Sprawa modernizacji indyjskich myśliwców Su-30MKI powraca regularnie od co najmniej sześciu lat. Na przeszkodzie stawały do tej pory liczne czynniki, w tym pieniądze i tradycyjna już opieszałość indyjskich decydentów. Nie bez znaczenia były też zakulisowe rozgrywki między Nowym Delhi a Moskwą. Co wyróżnia najnowszą odsłonę tej telenoweli? Towarzyszą jej doniesienia o kolejnym etapie rozmów z Rosją w sprawie wspólnej produkcji sprzętu, ale tym razem pozycja negocjacyjna Indii wydaje się znacznie mocniejsza niż kiedykolwiek wcześniej.
Indyjskie lotnictwo (Bhāratīya Vāyu Senā) posiada obecnie 262 myśliwce Su-30MKI spośród 272 zamówionych. Brakujących dziesięć egzemplarzy utracono w wypadkach, ostatni rok temu. Większość maszyn powstała na licencji w zakładach Hindustan Aeronautics Limited w Nāsiku w zachodnioindyjskim stanie Maharashtra. Produkcja dobiegła jednak końca w roku 2021. Jak łatwo się domyślić, HAL nie cieszył się z perspektywy utraty ważnego źródła dochodów i prowadził kampanię na rzecz zamówienia kolejnej transzy, liczącej czterdzieści maszyn. Ostatecznie skończyło się na dokupieniu dwunastu myśliwców w celu uzupełnienia strat eksploatacyjnych.
Jednocześnie trwała dyskusja nad modernizacją i zwiększeniem potencjału bojowego Su-30MKI. Jak by nie patrzeć, maszyny tego typu stanowią trzon Bhāratīya Vāyu Senā, a do tego trzeba czymś zastąpić wycofywane ze służby leciwe MiG-i-21. Produkcja Tejasa przebiega w ślimaczym tempie, a konstrukcja wciąż nie spełnia wszystkich wymogów. Rozwiązaniem było kupno zagranicznych myśliwców. Ostatecznie wybrano Rafale’a, jednak program napotyka kolejne trudności. Oprócz standardowych w takich przypadkach zarzutów korupcyjnych do gry weszła jeszcze marynarka wojenna – to właśnie dla niej ma zostać nabytych dwadzieścia sześć myśliwców pokładowych Rafale M, co uszczupla zasoby na dodatkowe maszyny dla lotnictwa.
Dodatkowo za modernizacją Su-30MKI przemawia kilka innych czynników. Indie wysoko oceniają potencjał modernizacyjny tych samolotów, a zakłady HAL widzą dla siebie intratny kontrakt i obłożenie dla infrastruktury powstałej z myślą o maszynach tego typu.
Jednym z problemów była współpraca z Rosją. Dla Nowego Delhi jednym z priorytetów jest jak najdalej idąca indyzacja konstrukcji, co, jak łatwo się domyślić, nie uśmiecha się Suchojowi i reszcie rosyjskiego kompleksu militarno-przemysłowego. Rozmowy w tej sprawie miały rozpocząć się już w roku 2017. Do tego dochodziły jeszcze rozbieżności doktrynalne. Wzorem Zachodu Indie stawiają na rozwój zdolności do walki na dystansach poza zasięgiem widzenia (BVR), walka kołowa schodzi więc, w przeciwieństwie do Rosji, na dalszy plan.
Sprawy zaczęły nabierać rozpędu jesienią 2023 roku. Szef sztabu sił powietrznych, generał V.R. Chaudhary, oświadczył wówczas, że w pierwsza faza modernizacji obejmie osiemdziesiąt cztery maszyny w ciągu czterech–pięciu lat. W mediach liczba ta urosła później do okrągłej setki. Ogólnie celem modernizacji ma być utrzymanie Su-30MKI w eksploatacji do roku 2045 albo nawet 2050. Ożywiło to spekulacje, że zmodernizowane indyjskie maszyny będą reprezentować standard zbliżony do rosyjskich Su-30SM2. Największe emocje budziło wyposażenie indyjskich maszyn w mocniejsze silniki AŁ-41F1.
Indian Air Force to extend life of Su-30 MKI fighter jets by more than 20 years. The Russian fighters would be in service till 2045 or 2050. Russian planes are the mainstay of the @IAF_MCC read @ani story for details https://t.co/ngLKYbu9PG https://t.co/16xMi5lYcA pic.twitter.com/F77yzleUXN
— Ajit Kumar Dubey (@ajitkdubey) December 31, 2023
Nadzieje rozwiano w ostatnich dniach. Wojska lotnicze oświadczyły, że modernizacja nie obejmie płatowców ani silników. Dlaczego indyjskie lotnictwo nie chce AŁ-41F1? Przy stawianiu na walkę powietrzną na dużych dystansach manewrowość schodzi na dalszy plan. Najważniejsze są jednak pieniądze. Wymiana silników byłaby kosztowna i niezbyt praktyczna; zaplecze serwisowe obecnie eksploatowanych AŁ-31FP jest rozbudowane i sprawne. Wreszcie trudno oczekiwać, by w obecnych warunkach Rosja byłaby w stanie zaspokoić duże zamówienie eksportowe dla klienta oczekującego szybkich dostaw.
