwa Obrony generał porucznik Kyryło Budanow i dowódca wojsk lądowych, generał pułkownik Ołeksandr Syrski. Obaj mieli odmówić nominacji. Obaj też nieszczególnie się nadają – pierwszy jest specem od wywiadu i działań sił specjalnych na tyłach wroga, a nie od wielkoskalowych działań frontowych, drugi zaś ma niezbędne kompetencje, ale nie cieszy się takim poważaniem ogółu żołnierzy jak Załużny czy Budanow.



Narrację o użyciu Awdijiwki jako pretekstu podchwyciły też prokrem­lowskie kanały na Telegramie. Paradok­salnie – może właśnie to zadziała na korzyść Załużnego. Pod względem propagandowo-piarowym władze cywilne stąpają bowiem po cienkim lodzie. Wizja odwołania Załużnego, który w bólach zapracował na szacunek zachodnich generałów, nie wzbudziła entuz­jazmu wśród sojuszników Ukrainy. Według The Washington Post kancelaria Zełenskiego zakomunikowała ten zamiar Białemu Domowi. Zarówno WaPo, jak i CNN sądzą, iż zmiana na szczycie sił zbrojnych wciąż jest w planach.

Notabene Załużny opublikował 1 lutego kolejny esej w amerykańskich mediach, tym razem dla odmiany w CNN (do przeczytania tutaj). W nowym eseju generał podkreśla koniecz­ność mobili­zacji (pisze o „niezdol­ności instytucji państwo­wych w Ukrainie do popra­wienia poziomu zasobów ludzkich naszych sił zbrojnych bez użycia niepo­pularnych metod”) i oczywiście rosnące znaczenie systemów bezzałogowych. Nie ma tam jawnej krytyki Zełenskiego, ale spostrze­żenia na temat mobili­zacji są szpilą jawnie wbitą prezy­dentowi i jego otoczeniu.

Waszyngton

Tymczasem senat Stanów Zjednoczonych zagłosował przeciwko makro­ustawie łączącej kwestie bezpie­czeństwa naro­do­wego – co obejmuje ponad 60 miliardów dolarów dla Ukrainy i 14 miliardów dla Izraela – oraz reformę przepisów o ochronie granicy. Projekt ustawy, rozpisującej fundusze warte łącznie 118 miliardów, został uformo­wany przez negocjatorów z obu partii, ale doczekał się przeciwników również z obu partii. Projekt miał poparcie związku zawo­dowego oficerów straży granicznej (który jest organizacją wręcz betonowo konser­watywną), sprzeci­wiała mu się natomiast między innymi Amnesty International USA.

Wśród republikanów „za” głosowali James Lankford (główny negocjator z ramienia swojej partii), Susan Collins, Lisa Murkowski i Mitt Romney. Z grona demokratów „przeciw” głosowali Eliza­beth Warren, Bob Menendez, Alex Padilla i Ed Markey oraz niezależny, ale sprzymierzony z demokratami, Bernie Sanders, który sprzeciwia się pomocy wojskowej dla Izraela w obliczu śmierci ponad 26 tysięcy Palestyńczyków w Strefie Gazy.



Lider większości senackiej, demokrata Chuck Schumer, zamierza teraz przejść do planu „B”, czyli poddania pod debatę projektu zakładającego pomoc wojskową dla Ukrainy, Izraela i sojuszników z rejonu Indo-Pacyfiku oraz pomoc humanitarną (10 miliardów dolarów) dla Ukrainy i Gazy – bez zmian w kwestii granicy. Głosowanie w tej sprawie ma się odbyć jutro. Była nadzieja, że stanie się to już dziś, ale według ustaleń The Washington Post wśród republikańskich senatorów istnieje duży rozziew opinii na temat tego, jak głosować. Szefostwo partii chce więc najpierw zebrać i policzyć szable.

Obserwatorzy amerykańskiej sceny politycznej – z wyjątkiem tych, co to na prawo od nich tylko ściana – zgodnie sądzą, że republikanie zaliczyli wpadkę lub wręcz się skompromitowali. Od wielu tygodni „czerwoni” senatorowie (taka jest barwa Partii Republikańskiej) zarzekali się, iż nie zatwierdzą pomocy dla sojuszników, dopóki nie uda się zabez­pieczyć południowej granicy, przez którą dziennie przedostają się tysiące migran­tów. Kiedy jednak udało się uzgodnić projekt ustawy gwarantujący to, czego oczekują – zagłosowali przeciwko. Były prezydent Donald Trump, ubiegający się o ponowny wybór w tegorocznych wyborach, otwarcie stwierdził, że tylko jego reelekcja może zagwarantować bezpieczeństwo granicy. Gdy tylko to powiedział, ustawa zaczęła tracić poparcie wśród republikanów.

Senatorka Debbie Stabenow, demokratka ze stanu Michigan, stwierdziła, że przystanie na zgłoszoną przez repub­li­kanów propozycję, aby głosować nad ustawą po dwutygodniowej przerwie w obradach, byłoby podarunkiem dla Władimira Putina. Senator Lankford, repub­li­kanin z Oklahomy, oświadczył, że jest rozczarowany postawą niektórych swoich kolegów, którzy postanowili nie rozwiązywać problemu granicy wyłącznie dlatego, iż jesteśmy w roku wyborczym. Ujawnił również, że pewien popularny komentator polityczny zagroził mu: „Jeśli spróbujesz przepchnąć ustawę rozwią­zującą kryzys graniczny w roku prezydenckim, zrobię, co będę mógł, aby cię zniszczyć”.

Heneralnyj sztab ZSU