Ukraina wkroczyła w drugi okres bożonarodzeniowy naznaczony piętnem wojny. Tym razem – paradoksalnie – może się on okazać trudniejszy niż poprzednio. Wówczas byliśmy świeżo po chaotycznym odwrocie Moskali z prawego brzegu Dniepru, a dostawy zachodniego uzbrojenia nabierały tempa. Panowało przekonanie, że Ukraina wciąż ma przed sobą ciężkie chwile, ale wszystko będzie dobrze. Głównego zagrożenia upatrywano w zmasowanych uderzeniach na infrastrukturę elektroenergetyczną.
Rok później Ukraińcy i Ukrainki będą obchodzić Boże Narodzenie w posępniejszych nastrojach. Klęska kontrofensywy zaporoskiej podkopała zaufanie do ZSU i do decyzji podejmowanych przez najwyższe dowództwo (tak wojskowe, jak i cywilne). Po piorunujących tryumfach z chersońszczyzny i charkowszczyzny było to kolosalne rozczarowanie, ale też nikt, kto nie słabuje na umyśle, nie zakładałby, iż Ukraina przejdzie całą wojnę bez choć jednej porażki na szczeblu operacyjnym. Pomimo bolesnych strat w ludziach i sprzęcie był to tylko epizod. Oczywiście gdyby udało się przebić korytarz do Melitopola czy choć za Tokmak, odmieniłoby to losy wojny, ale brak korytarza nijak nie wskazuje na całościową klęskę Ukrainy.
Tyle tylko że niestety ukraińskie dzieci nie znajdą pod choinkami nadziei na rychły pokój. Na froncie zapanował impas, a co gorsza – nie wiadomo, co przyniesie najbliższe dwanaście miesięcy w kwestii pomocy wojskowej Zachodu dla Ukrainy. I właśnie tu kryje się największe zagrożenie.
USA
Dla niektórych państw stanie ramię w ramię z Ukrainą przeciwko Rosji jest fundamentalną racją stanu i tak też będzie po ewentualnych zmianach u steru władzy. Do tego grona zalicza się oczywiście Polska, zaliczają się też kraje bałtyckie, Finlandia czy Rumunia, a także Wielka Brytania i – co chyba zaskakujące z perspektywy 2021 roku – Niemcy. Te państwa i inne mające podobne nastawienie do wojny w Ukrainie będą wspierać Kijów do skutku na miarę możliwości. Możliwości są jednak ograniczone, dlatego też ciężar musi być rozłożony na jak najwięcej krajów.
Lwia część wsparcia dla Ukrainy pochodzi ze Stanów Zjednoczonych. Sama pomoc wojskowa przekroczyła już próg 44 miliardów dolarów, a po doliczeniu pomocy humanitarnej i finansowej uzyskujemy ponad 75 miliardów. Trzeba jednak spojrzeć prawdzie w oczy: Partia Republikańska w zastraszającym tempie staje się partią prorosyjską, a bardziej tradycjonalistyczny partyjny mainstream coraz bardziej traci wpływy. To dotychczasowa ekstrema staje się nowym mainstreamem. Nowy spiker (odpowiednik marszałka) Izby Reprezentantów Mike Johnson jest przeciwnikiem udzielania pomocy Ukrainie.
Not the most pleasant road conditions for that Swedish-delivered Stridsvagn 122 (Leo 2A5) main battle tank in service of the Armed Forces of Ukraine. pic.twitter.com/yzLBSrbRjS
— Status-6 (Military & Conflict News) (@Archer83Able) December 24, 2023
Joe Biden próbował obejść spodziewany opór Kongresu, łącząc pomoc dla Ukrainy z pomocą dla Izraela, zabezpieczeniem granicy i wsparciem dla sojuszników na Indo-Pacyfiku, ale ta opcja przepadła w głosowaniu w Senacie (51 głosów przeciw do 49 za). A nawet gdyby głosowanie ułożyło się odwrotnie, ustawa prawdopodobnie zostałaby odrzucona przez Izbę. Spotkało się to z entuzjastycznym przyjęciem wśród moskalskich propagandystów.
Biały Dom chce ogłosić w tym miesiącu jeszcze jeden pakiet pomocowy dla Ukrainy, ale na tym koniec – do czasu, aż Kongres zatwierdzi dalsze środki finansowe, co stanie się najwcześniej w styczniu. (Przedwczoraj Biden podpisał nowy budżet Pentagonu zawierający 300 milionów dolarów na potrzeby Ukraine Security Assistance Initiative – czyli procesu pozyskiwania dla Ukrainy broni od podmiotów przemysłowych, a nie z zapasów rządu federalnego – ale to osobny program pomocowy).