Własnymi siłami i z pomocą Izraela
Najistotniejsze jest jednak to, co pod poszyciem. Jak wynika z dostępnych informacji, Indie chcą dokonać niemal całkowitej wymiany awioniki i uzbrojenia na sprzęt produkcji krajowej i izraelskiej. Na poczesne miejsce wysuwa się tutaj rodzimy radar AESA w technologii azotku galu Uttam Mk 3. Ma on zapewnić możliwość jednoczesnego śledzenia do sześćdziesięciu celów i naprowadzaniu uzbrojenia na cztery z nich. Obecnie stosowane radary Bars pochodzą jeszcze z lat 80., mogą śledzić maksymalnie szesnaście celów i naprowadzać uzbrojenie na cztery. Przez jakiś czas indyjskie media przeżywały fascynację rosyjskim radarem Irbis, znanym z Su-35 i Su-30SM, okazało się jednak, iż urządzenie jest zbyt energożerne, aby jego instalacja miała sens bez wymiany silników i układu energetycznego.
Pierwsze wersje radaru Uttam powstały z myślą o Tejasach. Docelowa wersja Mk 3 ma jednak trafić na Su-30MKI i rodzimy myśliwiec następnej generacji AMCA. Warto przy tej okazji wyprostować pewne nieporozumienie. W części mediów pojawiły się informacje, że zmodernizowane Su-30 dostaną radar Virupaksha. To błąd. Nazwa Virupaksha dotyczy bowiem nie urządzenia, ale samolotu Hawker 800 na którym agencja DRDO testuje Uttama.
Since ##Virupaksha is trending.
here is one from DRDO (Flying Test Bed)I Know its movie thatz trending !! pic.twitter.com/X2dqibAgf8
— Alpha Defense™ (@alpha_defense) May 4, 2023
Drugim rodzimym elementem wyposażenia elektronicznego ma być opracowany przez HAL system walki elektronicznej, który zastąpi rosyjski system SAP 518-SM. Schematyczne rysunki nowego systemu prezentowano podczas wystawy Aero India 2023. HAL ma już spore doświadczenie w tej dziedzinie, opracował system walki elektronicznej między innymi dla uderzeniowych Jaguarów.
Na dobrą sprawę plan modernizacji zakłada zebranie do kupy wszystkich zmian wprowadzonych przez Indie w Su-30MKI w ciągu ostatnich dwudziestu lat. Było ich sporo, ale nie tworzyły kompleksowego rozwiązania i nie wszystkie wprowadzano na wszystkich samolotach. Przypomnijmy chociażby zaordynowaną po nalocie na pakistański Balakot w lutym 2019 roku wymianę radiostacji. Doświadczenia tej operacji i następujących po niej starć z pakistańskim lotnictwem miały ujawnić niedostateczne bezpieczeństwo łączności zapewnianej przez oryginalne rosyjskie urządzenia. Wybór padł na programowalne radiostacje nieujawnionej izraelskiej firmy.
Izrael zresztą jest ważnym dostawcą sprzętu wojskowego dla Indii, a trend ten nie ominął Su-30MKI. Część maszyn zintegrowano z zasobnikami celowniczymi Litening i rozpoznawczymi El/M-2060P. Standardem na indyjskich Su-30 jest system samoobrony EL/M-8222 Elty. Z izraelskiego uzbrojenia przeprowadzono integrację z pociskami powietrze–powietrze I-Derby ER, pociskami powietrze-ziemia Rampage (które niedawno trafiły również pod skrzydła pokładowych MiG-ów-29K) i bombami kierowanymi Spice.
Rampage Air-to-Surface missile on #IndianNavy's MiG-29K fighter aircraft. pic.twitter.com/lEM5CXdr0e
— IADN Centre (@NewsIADN) December 3, 2023
Nowe Delhi nie zaniedbuje też uzbrojenia rodzimej produkcji. Opracowany wspólnie z Rosją BrahMos jest „oczywistą oczywistością”, ale na tym nie koniec. Na liście znalazły się pocisk powietrze-powietrze dalekiego zasięgu Astra-1, a w kolejce czeka wersja rozwojowa Astra-2. Duże nadzieje wiązane są z kolejnymi wersjami pocisku przeciwradiolokacyjnego NGARM (New Generation Anti-Radiation Missile) Rudram. W roku 2020 Rudram-1 o zasięgu 150 kilometrów został z powodzeniem przetestowany na Su-30MKI, kolejne wersje Rudram-2 i -3 mają charakteryzować się zasięgiem zwiększonym odpowiednio do 350 i 550 kilometrów. Nie należy też zapominać o uzbrojeniu powietrze–ziemia w postaci pocisku manewrującego Nirbhay oraz bomb kierowanych i szybujących rozwijanych przez DRDO.
