Francja zawsze chętnie podkreśla, że jest państwem Oceanu Spokojnego, i utrzymuje w regionie Indo-Pacyfiku pokaźne jak na swoje możliwości siły. W ostatnich dniach Paryż otworzył nowy rozdział swojej obecności militarnej w regionie, podpisując porozumienia o współpracy z Australią i Filipinami.
Relacje francusko-australijskie osiągnęły dno we wrześniu 2021 roku, gdy Australia w mało dyplomatyczny sposób zerwała kontrakt na okręty podwodne typu Barracuda i wybrała współpracę z USA i Wielką Brytania w ramach AUKUS, mającą przynieść między innymi pozyskanie atomowych okrętów podwodnych. Ze strony Paryża było dużo krzyku, dąsów i gróźb, które w sporej części były teatrem na użytek krajowej opinii publicznej.
Dwustronne relacje zaczęto odbudowywać w połowie ubiegłego roku. Nowy laburzystowski rząd premiera Anthony’ego Albanese zawarł ugodę z Naval Group i zobowiązał się wypłacić francuskiemu koncernowi 830 milionów dolarów australijskich odszkodowania za zerwaną umowę.
Chociaż Francja nie została zaproszona do AUKUS, współpraca militarna ze Stanami Zjednoczonymi i Japonią przebiegała bez zmian. Francuskie siły na Indo-Pacyfiku regularnie ćwiczyły z Amerykanami i Japończykami. W czerwcu fregata Lorraine typu FREMM przeszła Cieśninę Tajwańską i operowała na Morzu Południowochińskim. Nie był to jedyny przypadek drażnienia Chin, mocno kontrastującego z wieloma wypowiedziami prezydenta Emmanuela Macrona. W październiku ubiegłego roku Cieśninę Tajwańską przeszedł okręt rozpoznania elektronicznego Dupuy de Lôme (A759). Przypomnijmy, że francuski sztab generalny już od kilku lat wskazuje Chiny jako potencjalnego przeciwnika w ewentualnym pełnoskalowym konflikcie.
Z biegiem czasu puściły lody między Paryżem a Canberrą, o czym przekonaliśmy się 4 grudnia. Podczas wizyty szefowej resortu spraw zagranicznych Catherine Colonny w Australii obie strony ogłosiły „mapę drogową” zacieśniania współpracy wojskowej. Pierwszym krokiem jest porozumienie o wzajemnym dostępie do baz. Umowa przynosi korzyści obu stronom. Francja zyskuje solidniejsze zaplecze logistyczne niż to, którym sama dysponuje w regionie. Natomiast Australia zyskuje wysunięte bazy w Oceanii, rzecz istotna wobec penetracji regionu przez Chiny i ich prób pozyskania tam własnych baz. Kwestia ta budzi obawy tak w Canberze, jak i w Paryżu.
— Dr Elizabeth Buchanan (@BuchananLiz) December 5, 2023
Kolejne planowane etapy to wymiana danych wywiadowczych i bliżej niesprecyzowane zacieśnianie współpracy w innych obszarach związanych z obronnością. Obie strony zupełnie nie ukrywają, że ich zbliżenie jest podyktowane działaniami Pekinu. Chińska Republika Ludowa została uznana w tegorocznym Strategicznym Przeglądzie Obronny za główne wyzwanie dla bezpieczeństwa. Również Francja uważa Chiny za zagrożenie dla swoich posiadłości na Pacyfiku. Tym sposobem wspólne interesy i niebezpieczeństwo przeważyły nad wzajemnymi żalami i urazami.
Bliżej z Filipinami
Podczas gdy Colonna szykowała się do wizyty w Australii, minister sił zbrojnych Sébastien Lecornu odwiedził Manilę. 2 grudnia wraz ze swoim filipińskim odpowiednikiem Gilbertem Teodoro podpisał list intencyjny w sprawie zacieśnienia współpracy militarnej i „bezpieczeństwa prawnego różnych partnerstw operacyjnych i działań”. Krótko mówiąc: chodzi o rozpoczęcie rozmów zmierzających do podpisania umowy VFA (Visiting Forces Agreement), regulującej zasady przebywania obcych, w tym przypadku francuskich, wojsk na terenie Filipin. Manila zawarła już takie umowy z USA i Australią, a w lutym tego roku rozpoczęła negocjacje z Japonią.