Sytuacja jest więc nieciekawa, ale dopóki głównym lokatorem Białego Domu jest Joe Biden, można liczyć na jakieś pomyślne rozstrzygnięcie. Prezydent zapowiedział, że jest gotów na ustępstwa w sprawie funduszy na zabezpieczenie granicy w imię odblokowania wsparcia dla Kijowa. Aby podkreślić wagę i skuteczność tego wsparcia, Pentagon ujawnił dane wywiadowcze, z których wynika, że od października na odcinku awdijiwskim najeźdźcy stracili ponad 13 tysięcy zabitych i rannych.
Kluczowym słowem w powyższym akapicie jest jednak: „dopóki”. Powrót Donalda Trumpa powoli staje się coraz bardziej prawdopodobny, a to byłoby katastrofą nie tylko dla Ukrainy, ale także dla Polski. Trump albo dobrowolnie, albo pod przymusem chodzi na krótkiej smyczy trzymanej przez Putina i odmawia jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy chce, aby Ukraina wygrała wojnę. Doradca do spraw bezpieczeństwa John Bolton obawiał się wręcz, że Trump może wyprowadzić Stany Zjednoczone z NATO.
Who is against Ukraine in America?
One person: Donald Trump.
But he controls the dumb & ignorant GOP base.
& the GOP base controls the spineless elected republicans.
Why does Trump support Putin? Why hasn't the FBI checked his finances?— Anders Åslund (@anders_aslund) December 19, 2023
Wojna w Strefie Gazy dodatkowo pokrzyżowała szyki administracji Bidena. Cała amerykańska scena polityczna zgadza się, że wsparcie Izraela jest konieczne. Biały Dom od razu przyszedł w sukurs Izraelowi – republikanie wprawdzie krytykowali tempo tego wsparcia (zbyt późno) i jego skalę (zbyt mało), ale zasadniczo nikt w Kongresie nie sprzeciwiał się samej decyzji. Kiedy jednak stawało się jasne, jak druzgocąca jest izraelska kampania w Gazie, nastąpił rozłam między Partią Demokratyczną, a jej elektoratem. Dotyczy to zwłaszcza Amerykanów pochodzenia arabskiego i wyznających islam.
Rashida Tlaib, członkini Izby Reprezentantów ze stanu Michigan, Palestynka z pochodzenia, oskarżyła Bidena o popieranie ludobójstwa dokonywanego przez Izrael na Palestyńczykach i zagroziła mu konsekwencjami przy urnie w przyszłorocznych wyborach prezydenckich. Przedstawiciele wielu społeczności muzułmańskich poparli to stanowisko. Tymczasem w 2020 roku muzułmanie i Arabowie odegrali niepoślednią rolę w zapewnieniu Bidenowi zwycięstwa. Na przykład w Michigan para Biden/Harris zdobyła 50,62% głosów i wyprzedziła Trumpa/Pence’a o 155 tysięcy głosów. Głosowało wówczas 146 tysięcy muzułmanów, niemal wszyscy na demokratów, czemu trudno się dziwić, jeśli wziąć pod uwagę, że administracja Trumpa była jawnie antymuzułmańska.
Breaking News!
In a rare move, the US House of Representatives has censured Michigan Rep. Rashida Tlaib, the Palestinian American Democrat, for her rhetoric in the wake of Hamas’s Oct. 7 invasion of Israel, including using the term “from the river to the sea.”
The 234-188… pic.twitter.com/NmSYvrCkHU
— Rabbi Shmuel Reichman (@ReichmanShmuel) November 8, 2023
Można by zapytać: czy na złość babci odmrożą sobie uszy? Przecież Trump osobiście nawoływał w kampanii wyborczej do zamknięcia granic dla imigrantów muzułmańskich, co znalazło potem wyraz w osławionym rozporządzeniu numer 13769. Poza tym republikanie nie okażą grama empatii gazańskim cywilom. I amerykańscy muzułmanie mieliby głosować na powtórkę z tej wątpliwej rozrywki? Teoretycznie nie powinni. Ale czy byłby to pierwszy raz w historii demokracji? Czy nigdy wcześniej wyborcy nie głosowali przeciwko własnym obiektywnym interesom pod wpływem emocji? Poza tym nie mówimy tu o emocjach chwilowych typu „Obama w beżowym garniturze”. Kwestia palestyńska jest dla arabskich Amerykanów kwestią głęboko osobistą. I w tej kwestii poczuli się głęboko zdradzeni.