Oczywiście modernizacja będzie prowadzona przy pomocy Rosji, ale jej udział staje się coraz bardziej ograniczony. Już w roku 2019 według indyjskich mediów Suchoj miał uczestniczyć jedynie w rozwoju prototypu zmodernizowanej wersji Su-30MKI, a za całą resztę miał odpowiadać indyjski przemysł. Nie dziwi więc brak entuzjazmu dla przedsięwzięcia po stronie Moskwy, jednak w ciągu ostatnich dwóch lat jej karty w negocjacjach z Nowym Delhi zaczęły słabnąć.
Współpraca przemysłowa
Indie należą do największych beneficjentów sankcji nałożonych na Rosję w wyniku napaści na Ukrainę. Najbardziej znane są korzyści wyniesione przez indyjski przemysł naftowy i obróbki diamentów. Raportowany przez azjatyckie media reimport przez Kreml broni rosyjskiej produkcji dał Nowemu Delhi dodatkowy lewar. Podobnie jak Chiny, Indie wymuszają na niemającej dużego pola manewru Rosji kolejne bonusy i specjalne oferty, którymi się nie chwalą.
Ciekawego materiału dostarcza wizyta indyjskiego ministra spraw zagranicznych S. Jaishankara w Moskwie w ostatnim tygodniu grudnia. Już pierwszego dnia na wspólnej konferencji prasowej Siergiej Ławrow mówił o rozmowach, a nawet podjęciu pewnych kroków w sprawie współpracy technicznej i wojskowej, w tym wspólnej produkcji broni i sprzętu. Nie podał jednak, o co chodzi.
W przeszłości było już kilka podejść, ale sukcesem zakończył się jedynie BrahMos. Najgłośniejszy był samolot bojowy następnej generacji FGFA, czyli wersja Su-57 przeznaczona dla indyjskiego lotnictwa. Ciągłe opóźnienia i wzrost kosztów doprowadziły do wycofania się Indii z projektu w roku 2018. Co gorsza dla Rosjan, Bhāratīya Vāyu Senā straciła entuzjazm wobec Su-57 już w roku 2017, kwestionując właściwości stealth myśliwca. Wprawdzie Moskwa deklaruje gotowość wznowienia współpracy, jednak z Nowego Delhi nie napływają żadne komentarze w tej sprawie. FGFA wydaje się definitywnie złożony do grobu, zwłaszcza że byłby konkurencja dla rodzimego AMCA.
Drugim wspólnym projektem zakończonym klapą, a raczej zawieszonym w próżni, jest śmigłowiec Kamow Ka-60 Kasatka (orka). W Indiach za produkcję, wraz z prawem do sprzedaży na rynkach trzecich, miał odpowiadać HAL. Ka-60 był planowany jako następca Mi-8 w indyjskich siłach zbrojnych. Znowu jednak na deklaracjach się skończyło.
Czy Moskwa liczy na wznowienie tych projektów? Wspólna produkcja pozwoliłaby na obejście sankcji, ale w takim przypadku finalny montaż musiałby się odbywać w Indiach, a o zamówieniach na rosyjskie potrzeby należałoby zapomnieć. Wprawdzie Indie nie dołączyły do sankcji, ale też nie popierają inwazji na Ukrainę i nie są zainteresowane pogarszaniem relacji z Zachodem. Z tych samych powodów odpada jakakolwiek produkcja na potrzeby rosyjskich sił zbrojnych. Wspomniane odsprzedawanie sprzętu pochodzącego z Rosji to inna sprawa i nie ma dowodów, aby obejmowało broń jako taką; w przypadku Indii w grę mają wchodzić jedynie systemy elektroniczne.
Żeby było jeszcze ciekawiej, Ławrow zadeklarował pełne poparcie dla polityki Make in India. W jej ramach Indie ograniczają import uzbrojenia, co szczególnie godzi w Rosję. Z drugiej strony indyjskie siły zbrojne używają tyle rosyjskiego sprzętu, że nawet pomimo wątpliwości co do jego jakości wymiana zajmie lata i będzie kosztować krocie. Czyżby więc rosyjski przemysł zbrojeniowy usiłował odnaleźć się w nowej sytuacji i wyciągnąć jak najwięcej korzyści, póki jeszcze można? To bardzo prawdopodobna hipoteza, jednak z jej weryfikacją trzeba poczekać do ujawnienia pierwszych konkretnych umów.
Przeczytaj też: F-105 Thunderchief. Wietnamski koń roboczy US Air Force