Oto szalona idea: napisać thriller szpiegowski, którego zakończenie cały świat zna, nim jeszcze Autor siądzie do pracy. Na przykład thriller szpiegowski o zamachu Mehmeta Alego Ağcy na Jana Pawła II. Znane zakończenie? No pewnie, że znane. Tymczasem „Czerwony Królik” to naprawdę niezła powieść, a jej słabe punkty w żadnym wypadku nie wynikają z powszechnie znanego zakończenia.
Dla Czytelnika znad Wisły będzie to książka tym ciekawsza jako najbardziej „polska” w dorobku Clancy’ego. Nie dlatego bynajmniej, że akcja dzieje się w Polsce (bo się nie dzieje), ale – rzecz jasna – przez osobę Karola Wojtyły. Polski papież nie pojawia się co prawda na kartach powieści jako jeden z bohaterów, jednakże jego „osoba i czyn” nieustannie przewija się w tle jako spiritus movens całej fabuły. Ta zaś pokazuje z jednej strony polityczne i wywiadowcze przygotowania do zamachu, z drugiej – reakcje Zachodu na przecieki w tej sprawie. Trzeba jednakże pamiętać, że nie mamy tu do czynienia z literaturą faktu; jest to bez wątpienia powieść, wytwór wyobraźni Autora, dążący wszakże do jak najbardziej faktycznego finału.
„Czerwony Królik” to część kultowego już cyklu o Johnie Patricku Ryanie, lecz sam Ryan nie odgrywa tu pierwszoplanowej roli, więcej dowiadujemy się o nim jako o głowie rodziny aniżeli pracowniku wywiadu. Główna rola przypadła raczej Edwardowi i Mary Pat Foleyom, agentom CIA wydelegowanym do pracy w ambasadzie w Moskwie. Chronologicznie „Czerwony Królik” plasuje się po „Patriotach”, a przed „Polowaniem na «Czerwony Październik»”, chociaż opublikowany został dopiero w 2002 roku („Polowanie…” w 1984). Wydaje się, że Clancy usiłował załagodzić wrażenie superbohaterskości i nadczłowieczeństwa Ryana wywołane przez wcześniej napisane powieści, relegując go na chwilę z powrotem do roli gryzipiórka i popychadła w CIA. Niestety, Clancy nie byłby sobą, gdyby choć raz nie pozwolił Ryanowi dokonać epokowego, bohaterskiego wyczynu. Zupełnie niepotrzebnie; trzymanie go na eksponowanym drugim planie ma swój wdzięk i trzeba było tak to pozostawić przez całą powieść.
Ciekawie czyta się wygłaszane przez postaci – z obu stron Żelaznej Kurtyny – komentarze na temat potencjalnej roli, charakteru i osobowości Jana Pawła II i ruchu Solidarność. To dzięki nim „Czerwony Królik” zasługuje na miano powieści „polskiej” i dzięki nim ma spore szanse na powodzenie wśród tutejszych Czytelników. Należy bowiem przyznać, że nie jest to najwybitniejsze dzieło kiedykolwiek napisane przez Toma Clancy’ego. Mówiąc wprost: plasuje się poniżej średniego poziomu. Brakuje tu przede wszystkim tempa i suspensu. Zagadką jest tutaj, czy Zachód dowie się, że i jak Sowieci chcą zabić Jana Pawła II , oraz czy spróbują ich powstrzymać, nie zaś to, czy im się uda, bo z góry wiadomo, że nie.
Akcja zaś toczy się wolniej niż zwykle; z reguły Clancy snuje kilkanaście równoległych wątków, które naprzemiennie gnają na łeb, na szyję, dzięki czemu zupełnie nie odczuwa się długości powieści. Tu zaś tekst się ciągnie, wiele dobrego uczyniłoby mu usunięcie kilkudziesięciu stron, co zresztą można by łatwo osiągnąć, wyrzucając kilka nudnych, „domowych” scen, niczego na dobrą sprawę niewnoszących do naszej wiedzy o bohaterach, albo opisy brytyjskiej służby zdrowia. „Czerwony Królik” jest niewątpliwie najpowolniejszą ze wszystkich książek Clancy’ego, które czytałem. A przeczytałem mniej więcej połowę.
Samo to nie jest wszakże wielkim problemem. Dużo gorszy wpływ na jakość powieści ma kilka fragmentów, w których wyraźnie widać, że Autorowi brakowało dobrych pomysłów na zrealizowanie danej sceny. Na przykład pierwszy kontakt z Edem Foleyem nawiązany przez pewnego Rosjanina. Czy naprawdę mamy uwierzyć, że człowiek noszący się z zamiarem zdrady (niezależnie od jej powodów) podjąłby decyzję o skontaktowaniu się z tym, a nie innym człowiekiem na podstawie jego wyglądu? Ryzykując życie, wszedł w kontakt z obcym mu człowiekiem, gdyż ten wyglądał – powtarzam: wyglądał – na Amerykanina, nic o nim nie wiedząc? Powiedzieć, że naciągane, to mało.
Niemniej jednak, Clancy to Clancy, nazwisko to samo w sobie jest swoistym znakiem jakości, nawet najsłabsze jego powieści należą do najlepszych w swoim gatunku. Najwierniejsi fani Clancy’ego mogą poczuć się nią rozczarowani, nie polecam jej także Czytelnikom, którzy z Clancym nie mieli jeszcze do czynienia. Mimo wszystko uważam, że warto sięgnąć po „Czerwonego Królika” i nie żałuję dwóch dni spędzonych na lekturze.