Wojna w Strefie Gazy może się tym sposobem okazać niespodziewanym prezentem dla Trumpa, kolejnym stopniem, po którym będzie mógł wspiąć się do prezydentury. Celem dla Putina będzie w tej chwili dotrwać do listopada 2024 roku. Jeżeli Trump pokona Bidena, Ukraina z dnia na dzień znajdzie się w krytycznym położeniu. Trump zapowiedział przecież, że rozwiąże kwestię wojny w Ukrainie w dwadzieścia cztery godziny. Nawet biorąc poprawkę na jego zwyczajowe… cóż, bredzenie, trudno sobie wyobrazić, że mógłby ją rozwiązać szybko w inny sposób niż poprzez zmuszenie Ukrainy de facto do kapitulacji.
Przypomnijmy też w tym miejscu coś, o czym pisaliśmy dwa miesiące temu. Zwróciliśmy wówczas uwagę na pytanie, które świetny dziennikarz James LaPorta (@JimLaPorta na Twitterze, warto obserwować) zadał rzeczniczce Departamentu Obrony Sabrinie Singh. W skrócie sprowadzało się ono do: dlaczego skoro Ukraina dostaje od Waszyngtonu wytyczne ograniczające możliwość użycia przekazywanego jej uzbrojenia, nie nakłada się analogicznych ograniczeń na Izrael? Czy ufamy – my, to znaczy USA – Izraelczykom bardziej niż Ukraińcom? Singh wymigała się od odpowiedzi, podkreślając, że oba kraje toczą bardzo odmienne wojny, a niedawny atak na Izrael był dlań odpowiednikiem 11 września dla USA. Ta krótka migawka była symptomem niekorzystnego z naszej perspektywy rozłożenia akcentów w Waszyngtonie.
Here’s my question and the response from the Pentagon when I asked if the Defense Department and the White House trusts the Israelis more than the Ukrainians on providing munitions and following the Law of Armed Conflict. https://t.co/uFHUXhMCB3 pic.twitter.com/3yLuCxtoxz
— James LaPorta (@JimLaPorta) October 17, 2023
Europa
Ale żeby nie było, że krytykujemy tylko Stany Zjednoczone – sytuacja w niektórych krajach Europy też robi się nieciekawa. Do głównego obstrukcjonisty Viktora Orbána dołączył właśnie Robert Fico na Słowacji. Tymczasem w Holandii wybory wygrał Geert Wilders, który ma podejrzane powiązania z Rosją i jest przeciwnikiem przekazywania Ukrainie broni – zwłaszcza myśliwców – z holenderskich zapasów.
⚡️Premier Słowacji Robert Fico na antenie :
"Były dwie szanse na osiągnięcie pokoju wkrótce po wybuchu wojny na Ukrainie. Ale najpierw jeden mąż stanu, a potem inni poszukiwacze przygód z Zachodu przylecieli i uniemożliwili Ukraińcom podpisanie tego pokoju z Rosjanami. Panowało… pic.twitter.com/bWD1oF4OP1
— Martin Demirov (@MartinDemirow) December 23, 2023
Sojusznicy Ukrainy spoglądali z nadzieją na Szwajcarię. Ta w końcu złagodziła przepisy dotyczące eksportu uzbrojenia, ale dla Ukrainy nie jest to dobra wiadomość. Przypomnijmy: jesienią 2021 roku zaostrzono Ustawę o materiałach wojennych (Kriegsmaterialgesetz), wszelkie wyjątki zniesiono, szwajcarskiej broni nie można było sprzedawać ani reeksportować do krajów uwikłanych w wewnętrzne i zewnętrzne konflikty zbrojne.
Potem nadszedł 24 lutego 2022 roku i zaczął się problem. Rząd w Bernie znalazł się pod presją krajów wspierających Ukrainę, a także rodzimej opinii publicznej i przemysłu zbrojeniowego. Parlamentarna machina ruszyła gdy zwolennicy złagodzenia przepisów zebrali 130 tysięcy podpisów poparcia. Socjaliści, Centrum i liberałowie postawili sobie za cel wprowadzenie zmian, chociaż opinie są wśród nich podzielone. Przewodniczący Centrum, Gerhard Pfister, dramatycznie wzywał partyjnych kolegów i koleżanki, by dokonali wyboru między argumentami „polityczno-demokratycznymi” a gospodarczymi. Sam jasno stawiał na politykę i demokrację, reszta wybrała jednak gospodarkę.