La France et les Philippines sont deux Nations de l’Indopacifique.
Nous partageons la même vision d’un Indopacifique libre et ouvert.
Premier déplacement d’un ministre des Armées aux Philippines pour donner de nouvelles perspectives à notre relation de défense. pic.twitter.com/KLkfCX88Is
— Sébastien Lecornu (@SebLecornu) December 2, 2023
Podobnie jak w przypadku umowy z Australią, Francja rozszerza liczbę baz wojskowych na Indo-Pacyfiku, z których może korzystać. W przypadku Filipin w grę wchodzi jeszcze jeden czynnik, nazwijmy go ofensywnym dyplomatycznie. 6 grudnia ambasador Marie Fontanel oświadczyła, że Francja jest gotowa prowadzić wspólne patrole na Morzu Południowochińskim, nazywanym oficjalnie w Manili Morzem Zachodniofilipińskim. Żeby zaś takie operacje mogły dojść do skutku, filipińskie prawo wymaga porozumienia VFA.
List intencyjny jest więc niemałym sukcesem Manili, szukającej, gdzie tylko się da, wsparcia przeciwko chińskiej presji na spornych obszarach archipelagu Spratly. Krótko przed wystąpieniem ambasador Fontanel szef filipińskiego sztabu generalnego, generał Romeo Brawner Junior mówił, że coraz więcej państw jest zainteresowanych wspólnymi patrolami mającymi patrzeć Chińczykom na ręce i hamować ich zapędy, nie podał jednak konkretów.
Strona francuska sugeruje, że dwustronna współpraca może wychodzić poza kwestie związane z Chinami. W ostatnich tygodniach na południu Filipin znowu ożywili się islamiści. 3 grudnia w zamachu bombowym podczas katolickiej mszy odprawianej w sali gimnastycznej uniwersytetu w Marawi zginęły cztery osoby, a pięćdziesiąt zostało rannych. Do ataku przyznało się Państwo Islamskie. W roku 2017 miasto było sceną blisko półrocznych walk między islamistami a siłami rządowymi.
Paryżowi zależy na dobrych relacjach z Manilą z jeszcze jednego powodu. Mimo wielu trudności Filipiny nie rezygnują z pozyskania dwóch okrętów podwodnych. W przetargu za faworyta uchodzi francuska Naval Group z jednostkami typu Scorpène. Oferta obejmuje także modernizację i rozbudowę bazy w Zatoce Subic i pakiet szkoleniowy. Zresztą już w grudniu 2018 roku filipińskich marynarzy wysłano na szkolenie do Francji. Nie wiadomo jednak było, czy chodzi o szkolenie załóg, oficerów sztabowych czy obsługi technicznej. W ubiegłym roku strona francuska ujawniła, że grupa filipińskich oficerów od roku 2019 przechodzi szkolenie w należącym do Défense Conseil International (DCI) ośrodku w Breście. Formalnie szkolenia ma być wszechstronne i „agnostyczne pod względem platformy”, to znaczy umożliwi Filipińczykom odnalezienie się na pokładzie dowolnego okrętu podwodnego. Nie zmienia to faktu, że kursanci będą najlepiej obeznani z francuskimi rozwiązaniami, a to już niebagatelny atut.
Wartość kontraktu szacowana jest na 1,7 miliarda dolarów za same okręty podwodne. Gra jest więc warta świeczki, a do tego sukces na Filipinach pozwoliłby Francuzom pozbyć się gorzkiego smaku porażki po zerwanym australijskim kontrakcie stulecia.
Zobacz też: Japonia chce uzbrajać samoloty transportowe w pociski manewrujące