W głosowaniu 19 grudnia Rada Narodu stosunkiem głosów 117 do 74 wprowadziła nowelizację rozszerzającą grupę państw, które mogą otrzymywać szwajcarską broń. Ale zwolennikom zmian udało się jedynie przeforsować wznowienie eksportu i reeksportu do państw uwikłanych w konflikty wewnętrzne. Ukraina, jako tocząca wojnę z innym państwem, nie znalazła się w tej grupie. Socjaliści, Centrum i liberałowie nie składają broni, jednak przeforsowanie dalszego odchodzenia od restrykcyjnych przepisów trochę potrwa. W październiku odbyły się wybory, co opóźniło prace. Propozycja korzystnej dla Ukrainy nowelizacji będzie mogła trafić pod obrady dopiero w czerwcu przyszłego roku. Miejmy nadzieję, że pół roku pozwoli pokonać opór Zielonych, którzy najchętniej zakazaliby eksportu broni.
W kontekście niepewności co do pomocy wojskowej cytowane przez CNN anonimowe źródło – określone jedynie jako ktoś wysokiej rangi służący w siłach zbrojnych – ostrzega, że Ukraina „nie ma gwarancji sukcesu z nami, ale na pewno polegnie bez nas”. Rzeczywiście dopóki Ukraina może liczyć na wsparcie Zachodu, widmo klęski pozostaje zepchnięte na daleki margines. Odzyskanie terytoriów okupowanych to inna sprawa, ale istnienie Ukrainy jako niezależnego organizmu państwowego jest niezagrożone tak długo, jak Kijów ma sojuszników. Gdyby jednak ich stracił? Dziesięć dni temu Putin stwierdził, że cele wojny pozostają niezmienione. Formalnie była to denazyfikacja, demilitaryzacja i inne takie brednie, ale faktycznie – całkowite podporządkowanie Ukrainy władzy Moskali, zainstalowanie marionetkowego prezydenta Wiktora Medwedczuka i wykrojenie sporego kawałka terytorium pod bezpośrednią kontrolę Moskwy.
Niemiecki dyplomata Carl Bildt twierdzi, że podczas rozmów z rosyjskimi bezpieczniakami w Dubaju dowiedział się, że Kreml wciąż pragnie zająć Odessę i Charków, że to i zmiana władzy w Kijowie jest obecnym celem minimum.
In Dubai I had a couple of conversations with people in the security intelligentsia. They were hell bent on continuing the war against . The minimum objective was described as occupying Odesa and Kharkiv as well, and then some sort of controlled regime in Kyiv.
— Carl Bildt (@carlbildt) December 10, 2023
W związku z tym zachodni sojusznicy Kijowa nie mogą powiedzieć: „zrobiliśmy dość”. Jeszcze nie. Zrobiliśmy dużo, ale dopóki Putin jest gotów poświęcać przyszłość narodów Rosji w imię własnych imperialno-kolonialnych ambicji, potrzeba będzie jeszcze więcej. Przedwczoraj Washington Post opublikował artykuł, w którym ujawniono, że ukraińscy artylerzyści już teraz zmagają się z niedoborem amunicji. W niektórych jednostkach zużycie nabojów do haubic spadło pięciokrotnie albo i bardziej. Zdarza się, że trzeba odwoływać zaplanowane natarcia, ponieważ nie da się zapewnić pododdziałom wsparcia artyleryjskiego.
Tymczasem również przedwczoraj Służba Bezpieczeństwa Ukrainy zatrzymała urzędnika ministerstwa obrony Ukrainy w związku z podejrzeniem o przywłaszczenie 1,5 miliarda hrywien (157 milionów złotych) przeznaczonych na… zakup pocisków artyleryjskich.
Dodajmy niejako na marginesie, że jeszcze rok temu większość Ukraińców i Ukrainek obchodziła Boże Narodzenie zgodnie z obrządkiem wschodnim według religijnego kalendarza juliańskiego – święto wypadało więc 7 stycznia. Ale już wówczas wyraźnie czuło się nadchodzący przełom, natury oczywiście nie teologicznej, ale politycznej i moralnej. Ukraina po prostu nie chce świętować Bożego Narodzenia wraz z najeźdźcami. Szacuje się, że około połowy wiernych świętowało 25 grudnia.
I tak 1 września 2023 roku Prawosławna Cerkiew Ukrainy i Ukraińska Cerkiew Greckokatolicka przeszły na zreformowany kalendarz zwany nowojuliańskim, w którym Boże Narodzenie wypada jutro. Opór zmianie stawiają głównie ci wierni, dla których świętowanie Bożego Narodzenia 25 grudnia to świętowanie „po (rzymsko)katolicku” czy nawet „po polsku”, jest to jednak niewielki promil ogółu.
W następnym sprawozdaniu przyjrzymy się bezpośrednio sytuacji na froncie i perspektywom jej rozwoju.